GaleriaT. Shebanova gra - Pory roku Czajkowskiego
Wydarzenia |
Szukaj w Maestro |
||
|
|
||
Przegląd nowości"Trylogia" Sławomira Pietrasa
Strona 4 z 10
Tak wystrojony wracałem z plenerowej parady do domu i mało nie pogryzł mnie napotkany po drodze pies, który czegoś takiego w Będzinie jeszcze nie widział. Odtąd tańczenie na scenie w baletowych przebraniach porzuciłem na zawsze. Nie miało to wszakże nic wspólnego z zainteresowaniem profesjonalną sztuką tańca. Moi troskliwi rodzice wybierali z bogatego repertuaru ówczesnej Opery Śląskiej te spektakle, na które można było zabierać nawet kilkuletnie dzieci. W ten sposób na kolanach ojca obejrzałem Coppelię, Zielonego koguta i Bagatelę, a już na osobnych – kupowanych ze zniżką – fotelach Fontannę Bachczysaraju, Pana Twardowskiego i Kopciuszka (z rewelacyjną, a kompletnie zapomnianą Leokadią Zienko).
Po wielu latach opowiadałem o tym Barbarze Bittnerównie w Skolimowie. Gwiazda nie dowierzając postanowiła przepytać mnie, jako że sama tańczyła niegdyś te spektakle w Bytomiu. Po krótkiej chwili otrzymałem ocenę celującą, ponieważ pamiętałem takie szczegóły tych spektakli, które wykluczały jakiekolwiek podejrzenie, że ich nie widziałem. Wchodząc w wiek dorosły poznawałem repertuar baletowy poprzez fascynację tancerkami klasycznymi. W Bytomiu była to Lucyna Sotomska (Szecherezada, Sprytni studenci, Błazen królewski), Irena Cieślikówna (Szurale, Romeo i Julia, Esmeralda), której partnerował Eugeniusz Jakubiak – idealny danseur noble, przedwcześnie zmarły i też zapomniany. Osobnym zjawiskiem już w latach sześćdziesiątych była Iwona Wakowska, zaangażowana prosto z warszawskiej Szkoły Baletowej, aby na Śląsku tańczyć Jezioro łabędzie. Wkrótce z Jakubiakiem przenieśli się do Łodzi, otwierając nowoczesny gmach tamtejszego Teatru Wielkiego. Będąc studentem w Poznaniu często wczesnym pociągiem wyjeżdżałem, aby jeszcze przed poranną próbą ujrzeć Wakowską zwykle jeszcze zaspaną i dostarczyć jej kupione na przesiadce w Kutnie maleńkie bułeczki maślane, kradzione przez znajomego piekarczyka przez kraty uspołecznionej – jak wszystko – piekarni. Wieczorami z wypiekami na twarzy patrzyłem na jej Odettę-Odylię, Julię, Lizę, czy Królową Wschodu, po czym nocą, znów z przesiadką w Kutnie wracałem do Poznania. Po latach – za mojej łódzkiej dyrekcji – upadająca na zdrowiu Wakowska przyjechała odebrać z Teatru Wielkiego jakieś potrzebne jej dokumenty. |
|||
Maestro jest tytułem jakim honoruje się najwybitniejszych muzyków wirtuozów dyrygentów śpiewaków i nauczycieli. Właśnie im oraz podążającym za ich przykładem artystom poświęcona jest ta strona |
|||
2006 Copyright © Wiesław Sornat (R) All rights reserved MULTART |