GaleriaT. Shebanova gra - Pory roku Czajkowskiego
Wydarzenia |
Szukaj w Maestro |
||
|
|
||
Przegląd nowości"Trylogia" Sławomira Pietrasa
Strona 2 z 10
Przedtem jednak zbadano muzykalność, żywiołowość ruchów, rozwartość kończyn, brak gapowatości na buzi i śmiałość w autoprezentacji, które to przymioty – wyznam nieskromnie – towarzyszą mojemu życiu aż po dzień dzisiejszy. Nie wszystkich jednak przyjmowano. Młodszą ode mnie kuzynkę Isię, mimo widocznej już wówczas urody cielesnej odrzucono z powodu słabej reakcji na muzykę, ospałości, pucułowatości, plątaniny ruchów i chronicznej nieśmiałości. Jej matka a moja ciotka, tłumaczyła przed komisją, że jedynym powodem kandydowania córki do baletu jest potrzeba nabycia ogłady i wdzięku, aby w przyszłości dobrze wyjść za mąż. Nic to nie pomogło, Isia tancerką nie została, ale za to wyrosła na utalentowaną lekarkę i bez trudu wyszła za mąż, szkoda, że nie kilkakrotnie.
Natomiast mnie przez cały rok szkolono intensywnie, kilka razy w tygodniu. Na zajęcia odprowadzany byłem przez panią Ignaczewską, rodzaj niańki i opiekunki, bo zapracowani rodzice nie znajdowali już na to czasu, a przez ul. Kołłątaja jeździły zagrażające wtedy przechodniom, ocalałe z wojny angielskie tramwaje. Wiosną odbył się na scenie Domu Katolickiego, zbudowanego między cmentarzem, a linią kolei warszawsko-wiedeńskiej uroczysty popis pierwszego rocznika najlepszych adeptów będzińskiego baletu. Mnie przydzielono do tańca marynarskiego. Ubrany byłem w okrągłą czapkę ze zwisającymi tasiemkami, prostokątny, sięgający na plecy kołnierz i krótkie spodenki, aby wyeksponować baletowo ukształtowane już dziecięce kończyny. Do jakiej muzyki tańczyliśmy tę całymi tygodniami ćwiczoną choreografię samego prof. Śliwskiego, już nie pomnę. W czasie jej prezentacji podczas publicznego występu doszło na scenie do fatalnego w skutkach incydentu, który zaważył na moim dalszym życiu. Przed rozpoczęciem tańca rozsunęła się na boki zielona kurtyna, ukazując cały nasz ansambl stojący w pozycji wyjściowej. Zza kulis profesor Śliwski syknął „już”, pianista rozpoczął grać i zaczął się taniec. Mnie jednak nie w głowie było wykonanie kolejnych mozolnie wyćwiczonych kroków, obrotów, podskoków i przysiadów. Dręczyła mnie tylko natrętna myśl, aby nie przegapić momentu, kiedy kurtyna zacznie zasuwać się z powrotem, kto to uruchomi, jak to się dokona i czy będzie aplauz. To intensywne pragnienie i towarzyszące mu napięcie sparaliżowało wszelkie ruchy i pozostawiło wzrok wlepiony w rampę nad sceną. |
|||
Maestro jest tytułem jakim honoruje się najwybitniejszych muzyków wirtuozów dyrygentów śpiewaków i nauczycieli. Właśnie im oraz podążającym za ich przykładem artystom poświęcona jest ta strona |
|||
2006 Copyright © Wiesław Sornat (R) All rights reserved MULTART |