Galeria
Wydarzenia |
Szukaj w Maestro |
||
|
|
||
Byłem w szpitalu
Strona 1 z 2
Moje dotychczasowe związki z medycyną to przede wszystkim felietony w „Gazecie Lekarskiej” i przyjaźnienie się z rodzinami lekarskimi Zagłębia, Wrocławia, Łodzi, Kotliny Kłodzkiej i Poznania, czyli miejsc, gdzie od lat żyję i pracuję. W ubiegły poniedziałek tuz przed godz. 2 w nocy obudził mnie narastający ból w klatce piersiowej promieniujący w kierunku szczęki i brody, na tyle silny i uporczywy, że postanowiłem działać. Otwarłem drzwi od domu na wypadek, gdyby się pogorszyło, co zapewne zwabiłoby ewentualnych spadkobierców. Wykręciłem 112 i już po kwadransie przyjechali dwaj ratownicy medyczni, sympatyczni i konkretni. Jeden spojrzawszy na regały biblioteczne spytał wprost, czy ja to wszystko przeczytałem. Gdy się dowiedział, że niektóre książki nawet kilkakrotnie, uznał mnie za pacjenta-żartownisia.
Po następnym kwadransie wylądowaliśmy w izbie przyjęć poznańskiego szpitala na Lutyckiej, gdzie – jak twierdzili moi ratownicy – jest najlepszy Oddział Kardiologii Inwazyjnej. Dotychczas w swych felietonach zajmowałem się intelektualnymi i uczuciowymi związkami sztuki z medycyną. Zebrał się tego pokaźny tomik, czekający właśnie na uzupełnienie i wydanie. Teraz stanąłem nagle oko w oko z medycyną praktyczną, którą postanowiłem się zająć, przeciwstawiając jej nie różne przejawy sztuki, a potrzeby swojego własnego grzesznego ciała.
Izba przyjęć to długi korytarz, pełen łóżek z oczekującymi pacjentami, jeszcze w ubraniach, w obuwiu i z tobołkami pełnymi różnych przedmiotów, w które przy wyjeździe wyposażyły nieszczęśników przerażone rodziny. Oczekiwanie trwało długo, chociaż nowych kandydatów nie przybywało (no, może kilka osób), a ja obserwowałem to wszystko leżąc na korytarzu od wpół do trzeciej nad ranem, aż do pory obiadowej.
Jako oczekujący podejrzewałem początkowo, że niektórzy ozdrowieńcy nie pozwalają zgonić się z łóżek, aby ustąpić miejsca następnym kandydatom na wyleczenie. Ale przyczyna była inna. Jaka ? – nie wnikam, bo tym niechże zajmą się specjaliści od organizacji jakże przeciążonej obecnie służby zdrowia. Przyglądając się temu z horyzontalnej pozycji odkryłem, że w lecznicy rządzą wcale nie managerowie, lekarze czy ordynatorzy. W sprawach organizacji pracy, porządku, dyscypliny i tego, co wolno, a co nie, decydujący głos mają… salowe. Jedna z nich, najbardziej energiczna i hałaśliwa zarzuciła mi, że to co pozostało po mnie w toalecie mogło się przyczynić do poślizgnięcia się jeszcze mniej sprawnego ode mnie towarzysza niedoli. |
|||
Maestro jest tytułem jakim honoruje się najwybitniejszych muzyków wirtuozów dyrygentów śpiewaków i nauczycieli. Właśnie im oraz podążającym za ich przykładem artystom poświęcona jest ta strona |
|||
2006 Copyright © Wiesław Sornat (R) All rights reserved MULTART |