Galeria
Wydarzenia |
Szukaj w Maestro |
||
|
|
||
Nie ma się z czego cieszyć!
Strona 1 z 2
Postanowiłem zapoznać moich przezacnych czytelników z tym, czego nie lubię. Z jednej strony może to posłużyć lepszemu poznaniu niektórych intencji, wyrażanych w moich felietonach. Z drugiej strony, niechże będzie to rodzajem konfrontacji z poglądami każdego, kto zaszczyca mnie czytaniem pisanych przeze mnie tekstów.
Zacznijmy od spraw drobnych. Nie akceptuję w aktualnej modzie męskiej zestawiania czarnych lub granatowych garniturów z brązowym obuwiem. Dotyczy to zarówno elegantów na szczeblu ministerialno-celebryckim, jak i młodzieżowo-luzackim. W każdej okoliczności zalatuje to wiochą!
Nie lubię się fotografować. A już nie znoszę tego u ludzi robiących sobie zdjęcia na widowniach teatralnych, aby później zamęczać znajomych pokazywaniem, jacy to są kulturalni i światowi.
Mam kłopoty ze wspólnym śpiewaniem przy stołach, lub na różnych uroczystościach. W przeciwieństwie do innych narodów nie potrafimy zaśpiewać przyzwoicie i czysto naszego „Sto lat”, „Jak szybko mijają chwile”, „Szła dzieweczka do laseczka”, czy „Góralu czy ci nie żal”. Chyba, że po pijanemu, ale też nie najlepiej. Wtedy na ogół wszyscy zwracają uwagę na mnie myśląc, że jako dyrektor opery powinienem to robić dobrze.
Jeśli w przedziale jadącego pociągu ktoś niepytany zaczyna opowiadać, kim jest i co robi – prawie zawsze konfabuluje. Jest to odwieczna tęsknota za byciem kimś, kim się nie jest, bo przecież za chwilę wysiądzie się z pociągu i nikt tego nie sprawdzi. W ostatnich klasach licealnych często niepytany przez pasażerów podawałem się za studenta Wydziału Prawa z Krakowa. Ale przynajmniej wkrótce nim zostałem.
Nie znoszę jakiegokolwiek promowania kremacji zwłok. Mimo wszystko na Ziemi jest wystarczająco dużo miejsca, aby pomieścić wszystkich w trumnach i złożyć w normalnych grobach. Dziwię się Kościołowi, że toleruje ten pogański obyczaj. Myśląc również o sobie zastanawiam się, skąd później wziąć ludzkie relikwie w razie beatyfikacji?
Są również zjawiska związane z moją profesją, których nie toleruję. Na przykład to wzajemne, nagminne oklaskiwanie się po zakończeniu spektaklu. Widzowie są od klaskania, a artyści od kłaniania. Natomiast na scenie wszyscy klaszczą, co niby ma zwielokrotnić entuzjazm na widowni, a zazwyczaj tylko zaciera skalę odniesionego sukcesu w atmosferze „cioci na imieninach” i ogłupiającego wołania „reżyser, reżyser!…” |
|||
Maestro jest tytułem jakim honoruje się najwybitniejszych muzyków wirtuozów dyrygentów śpiewaków i nauczycieli. Właśnie im oraz podążającym za ich przykładem artystom poświęcona jest ta strona |
|||
2006 Copyright © Wiesław Sornat (R) All rights reserved MULTART |