GaleriaT. Shebanova gra - Pory roku Czajkowskiego
Wydarzenia |
Szukaj w Maestro |
||
|
|
||
Przegląd nowościPoznańskie moniuszkowskie masturbacje
Strona 1 z 2
Pastwienie się nad Strasznym dworem, polskim operowym eposem swą wielowątkowością porównywanym z Panem Tadeuszem, nie rozpoczęło się w Poznaniu od razu. Co najmniej pięciokrotna zmiana akcji, szereg scen zespołowych i wielki finał z kompletem solistów, chórem i baletem wymaga pokaźnych rozmiarów sceny, a nie sali gimnastycznej z zaadoptowanym podium scenicznym, ciasnym orkiestronem oraz niewielką ilością miejsc udających teatralną widownię.
W prologu było dużo ruchu, daleka od nastroju żegnania się rycerzy rozpacz nad jakimś trupem, brutalne traktowanie sióstr miłosierdzia („nie ma niewiast w naszej chacie”) i powszechne pijaństwo, z czego ponoć słyniemy w oczach cudzoziemców. Zabawnym pomysłem stało się wypatrywanie mężczyzn przez lunetę, a później ta Cześnikowa z krzyżami, rewelacyjnie zagrana i zaśpiewana przez warszawską mezzosopranistkę Annę Lubańską. Ale potem było coraz gorzej. Te współczesne wnętrza dworku w Kalinowie znawców repertuaru moniuszkowskiego mogły tylko oburzać, a widzów oglądających po raz pierwszy – dezorientować. Miecznik poruszający się na wózku inwalidzkim (nawet z kroplówką), ociemniały, z zawiązanymi oczyma, ale śpiewający: „…ślicznie jak widzę, dziewczęta moje… i „ja także przypatrzę się”). Wynaturzeniom tej postaci nie pomógł nawet piękny głos i wokalna interpretacja Stanisława Kuflyuka.
Damazy w damskiej sukni niby postać z ciotenbalu, zamiast ubiegać się o rękę Hanny lub Jadwigi, włóczy za sobą urodziwego chłopaczka, którego poślubia (!) w finale. Obie siostry w swych popisach wokalnych na dobrym poziomie, choć sceniczna propozycja reżyserska jest kpiną z arii Hanny. W tej roli bytomska sopranistka Rusłana Kowal, a jako Jadwiga poznanianka Magdalena Wilczyńska-Goś. W akcie II i III nastąpiły liczne dziwolągi kostiumowe, co miało „uwspółcześnić” fabułę, a spowodowało tylko szereg nieporozumień i bezsensu.
Skołuba śpiewa do Macieja „jest nas tylko dwóch”, a wokół stado panienek gnie się podczas sławnej arii o zegarze, w którym – jak się później okazało – gnieździł się Damazy ze swym kochankiem. Niskie głosy męskie nie były niestety ozdobą tego wykonania. Za to nieznany mi wcześniej Piotr Kalina w partii Stefana błysnął głosem, interpretacją i postawą zwłaszcza w znanej arii, którą śpiewał nie wiedzieć czemu w obecności Hanny, nucącej sobie sławny kurant (co za jakże zbędne kuriozum !). |
|||
Maestro jest tytułem jakim honoruje się najwybitniejszych muzyków wirtuozów dyrygentów śpiewaków i nauczycieli. Właśnie im oraz podążającym za ich przykładem artystom poświęcona jest ta strona |
|||
2006 Copyright © Wiesław Sornat (R) All rights reserved MULTART |