GaleriaT. Shebanova gra - Pory roku Czajkowskiego
Wydarzenia |
Szukaj w Maestro |
||
|
|
||
Przegląd nowościLegendarne nagrania Maurizia Polliniego na sześciu płytach w jednym boxie!
Strona 3 z 4
4. Płyta numer cztery to I Koncert fortepianowy Sz 83 oraz II Koncert fortepianowy Sz 95 Béli Bartóka. Pollini zarejestrował je z Orkiestrą Symfoniczną z Chicago kierowaną przez Claudia Abbada w lutym roku 1977. Pierwsze wydanie na płycie gramofonowej to rok 1979. Uważam, że interpretacje te są pozycją obowiązkową dla każdego miłośnika literatury fortepianowej ze względu na wizjonerskie odczytanie partii orkiestrowej. Abbado niczym „barbarzyńca w ogrodzie" próbuje okiełznać Dionizosa i Apolla jednocześnie, serwując wykwintnie podane to, co może wydać się obce, wręcz agresywne dla wielbiciela muzyki zgodnej z zasadami klasycznymi. W konsekwencji z pogańskiego rytmu wyłaniają się wysmakowane brzmieniowo niuanse homofoniczne i polifoniczne, a narracja staje się zwarta, uporządkowana i elastyczna. Powstaje dźwiękowa symbioza: fortepian - na poły uczuciowy, na poły ascetyczny, raz drapieżny, kiedy indziej miękki jak puch - stymulowany jest przez orkiestrę i na odwrót. Jeśli chodzi o instrument solowy, w pierwszym koncercie brakuje mi jedynie odpowiedniej artykulacji, która mogłaby sprawić, że brzmienie będzie miało charakter perkusyjny. Natomiast brzmienie zespołu w obu koncertach urzeka świeżością i precyzją; zwłaszcza aerofonów, które nadają kreacjom wyrazu. Instrumenty dęte drewniane tworzą delikatną tkankę barwy pastelowej, pozwalającą kształtować wysublimowane piana, a pełnokrwiste i jaskrawe dęte blaszane wzbogacają forte. 5. Na piątym, przedostatnim krążku usłyszymy Dwanaście etiud fortepianowych L 136 Klaudiusza Debussy'ego i Sonatę fortepianową op. 1 Albana Berga, które Pollini nagrał w październiku roku 1992. Etiudy są ostatnim dziełem przeznaczonym przez francuskiego twórcę na fortepian. Mimo że zadedykował je on Fryderykowi Chopinowi, oraz że jest ich łącznie dwanaście (w formie dwóch Ksiąg), nie mają one nic wspólnego z etiudami polskiego kompozytora. Co istotne, pełnią zaledwie funkcję techniczną i nie mają znamion małych arcydzieł, w przeciwieństwie do Das Wohltemperierte Klavier Jana Sebastiana Bacha oraz właśnie etiud Chopina. Ponadto język etiud Debussy'ego nie jest tożsamy z idiomem jego preludiów, w których zaszyfrowane były obrazy, nastroje, zapachy oraz kolory. Co więcej, zdaje się, że etiudy są jego najtrudniejszym technicznie zbiorem, w związku z czym pianiści wykonują je bardzo rzadko. Pollini tymczasem bawiąc się nimi, odtwarza poniekąd zapis nutowy mechanicznie i bez emocji. Pod jego palcami są one niczym sople lodu: zimne, ogładzone i transparentne; czyste jak kryształ i twarde jak stal. Zdarza się, że włoski pianista dobiera do nich rozmaite odcienie, od śnieżnej bieli po lazur błękitnego nieba, dzięki czemu przebijają się przez nie jaskrawe promienie słońca. W Sonacie Berga Pollini dystansuje się emocjonalnie jeszcze bardziej. Daleki jest od płomiennych uczuć Daniela Barenboima (DGG) oraz od żarliwości i sceptycyzmu Glenna Goulda (Sony Music). Jest za to na swój sposób analityczny i syntetyczny; kawałkuje sonatę takt po takcie, by jednak na przestrzeni całości zbudować porażającą kulminację dramaturgiczną. Po niej oddech pianisty będzie już coraz cichszy; w końcu zamilknie, pozostawiając sonatę - zgodnie z koncepcją Berga - niedokończoną. Ale to nie ma znaczenia, bo wszystko, co w opinii kompozytora miało być konieczne, zostało w niej wypowiedziane. 6. Na ostatniej, szóstej płycie usłyszymy I Księgę Preludiów L 117 oraz Wyspę radości L 106 Debussy'ego, które Pollini utrwalił w czerwcu roku 1998. Preludia są z całą pewnością wielkim arcydziełem solowej literatury fortepianowej. Choć zwykło się przyjmować, że mają charakter programowy, warto pamiętać, iż Debussy'emu zależało na tym, by wykonawcy interpretowali je na swój sposób. Dlatego też kompozytor zamieszczał proponowane przez siebie tytuły dopiero na końcu poszczególnych utworów. W jego zamierzeniu zabieg ten nie tylko miał za zadanie oddziaływać na kreatywność interpretatorów, ale także stanowił furtkę do świata wyobraźni słuchaczy. Jeśli chodzi o Polliniego, wydaje mi się, że ma on bez wątpienia fantazję, niemniej jego osobowość oraz styl wykonawczy nie pomogły mu odnaleźć się w tym cyklu. Jakkolwiek kreowane przez niego Preludia cechują się epickim rozmachem i dużą dozą dramaturgii, brakuje im zmysłowości, elastyczności, polotu oraz humoru. Mimo iż artysta gra je głębokim (ale zimnym) dźwiękiem, kreśli je de facto grubą kreską, nie bacząc na wypełnianie konturów urozmaiconymi barwami. Rzecz ma się podobnie z interpretacją Wyspy radości, w której Pollini jest perfekcyjny technicznie i wycyzelowany, ale mało energiczny i znów pozbawiony zmysłowości. W efekcie ani nie kipi radością, ani nie przechadza się z nami po pachnących gajach albo wzdłuż opromienionych blaskiem słońca piaszczystych plaż, przy których kłębią się w morzu całe mrowia złotych rybek. A zatem, nie spełnią się nasze trzy życzenia. Zamiast nich zwiedzamy beztroskie wyspy Bergamuty oraz Krainę Deszczowców i zastanawiamy się, gdzie zapodziała się tytułowa radość. Czy jeszcze do nas wróci? Wróci... ale w niezastąpionych wykonaniach Waltera Giesekinga (dwóch, wydanych przez EMI i BBC Music) i Samsona François (EMI) sprzed kilkudziesięciu lat. Co do Preludiów zaś, wolałbym wybrać nie tylko wspomnianego Giesekinga (EMI) i François, ale także: Artura Benedettiego Michelangelego (DGG), Claudia Arraua (Philips), Krystiana Zimermana (DGG) oraz Jeana-Efflama Bavouzeta (Chandos).
|
|||
Maestro jest tytułem jakim honoruje się najwybitniejszych muzyków wirtuozów dyrygentów śpiewaków i nauczycieli. Właśnie im oraz podążającym za ich przykładem artystom poświęcona jest ta strona |
|||
2006 Copyright © Wiesław Sornat (R) All rights reserved MULTART |