GaleriaT. Shebanova gra - Pory roku Czajkowskiego
Wydarzenia |
Szukaj w Maestro |
||
|
|
||
Przegląd nowościKwartet na dwie ręce
Przedstawmy uczestników owego kwartetu. Są to Georg Friedrich Haendel, Carl Philipp Emanuel Bach, Ferenc Liszt oraz Radosław Sobczak, który tym artystom udzielił prawa do korzystania z jego rąk. To niby formuła towarzysząca Paulowi Barzowi, autorowi sztuki Kolacja na cztery ręce, który suponował spotkanie dwóch gigantów baroku, Haendla i Bacha. Tamto spotkanie było fantazją, bo wielcy twórcy, choć pewnie mogli, nigdy się nie spotkali, natomiast Radosław Sobczak połączył przy klawiaturze Haendla z Bachem, co prawda nie tym największym, ale z jego synem. Zagrał utwory jednego i drugiego jednym ciągiem, bez zaznaczenia granicy, gdzie kończy się jeden a zaczyna drugi. Tu można wspomnieć o innym recitalu Haendlowskim, który w tym samym Studiu Radiowym im. Witolda Lutosławskiego zagrał przed laty jeden z największych pianistów świata Światosław Richter. Artysta miał już kłopoty z pamięcią i Haendla grał z nut.
Tak samo uczynił Radosław Sobczak, chociaż do muzyki podszedł inaczej niż tamten już nieżyjący gigant klawiatury. Richter grał niezwykle spójnie i intelektualnie, Sobczak natomiast rozlewnie i romantycznie. Więcej baroku, ale bez polifonii, było w dwóch Sonatach Carla Philippa Emanuela, tu pojawiały się czasem zaskakujące głosy wydobyte z dna partytury, pewne chwyty całkiem współczesne, zatrzymania, rubata, a nawet odnalezione gdzieś w trakcie wykonania i zaakcentowane dwa ostre, “diabelskie” dźwięki jakby septymy w dół, którymi zaczynał niekiedy swoje utwory kolejny uczestnik kwartetu Liszt. Drugi z kolei syn wielkiego Bacha stał już okrakiem pomiędzy epoką baroku i klasycyzmu. Niewiele mu dało naśmiewanie się z ojca i przezywanie go “starą peruką”, bo Jan Sebastian miał pod tymi obcymi i przybrudzonymi włosami o wiele więcej muzyki niż wszyscy jego synowie razem wzięci. I to było słychać w owych dwóch trzyczęściowych Sonatach, w których pewne fragmenty mogłyby, gdyby były lżejsze i bardziej finezyjne, uchodzić za utwory Haydna lub Mozarta. A potem po krótkiej przerwie na wyniesienie nut i opuszczenie pulpitu zaczęła się szalona przygoda z 12-ma Etiudami Transcendentalnymi Franciszka Liszta. Są to doskonałe pozycje do popisów i bisów. Tym bardziej łączne zagranie całej kolekcji na jednym recitalu uchodzi za wyczyn podobnie jak 24 Kaprysów Niccolo Paganiniego. I tutaj Radosław Sobczak stał się wśród polskich pianistów kimś takim, jak Janusz Wawrowski wśród skrzypków znad Wisły. Niestrudzony recenzent niemal codziennie wysłuchiwanych koncertów prof. Marcin Zgliński, wymienia tuzin artystów, którym Etiudy Transcendentalne Liszta „leżą” pod palcami, a nawet wykonują je łącznie podczas jednego wieczoru, nie było jednak wśród nich ani jednego Polaka. Teraz już jest. Niestety nie zaproponował on gry bardzo pięknej. Fortepian w tych fragmentach, gdzie kompozytor zażyczył sobie obejmować najwyższe rejestry, brzmiał na jak popękana szklanka, jakby był mocno zabytkowy, dudnił i brzydko brzęczał w dole skali, co wzmagało nadużywanie pedału. W najbardziej wirtuozowskich Etiudach typu Mazeppa, z melodią wykorzystaną też w Poemacie symfonicznym o tym tytule, albo Błędne ogniki, pojawiały się nietrafione klawisze, ale ogólny wyraz muzyczno-wirtuozowski został utrzymany. Gdy ktoś pragnie wykonania sterylnie czystego to może napisać program na komputer, a sztuczna inteligencja “AI” zagra bez najmniejszej „zaczepki”. Można zapytać dla kogo Liszt komponował takie Etiudy najeżone pasażami, licznymi skokami rąk w różne strony i innymi trudnościami technicznymi? Oczywiście pisał je dla siebie, ale dziś wiemy, że były one również przeznaczone dla Radosława Sobczaka, choć powinien on jeszcze popracować nad jakością dźwięku. Joanna Tumiłowicz |
|||
Maestro jest tytułem jakim honoruje się najwybitniejszych muzyków wirtuozów dyrygentów śpiewaków i nauczycieli. Właśnie im oraz podążającym za ich przykładem artystom poświęcona jest ta strona |
|||
2006 Copyright © Wiesław Sornat (R) All rights reserved MULTART |