Od Traviaty do Butterfly

Opublikowano: poniedziałek, 30, marzec 2020 06:57
Pietras Sławomir

Marcowy repertuar Teatru Wielkiego w Łodzi zapowiadał debiut Joanny Woś w Madama Butterfly Giacomo Pucciniego. Wytrawni znawcy gatunku operowego wiedzą, że tylko nieliczne soprany śpiewające wirtuozowski repertuar koloraturowy, mogą sobie pozwolić na zmierzenie się z dramatycznym wyrazem aktorskim i dźwiękowym japońskiej heroiny. Mieć w repertuarze jednocześnie Traviatę Butterfly, to wyczyn artystycznie zupełnie niezwykły. Tego zapragnęła w szczycie swej kariery łódzka gwiazda, a zarazem czołowy polski sopran przełomu stuleci.

 

W bogatej historii sztuki wokalnej można by znaleźć takie precedensy, począwszy od legendarnej już rywalizacji Marii Callas i Renaty Tebaldi. Pierwsza najpierw nagrała Madama Butterfly w sierpniu 1975 roku pod dyrekcją Herberta von Karajana (rewelacyjnie), a już w listopadzie zaprezentowała tę rolę na scenie Liric Opera w Chicago. Tego samego roku w maju zaśpiewała Traviatę w historycznej inscenizacji Franco Zeffirellego w La Scali, nagrawszy to dzieło już przed dwoma laty w Rzymie, mając zarazem za sobą i przed sobą 63 spektakle Traviaty na scenach południowo-amerykańskich, włoskich, w Nowym Jorku, Chicago, Dallas, Londynie i Lizbonie.

 

Jej rywalka Renata Tebaldi dysponując głosem cięższym i mniej sprawnym technicznie wprawdzie również nagrała i kilkakrotnie zaśpiewała Traviatę (w Meksyku), ale naraziła się na uwagi Callas wyrażane publiczne i porównywanie obu głosów do szampana i coca-coli. Wywołało to trwającą wiele lat – nazwaną tak przez media – wojnę sopranów. Mówiąc o szampanie, Callas myślała oczywiście o swoim śpiewie. Natomiast głos Tebaldi niefortunnie porównywany do coca-coli zachwycał jeszcze długo w Madama Butterfly na scenie Metropolitan w latach sześćdziesiątych, aż do zakończenia kariery tej doprawdy wspaniałej, ale mniej od swej rywalki wszechstronnej śpiewaczki.

 

Wśród polskich gwiazd operowych pierwszej połowy ubiegłego stulecia mamy co najmniej kilka nazwisk wykonujących jednocześnie Traviatę Butterfly. Myślę tu przede wszystkim o Janinie Korolewicz-Wajdowej, Jadwidze Dębickiej i Ewie Bandrowskiej-Turskiej. W czasach nam bliższych wielokrotnie słuchałem i oglądałem na scenie na przemian w Traviacie Madama Butterfly Jadwigę Romańską (Kraków), Natalię Stokowacką (Opera Śląska) i Barbarę Zagórzankę (Bydgoszcz, Poznań, Warszawa).


 

Obie te role miała w swym repertuarze Teresa Żylis-Gara. Z tego co wiem, Traviatę śpiewała w Hamburgu, a Madama Butterfly w Nowym Jorku. Zanim jeszcze rozpoczęła karierę światową, widziałem ją i słuchałem jako Cho-cho-san w telewizyjnej transmisji z Opery Krakowskiej. Byłem jeszcze gimnazjalistą i z emocji dostawałem wtedy wypieków na różnych częściach ciała.

 

Zupełnie niedawno Aleksandra Kurzak, nasza najsilniej świecąca gwiazda na firmamencie światowej wokalistyki, również postanowiła zmierzyć się z wyczynem zaśpiewania obok salonowej Traviaty, japońskiego arcydzieła Giaccomo Pucciniego. Po fatalnym zachowaniu się obecnych decydentów Teatru Wielkiego w Poznaniu, gdzie planowane było to wydarzenie, zaprezentowała swą Butterfly na kilkutysięcznym plenerze w Warszawie i odniosła spektakularny sukces.

 

Jeśli po epidemii koronawirusa teatry operowe wznowią działalność, Joanna Woś będzie trzecią śpiewaczką wśród gwiazd związanych z moimi dyrekcjami, która pokona amplitudę problemów wokalnych, interpretacyjnych i wyrazowych związanych z jednoczesnym byciem liryczno-koloraturową Violettą (w czym jest bezkonkurencyjna) i liryczno-dramatyczną Panią Motyl, co wymaga skrajnie przeciwnych środków wyrazu wokalnego i aktorskiego, niż dotychczasowe Rozyny, Królowe Nocy, Gildy, Adiny, Łucje, Elwiry (Purytanie), Noriny czy Olimpie. Ukoronowaniem dokonań tej najwybitniejszej obecnie gwiazdy operowej w Łodzi  byłaby niewątpliwie partia tytułowa w operze Vincenzo Belliniego Norma. Być może będzie to możliwe, skoro teraz rządzą tam tenorzy, z których jeden jest nawet  wybitny.

 

A które z moich niegdysiejszych sopranów – spytacie – miały również w repertuarze Traviatę Madama Butterfly? A więc Ewa Karaśkiewicz, role te przygotowała i zaśpiewała z sukcesem w Operze Śląskiej, zanim zwabiliśmy ją do Łodzi, gdzie pozostała na dobre i na złe. Poza tym Joanna Cortés, która Butterfly śpiewała zarówno w Łodzi i w Warszawie, jak i Narodnim Divadle w Pradze. Natomiast Violettę przygotowała na życzenie Adama Hanuszkiewicza, gdy reżyserował Traviatę w Operze Wrocławskiej.

 

Wszystko to świadczyło, świadczy oraz świadczyć będzie o poziomie i pozycji polskiej sztuki operowej w kraju i na świecie, a nie wywracanie do góry nogami operowych arcydzieł przez niektórych – pożal się Boże – rodzimych kombinatorów.

                                                             Sławomir Pietras