Krakowski operowy cud mniemany

Opublikowano: poniedziałek, 12, grudzień 2016 08:07
Pietras Sławomir

Nie chodzi o Krakowiaków i górali Bogusławskiego z muzyką Stefaniego, która to narodowa epopeja powinna być w stałym repertuarze Opery Krakowskiej, skoro teatr ten doprowadził do operowego debiutu reżyserskiego tak wybitnej postaci polskiej sceny, jaką jest Jerzy Stuhr. Ten niezwykły artysta wyreżyserował arcydzieło włoskiej opery komicznej epoki bel canato Don Pasquale Gaetano Donizettego, przywracając sens i równowagę operowym produkcjom po tym, jak znęcali się nad nimi polscy nawiedzeni kombinatorzy różnej maści, biorąc przykład z ich odpowiedników zagranicznych, pod pretekstem trendów, mody, artystycznego "postępu" i czego tam jeszcze.

Sięgnięcie po osobowość, umiejętności, wiedzę i talent Jerzego Stuhra jest odpowiedzią na pytanie, gdzie znajduje się jedno z najczystszych źródeł czerpania kreatorów scenicznych repertuaru operowego. Przykład tego dała niedawno Krystyna Janda reżyserując w Łodzi wyśmienity Straszny dwór, a dawniej Adam Hanuszkiewicz (spektakle mozartowskie), Krzysztof Kolberger (wrocławski, warszawski i poznański Cud mniemany, który właśnie ostrożnie sugeruję Stuhrowi), a jeszcze dawniej Aleksander Bardini ze swym Otellem, Elektrą, Jutrem i właśnie Don Pasqualem.

Historia realizacji tej przezabawnej scenicznie i wirtuozowskiej wokalnie arcykomedii operowej jest w ostatnich kilkudziesięciu latach w Polsce bogata i ciekawa. Począwszy od powojennego speklaklu w Poznaniu (Kostrzewska, Klonowski, Woźniczko, Mikulin) i Bytomiu (Stokowacka, Paprocki, Hiolski, Majak), poprzez Kraków, gdzie na premierze w roku 1962 Jadwiga Romańska i Kazimierz Myrlak musieli bisować duet ogrodowy. Piękną kartę tego dzieła zapisała Łódz z mistrzowską kreacją tytułową Antoniego Majaka i – trzeba to przyznać - najlepszego w tej roli jego ucznia Kazimierza Kowalskiego, który wybuczał ją swym basem zanim z nadania PSL-u ostatatnio został urzędnikiem samorządowym we Wrocławiu, czego należy współczuć jednocześnie jemu, jego mocodawcom, a przede wszystkim kulturze i sztuce Dolnego Śląska.

Wspomnę jeszcze piękny spektakl Don Pasquale w reżyserii Franka de Quella w Operze Wrocławskiej za czasów Roberta Satanowskiego (Żmurko, Galczuk, Prochowski, Milun) i mniej udaną moją produkcję poznańską z Hossą, Friebe, Galiardo i Ogórkiewiczem, w wersji scenicznej słynnej europejskiej koloratury Sylwii Geszty, która myślała, że reżyseruje, a w istocie na próbach uczyła śpiewać.


Ozdobą spektaklu Jerzego Stuhra był dr Malatesta wykreowany przez Mariusza Kwietnia. Jest on najlepszym od lat wykonawcą tej roli na całym świecie, co potwierdza komercyjne nagranie z Metropolitan Opera, dostępne w najlepszych magazynach muzycznych. W partii tytułowej nie ustępował mu Grzegorz Szostak, bas wykształcony przez Alicję Dankowską z interesującym głosem i fenomenalnym talentem aktorskim. Ich duet (też ogrodowy) trzeba było bisować, do czego zmusiła solistów rozentuzjazmowana publiczność. Ernesta, jedną z najtrudniejszych wokalnie partii tenorowych wykonał Andrzej Lampert głosem pięknym, swobodną techniką, naturalnym aktorstwem i urodą filmowego amanta. Czego więcej chcieć ? Noriną była rozpoczynająca właśnie europejską karierę australijska śpiewaczka Aleksandra Flood. Podobała się imponując wirtuozowską koloraturą, aparycją, wdziękiem i wszystkim, czym można uwieść zarówno młodzieńca jak i starca.

W drukowanym programie Mariusz Kwiecień opublikował świetny, dowcipny i barwny felieton. Że też on i na to umie znaleźć czas, poświęcony sztuce operowej swego rodzinnego miasta. Teraz już wiem, czym zajmie się po – oby jak  najdłuższej – światowej karierze operowej. Chętnie odstąpię mu, ku uciesze moich licznych wrogów, swoje miejsce w Angorze.

Jeszcze kilka słów o dyrygującym spektaklem Tomaszu Tokarczyku. To prawdziwy skarb Opery Krakowskiej. Na bankiecie powiedziałem mu, że we śnie przyszedł do mnie stary Donizetti z podziękowaniami za tak wspaniałego polskiego dyrygenta operowego. Nie należy zapominać – odparł młody Maestro – że on pod koniec życia zwariował.

Tak z grubsza rzecz biorąc wyglądał krakowski operowy cud mniemny w teatrze, którym pewną ręką kieruje – oby jak najdłużej – Bogusław Nowak.

                                                                           Sławomir Pietras