Galeria
Wydarzenia |
Szukaj w Maestro |
||
|
|
||
Już Cię więcej nie zobaczę…
Strona 2 z 2
Pewnego zimowego poranka maszerowaliśmy w mundurach na studenckie ćwiczenia wojskowe. Nagle z za rogu tuż obok Opery wyjechał francuski Peugeot, z którego wysiadła obsypana płatkami śniegu, piękna jak sen czarowny Olga Sawicka. Na jej widok dowodzący nami major wydał komendę: kompania – padnij! W jednym momencie bractwo runęło przed artystką w zaspy śniegowego puchu, a zaskoczona gwiazda oniemiała z dumy i zachwytu. Spośród ówczesnego grona jej fanów miałem tę przewagę, że wychowany w Operze Śląskiej w dzieciństwie i wczesnej młodości widywałem ją często na scenie, tańczącą u boku Barbary Bittnerówny w Coppelii i Zielonym Kogucie, a potem w Fontannie Bachczysaraju (Maria) i tytułowej Złotej kaczce. W skromnym pożegnalnym felietonie nie sposób omówić całej jej kariery, bogatej, rzetelnej, opartej na wielkim talencie, dyscyplinie i pracowitości. Przed kilku laty zrobił to poznański krytyk Stefan Drajewski w albumowym tomie Życie z tańcem, prowadząc z Sawicką długą, szczerą, pouczającą, a przede wszystkim interesującą rozmowę. Moje z nią osobiste kontakty były z biegiem lat coraz mniej oficjalne, a bardziej serdeczne i przyjacielskie. Udział w rozwiązywaniu różnych kłopotów życiowych, goszczenie na Łódzkich Spotkaniach Baletowych, częste jej wizyty na spektaklach warszawskich, kiedy baletem kierował Emil Wesołowski, coroczne przyjazdy z Henrykiem Konwińskim do Lądka – Zdroju, wspólne kąpiele w cudotwórczym basenie Wojciech, wreszcie Lądeckie Lato Baletowe, którego Olga była zawsze gościem honorowym. Podziw nad jej urodą, aktywnością, energią i sprawnością intelektualną był jakby sugestią, że dla królowej polskiego baletu czas stanął. Jeszcze niedawno dowiodła tego, kiedy Paweł Chynowski w Salach redutowych Opery Narodowej urządził jej wieczór, bodaj w 50-lecie opuszczenia baletu warszawskiego. Niedługo potem nagły spadek formy, troskliwa opieka w Domu Artystów – Weteranów w Skolimowie i odejście w wielki czwartek wieczorem. Pozostał smutek, zaduma, subtelna – jak na Nią przystało - refleksja i powracający ciągle bezbrzeżny żal, że… jak napisałem w tytule. Sławomir Pietras |
|||
Maestro jest tytułem jakim honoruje się najwybitniejszych muzyków wirtuozów dyrygentów śpiewaków i nauczycieli. Właśnie im oraz podążającym za ich przykładem artystom poświęcona jest ta strona |
|||
2006 Copyright © Wiesław Sornat (R) All rights reserved MULTART |