Galeria
Wydarzenia |
Szukaj w Maestro |
||
|
|
||
„Falstaff” w La Scali
Strona 1 z 2
Mój były kierownik literacki Michał Stankiewicz twierdzi, że „istnieje około 270 oper powstałych na podstawie przynajmniej 23 sztuk Szekspira”. Oper o Falstaffie jest co najmniej trzy: Antonia Salieriego (tego podejrzanego o otrucie Mozarta), Otto Nicolaia (działał w niemieckim Poznaniu w latach trzydziestych XIX wieku), oraz Giuseppe Verdiego, który Falstaffem (1893) uwieńczył swą genialną twórczość. Pierwszej nigdy nie słyszałem. Druga do dziś pojawia się w repertuarach operowych z szekspirowskim klimatem, muzyczną lekkością oraz scenicznym wdziękiem, nasuwa porównania z komediowymi dziełami Stanisława Moniuszki. Najlepszą realizację Wesołych kumoszek z Windsoru jaką pamiętam dała Lia Rotbaumówna i Włodzimierz Ormicki w Operze Śląskiej w latach 50-tych. Natomiast Falstaff Verdiego nie ma szczęścia na polskich scenach. Poza warszawską inscenizacją Reginy Resnik pod batutą Kazimierza Korda z Jerzym Artyszem w roli tytułowej w latach 60-tych, kilka innych prób wprowadzenia tego spektaklu do polskiego repertuaru mogłoby się nie odbyć. Toteż we współpracy z łódzkim „Grand Tourem” zrobiłem wszystko, aby zobaczyć nową inscenizację Falstaffa w La Scali. Spektakl grany był w dniach Expo poświęconemu żywności i jedzeniu. Słusznie, jako że Falstaff w całej historii świata jednym z najwybitniejszych opojów i żarłoków. Kanadyjski reżyser Robert Carsen zamienił Oberżę pod Podwiązką na nowoczesna restaurację, a szekspirowskie figury na postacie ubrane i wyglądające tak jak my. Pominięte zostały również didaskalia librecisty Arrigo Boito, zarówno dotyczące dekoracji, rekwizytów jak i szekspirowskiego miejsca akcji. Na szczęście pozostała muzyka Giuseppe Verdiego, jakby kwintesencja całej jego twórczości, ze wspaniałą melodyką, dźwiękową charakterystyką postaci i sytuacji, całym tym komizmem genialnie przeniesionym z warstwy słownej w sferę muzyczną. Wszystko to stawia niezwykle wysokie wymagania wobec dyrygenta, muzyków i śpiewaków. Po raz pierwszy od lat uczestniczyłem w La Scali w spektaklu obsadzonymi wyłącznie głosami włoskimi. Polityka niedawno odwołanego dyr. Stefana Lisnera powodowała, że niemal w każdym przedstawieniu stali na scenie śpiewacy rosyjscy. Zwykle zresztą znakomici. Należę jednak do tych bywalców, którzy Rosjan najchętniej słuchają w Moskwie, Polaków w Warszawie, Włochów w La Scali, chyba że są to Kurzak, Beczała, Dobber, Kwiecień i Ruciński. |
|||
Maestro jest tytułem jakim honoruje się najwybitniejszych muzyków wirtuozów dyrygentów śpiewaków i nauczycieli. Właśnie im oraz podążającym za ich przykładem artystom poświęcona jest ta strona |
|||
2006 Copyright © Wiesław Sornat (R) All rights reserved MULTART |