Myliłem się!

Opublikowano: poniedziałek, 01, maj 2023 07:10
Pietras Sławomir

W obliczu zbliżającej się 50. rocznicy powstania Polskiego Teatru Tańca – Baletu Poznańskiego, jako jego współzałożyciel i manager, zacząłem bywać w jego nowej siedzibie przy ul . Taczaka 8 w Poznaniu. Że też nie doczekał tego Conrad Drzewiecki, który umierając twierdził, że należało zlikwidować tę placówkę po jego rezygnacji. Mylił się!

 

Po krótkotrwałym kryzysie Ewa Wycichowska przedłużyła żywot PTT aż o 27 lat, a następnie przeforsowała kandydaturę swej wychowanki Iwony Pasińskiej, niegdyś czołowej solistki na dyrektorskie stanowisko, dbając jedynie o własne interesy. Myliłem się!

 

Pasińska swe rządy zaczęła od zdystansowania się do porządków, programu i obyczajów swej poprzedniczki. Przeprowadziła reformę kadrową, znacznie zmniejszyła zespół, niestety z powodów ekonomicznych. Zmieniając profil repertuarowy, pogłębiła ideę teatru tańca, akcentując jego sceniczną teatralność. Przewietrzyła realizatorów spektakli, angażując zupełnie nowych twórców. Zrezygnowała z drugiego członu firmy (Balet Poznański), mając w zespole tancerzy o zdecydowanie anty baletowych predylekcjach, z baletową klasyką nie mających wiele wspólnego. Obecnie na dwadzieścia tancerek i tancerzy pracuje tylko trójka cudzoziemców, co podkreśla nazwę i tradycję tego Teatru.

 

Przed sześciu laty, kiedy Pasińska obejmowała dyrekcję byłem zdecydowanie przeciwny takiej kandydaturze wskazując, że następców Wycichowskiej i Drzewieckiego należy szukać w dużym gronie wybitnych ludzi polskiego baletu, działających w kraju i za granicą. Myliłem się!

 

Iwona Pasińska okazała się osobą odważną, niezależną, konsekwentną i kompetentną. Działając w trudnych warunkach konkurowania z dorobkiem Wycichowskiej i legendą Drzewieckiego, stopniowo zaczęła zdobywać uznanie publiczności, głosy krytyki, nagrody i kontrakty, aranżować atrakcyjne podróże zagraniczne i coraz większą aktywność krajową. Z niemałym trudem dokończyła adaptację i wyposażenie nowej siedziby, przeniosła się tam z niewiarygodnie uszczuploną, zamiast wzbogaconą ekipą i zaczęła nową, ryzykowną egzystencję. Przestałem śledzić losy tego przedsięwzięcia, wróżąc mu popadnięcie w niewiele znaczącą grupkę  drugorzędnych wykonawców, usiłujących działać pod markową niegdyś firmą. Myliłem się!


Przyjąłem zaproszenie dyr. Iwony Pasińskiej, aby omówić program obchodów pięćdziesięciolecia, ale nie tylko. Do dziś żyje i cieszy się dobrym zdrowiem niemal cała czołówka solistów inaugurujących przed pół wiekiem Polski Teatr Tańca – Balet Poznański. Ludzie ci powinni być przedstawieni do odznaczeń. O tym rozmawialiśmy, ale nie tylko. W wydawnictwie jubileuszowym należy opisać nasze początki (co obiecałem), a w przyszłym sezonie w tej nowej, pięknej siedzibie gromadzić będziemy baletomanów i środowisko ludzi tańca, aby wspominać nie tylko pięćdziesięcioletnie, ale stuletnie losy poznańskiej sztuki z pod znaku Terpsychory. Po zakończeniu rozmowy,  dyr. Pasińska zaproponowała, abym zobaczył zaczynający się właśnie za chwilę spektakl zatytułowany Czterdzieści.

 

Oho! To jeszcze jeden z serii dziwacznych tytułów lansowanych od dawna przez Wycichowską, a kontynuowanych przez jej nadspodziewanie dynamiczną następczynię. Przyznaję, dobrych kilka lat unikałem tego, co usiłował prezentować Polski Teatr Tańca. Ale z drugiej strony kusiło mnie zajrzenie, czym ratowała się zwiędła artystycznie Wycichowska (bo Czterdzieści powstało jeszcze za jej rządów) oraz jakość tanecznej grupy Pasińskiej po 6 latach od zmiany. Na wszelki wypadek zapytałem (jak to czynili niektórzy sponsorzy), ile to potrwa? Dowiedziawszy się, że tylko godzinę bez przerwy, postanowiłem przekonać się, jak daleko obie następczynie Conrada Drzewieckiego oddaliły się od przyświecających mu ideałów teatru tańca. Jakże się myliłem!

 

Spektakl (oczywiście poza tytułem) okazał się istotnym pogłębieniem współczesnego sensu tanecznej teatralności. Zamiast grupy mało sprawnych wykonawców, zastałem świetnie wyszkolony zespół, tańczący w skrajnie zróżnicowanych technikach dance moderne z elementami aktorstwa, posługujący się - gdy trzeba - mówieniem tekstu, a nawet akrobatyką, pracujący na scenie z maksymalnym zaangażowaniem i wiarą w to, co robią. Towarzyszył temu interesujący collage muzyczny, doskonały montaż ruchu, świateł i tempa akcji oraz narracja z odniesieniem do polskich realiów mimo, że spektakl stworzył (reżyseria, choreografia, scenografia i teksty) norweski artysta Jo Strømger, człowiek wybitny, sens teatru tańca rozumiejący dogłębniej i wszechstronniej, niż my od lat usiłujący to pojąć w Polsce.

 

Był to codzienny, 63. z kolei spektakl tego tytułu. Po zakończeniu komplet publiczności różnego wieku i kondycji zgotował wykonawcom owację na stojąco. A ja wychodząc z PTT w trosce o jego losy po Drzewieckim, powiedziałem do siebie: Myliłem się!

                                                                       Sławomir Pietras