Przegląd nowości

Jesienna podróż Thomasa Hampsona do Krakowa

Opublikowano: wtorek, 23, listopad 2021 20:49

W jesienny, deszczowy wieczór 22 listopada Thomas Hampson i Wolfram Rieger zabrali nas w Podróż zimową op. 89 (D. 911) Franza Schuberta. Po pieśni w ogólności, a tego kompozytora w szczególności, sięgać należy, kiedy już nikomu ani niczego nie trzeba udowadniać. Na przykład, że posiada się wartościowy głos i odpowiednią technikę pozwalającą nim władać. A więc wtedy, kiedy wykorzystuje się je dla samej muzyki, jej najpełniejszego zaistnienia, a nie własnej próżności, co wiąże się w równej mierze z dojrzałością artystyczną, co życiową, znamionującymi prawdziwych muzyków. Kryteria te spełnia Thomas Hampson, solista największych scen operowych świata. Dla nas bliski i z tego powodu, że wraz z Simonem Rattlem dokonał nagrania Króla Rogera Karola Szymanowskiego, wykonując w nim po polsku tytułową partię.

 

Hampson

 

Dobrze się stało, że amerykański baryton nie wystąpił w banalnym zestawie popularnych arii operowych, wyrwanych z naturalnych kontekstów, jak to najczęściej bywa, ale w Schubertowskim cyklu, dając głęboko przemyślaną jego interpretację. Przede wszystkim odwołał się do operowania barwą, raz nią nasycając linię melodyczną, kiedy indziej dla celów wyrazowych pozbawiając jej całkowicie na rzecz brzmienia matowego, oddającego rozczarowanie lub zwątpienie ogarniające romantyczny podmiot liryczny. Z kolei forte, mocno osadzone na przeponie, odznacza się potęgą, nie przybierając zarazem znamion wysilenia czy krzykliwości. Pod koniec Złudzenia artysta odwołał się do pianissima, by w kolejnych pieśniach – Przewodniku Tawernie - posługiwać się subtelną dynamiką. Zwracało również uwagę staranne podawanie tekstu słownego, a to dzięki nienagannej dykcji niemieckiej oraz pełnym zrozumieniu znaczenia tego, o czym się śpiewa. Godnego siebie partnera znalazł w osobie wspomnianego Wolframa Riegera, znacznie wykraczającego poza rolę tradycyjnie wyznaczaną akompaniatorowi, a przy tym ani przez moment nie wysuwając się na pierwszy plan, między innymi dzięki wyciszonemu dźwiękowi fortepianu, nie forsującemu dynamiki. Dostarczał zarazem śpiewakowi swoistego narracyjnego sztafażu do kolejnych pieśni, na tle którego mogła się dopiero w pełni kształtować i rozwijać linia wokalna. We wstępie do Ostatniej nadziei wydobył natomiast nieomal serialne ukształtowanie partii fortepianu, przywołując przed uszy Webernowskie wariacje. Koncert odbył się na tle kurtyny Wyspiańskiego, odtworzonej przed trzema laty według projektu uczestniczącego w konkursie. Czyżby przez wzgląd na obiegowe wyobrażenie o amerykańskim guście?

                                                                   Lesław Czapliński