Przegląd nowości

„Aida” wbrew schematom

Opublikowano: czwartek, 28, październik 2021 17:59

Poza pięknym śpiewem czołowych wykonawców opera niesie przesłanie, iż nasze europejskie zapatrzenie w wątpliwą egzotykę trzeba odesłać do lamusa. Główny problem to niesprawiedliwość społeczna, pogarda dla słabszych, wyniszczające bezsensowne wojny, postkolonialna arogancja i trywialność zwycięzców. Romans Radamesa (Jonas Kaufmann) z Aidą (szpetna marionetka z głosem Sondry Radvanovsky) staje się tylko epizodem w ustalonym od dawna systemie przemocy.

 

Aida,kino 1

 

Widomym przekazem tej idei jest użycie „w rolach” pokonanych Etiopczyków, którzy trafili do egipskiej niewoli marionetek naturalnej wielkości, oczywiście wspartych realnymi głosami śpiewaków. Lalka ma wyrzeźbioną dosyć topornie głowę bez szyi, korpus z wyraźnie zarysowanymi piersiami, połączoną jakimiś prętami miednicę, nogi z kilku segmentów, prawą rękę wraz z ruchomą dłonią i lewą bez dłoni. Do poruszania marionetką użyto trzech lalkarzy (wszyscy zgodnie z przepisami covidowymi pracują w maseczkach), a głosu marionetce udzielała renomowana solistka krocząca pół kroku za swoim „fantomem”.


Dziewczyna jest jak wiadomo niewolnicą egipskiej księżniczki Amneris, kreowanej przez przybyłą z Rosji Ksenię Dudnikovą. Ojciec Aidy, występujący incognito król etiopski Amonastro, ranny w walkach, reprezentowany jest przez pociachaną ostrymi narzędziami styropianową kukłę z głową, korpusem, bez nóg i z jedną ręką. Za ekipą lalkarzy kroczy dobry francuski baryton Ludvic Tezier.

 

Aida,kino 2

 

Zwracał też uwagę doskonały niski bas rosyjski Dmitry Belosselskiy jako arcykapłan Ramfis, a w tej wersji przesuniętej w czasie, XIX-wiecznej Aidy – rodzaj kierownika galerii sztuki będący zarazem Wielkim Mistrzem jakiejś loży masońskiej. Cały pomysł tej „przeskanowanej” Aidy Verdiego został nagrany na scenie Opera Bastille w Paryżu, bez publiczności, pod dyrekcją (występującego w maseczce, tak jak cała orkiestra z wyjątkiem „dęciaków”)  dyrygenta Michele Mariotti.

 

Aida,kino 3

 

Chór operowy (też śpiewa w maseczkach) raz występuje jako lud egipski, raz jako pokonani Etiopczycy i wtedy każdy z zespołu trzyma jakiś element styropianowego niewolnika, biodro, rękę itd. Przekaz jest oczywisty – niewolnicy nie są traktowani jak ludzie. Dzieło reżyserskie najpewniej Flamandki Lotte de Beer, chociaż dosyć dziwnie dopasowane do muzyki Verdiego, wydaje się jednak spójne. Autorka inscenizacji współpracowała z tzw. z zaangażowaną artystką Virginią Chihota – z Zimbabwe, ale mieszkającą w Etiopii, której prace zatrącają o kwestię marginalizowania znaczenia czarnoskórych kobiet, co u niej powoduje zrozumiałą frustrację.


Victoria bardzo uważnie zapoznała się z operą i sporządziła szkice, które następnie przybrały postać opisanych już marionetek zaprojektowanych i wykonanych przez inną artystkę Mervyn Millar. W oprawę wizualną spektaklu weszły więc obrazy Virginii i lalki Mervyn zestawione z modnymi w XIX-wieku tzw. „żywymi obrazami” – tutaj polski bywalec Teatru Wielkiego – Opery Narodowej skojarzy natychmiast Moniuszkowski Straszny dwór w inscenizacji Davida Pounteya.

 

Aida,kino 4

 

Jako ostatni w tej serii „Żywy obraz” zobaczyliśmy namalowaną w jakimś grobowcu egipskim scenkę przedstawiającą faraona odbierającego zwycięską defiladę. Tylko tyle „i aż tyle” towarzyszyło pysznej zwykle scenie z Marszem triumfalnym. Reżyserka dołączyła tu jeszcze quasi-satyryczny epizod pantomimiczny, w którym Radames, jako niezaspokojony w swej dumie zwycięzca pozuje do kolejnego domniemanego, ale w sumie nieudanego obrazu albo fotografii. 

 

Aida,kino 5

 

Już przyzwyczajeni i oczekujący dobrze znanego zakończenia dramatu Radamesa i Aidy, gdy kochankowie żywcem zamurowani w grobowcu żegnają się ze światem, rozumiemy znakomicie, że jest taka chwila, gdy opozycja: człowiek – niewolnik (marionetka), przestaje mieć znaczenie i właśnie ta scena jest prawdziwie piękna i wstrząsająca. Puryści będą się może boczyć na pogwałcenie tradycji wystawiania Aidy, ale pomysł Lotte de Beer uwieczniony w filmowym nagraniu i transmitowany w Sieci Multikino, okazał się w sumie całkiem sensowny i udany. Jeśli na takim wysokim poziomie będą kolejne transmisje obecnego sezonu Multikina, to czeka nas co miesiąc wspaniała uczta artystyczna.

                                                             Joanna Tumiłowicz