Przegląd nowości

Czego nas uczy Macki Majcher?

Opublikowano: wtorek, 23, kwiecień 2019 21:56

Na scenie łódzkiego Teatru im. Stefana Jaracza starannie przygotowany spektakl Opery za trzy grosze Brechta i Weilla jest przykładem dla innych, że jak się robi coś z muzyką, to potrzebni są profesjonaliści. W kanale orkiestrowym zgromadzono kilkanaście osób z instrumentami –- wiolonczela, kontrabas, akordeon, puzon, flet, trąbka, saksofon, banjo, itd, itp. pod wodzą organisty Michała Zarycha, wykładowcy Akademii Muzycznej. Aktorzy nauczyli się partii śpiewanych do tego stopnia, że nie przypięto im do twarzy mikroportów i dają głos tak, jak umieją.

 

Opera za trzy grosze 1

 

A umieją nie gorzej niż niejeden laureat telewizyjnych turniejów. To nie tylko główna wartość tej opery, operetki czy też musicalu, ale świadectwo, że partyturę kompozytora warto traktować poważnie, a nie zastępować uproszczonymi lub jazzującymi opracowaniami. Być może niektórych zdziwi pewna surowość muzyki Kurta Weilla, której zapewne milej byłoby słuchać w złagodzonych, ale za to bardziej melodyjnych aranżacjach. Pamiętajmy jednak, że klasyczny ekspresjonizm, także w muzyce, nie miał komercyjnego zamiaru rozbawienia publiczności.  Drugi filar przedstawienia to jego strona wizualna. Scenografia Anny Chadaj, tudzież jej kostiumy i charakteryzacja, choreografia Krzysztofa Tyszki, reżyseria światła Tadeusza Trylskiego i projekcje Anny Kościelniak służą ogólnemu przesłaniu, że rzecz dzieje się w świecie czarnego humoru, komiksu, co jest częściowo pokrewne z wizjami teatralnymi Tadeusza Kantora i Janusza Wiśniewskiego.


Czy można mieć pretensje do reżysera Wojciecha Kościelniaka, że obficie korzystał ze stylistyki innych twórców, że aktorzy mają twarze pobielone a w trakcie spektaklu pojawiają się sceny np. z obrazu Rembrandta Lekcja anatomii doktora Tulpa? To wszystko pasuje do siebie i tworzy unikalny obraz wyimaginowanego Londynu z jego opuszczonymi stajniami, spelunkami i przedsiębiorstwami o podejrzanej opinii. Może wizerunkowo Marek Nędza jest za mało upiorny w roli Mackiego, ale postać legendarnego bandyty bywała już prezentowana w rozmaitych stylistykach i nie każdy aktor ma twarz Romana Wilhelmiego.

 

Opera za trzy grosze 2

 

Bardzo wiele zależy w tym spektaklu od charakteryzacji, czego najlepszym przykładem jest zwalista sylwetka przekupnego szef policji Jackiego Browna. Zazdrość może budzić kolekcja nowiutkiego sprzętu dla niepełnosprawnych, z kolei maszyna do „przemielenia" niewygodnych wywołuje odruchy obrzydzenia. Dyrekcja teatru ostrzega jednak lojalnie bardziej wrażliwych, aby nie jeść w przerwie. Rzecz oczywiście nie w konsumpcji, ale ogólnym wydźwięku tej pozycji repertuarowej. Dobrze, iż zdecydowano się nie czynić tanich aluzji do sytuacji bieżącej, nie próbowano też upodabniać postaci dramatu do bohaterów naszej nieciekawej codzienności, w czym większość scen krajowych dzielnie celuje. Wystarczy, że jako motto wykorzystamy wiecznie aktualne złote myśli Mackie Majchra, który pyta m.in.: Czym jest zamordowanie człowieka wobec jego kupienia lub wynajęcia? I nikt tutaj na zakończenie nie używa znanej formuły: Dobranoc Państwu!

                                                                    Joanna Tumiłowicz