GaleriaT. Shebanova gra - Pory roku Czajkowskiego
Wydarzenia |
Szukaj w Maestro |
||
|
|
||
Przegląd nowościTomasz Konieczny w Sanoku
Strona 6 z 9
Pana światowa kariera rozpoczęła się w Wiedniu, do którego często Pan wraca, i chyba dlatego niektórzy do dzisiaj uważają Pana za solistę Opery Wiedeńskiej. – Ja też siebie postrzegam jako solistę Opery Wiedeńskiej, choć nigdy nie byłem w niej na stałe zaangażowany. Zawsze śpiewałem tu główne role w charakterze gościa. Mimo to Opera Wiedeńska to moja artystyczna ojczyzna, mój ukochany teatr i ukochana publiczność. Gdy wracam do Wiednia, serce mi się śmieje. Tu zadebiutowałem w wielu rolach i tu rozpoczęła się moja międzynarodowa kariera. Mam w Wiedniu małe mieszkanko. Wiedeń kojarzy mi się z pięknem i ze sztuką. Do tego Wiedeńscy Filharmonicy, Wiedeńczycy, których nie da się porównać z nikim innym, doskonały Tafelspitz, wiedeński sznycel, góra Kahlenberg, Katedra św. Stefana i ciągle na nowo Opera Wiedeńska – Wiener Staatsoper – moja artystyczna ojczyzna… Bardzo często zapraszany jest Pan do wykonywania partii w operach Ryszarda Wagnera, mówi się nawet, że jest Pan „Wagnerzystą”. Jaki głos trzeba mieć, aby śpiewać Wagnera? – Przede wszystkim należy mieć odpowiedni temperament i „krzepę“. Opery Wagnera są długie i wymagają wiele wysiłku. Należy też mieć odpowiedni głos. Głos o odpowiedniej barwie i sile. No i jest ta jedna sprawa, bez której Wagnera rzeczywiście nie da się wykonywać. Wagnera po prostu trzeba kochać. Z pewnością znacie Państwo ludzi, tych szczególnych, których albo się kocha, albo nienawidzi. Podobnie jest z Wagnerem. Albo się go kocha, albo nienawidzi. No i tu dochodzimy do tej mojej drugiej artystycznej miłości – do Wagnera. Śpiewa Pan również muzykę włoską, szczególnie opery Pucciniego? - Zaśpiewałem w życiu kilka partii włoskich. Moim debiutem był Figaro w „Weselu Figara“ Mozarta. No ale tu można by się oczywiście sprzeczać, czy Mozart to muzyka włoska czy niemiecka… Potem był Procida w „Nieszporach sycylijskich“ Verdiego. Partia basso cantante, którą bardzo lubiłem. Śpiewałem też Ramphisa w „Aidzie”, Colline w „Cyganerii“ Pucciniego, Melitone w „Mocy przeznaczenia“ Verdiego, a ostatnio, już w Operze Wiedeńskiej, Szeryfa Rance´a w „Dziewczynie z Dalekiego Zachodu” oraz Scarpia w „Tosce” – obie opery Pucciniego. Wielka frajda! Dla śpiewaka śpiewającego na co dzień muzykę niemiecką – kapitalna odskocznia. To jak nabranie dystansu, spojrzenie na siebie, swój rozwój, swoje osiągnięcia z tej „drugiej strony“. Bardzo lubię śpiewać po włosku, francusku (właśnie wróciłem z Tokyo, gdzie po raz kolejny śpiewałem Cztery Wcielenia Złego w „Opowieściach Hoffmanna“ Offenbacha) czy rosyjsku. Po rosyjsku śpiewam wiele pieśni. Właśnie w Łańcucie wykonamy parę pięknych pieśni S. Rachmaninova, które bardzo kocham… W tworzeniu spektaklu operowego najwięcej do powiedzenia ma reżyser. Ostatnio jest moda na zaskakiwanie publiczności: współczesną reżyserią, przenoszeniem akcji do innej epoki i drobnymi zmianami libretta. Czy chętnie Pan występuje w takich spektaklach? – W tworzeniu dobrego spektaklu operowego swój udział mają różni artyści. Jeśli reżyser ma silną osobowość, to oczywiście ma duże możliwości sprawcze, ale i tu osoba scenografa odgrywa rolę bardzo ważną, jeśli nie kapitalną. Podobnie jak osobowość dyrygenta, który naprawdę jest w stanie kompletnie zmienić charakter wykonania, jeśli skłania się ku jakiejś szczególnej interpretacji. No i my – artyści występujący na scenie. Należę do tych spośród nich, którzy czynnie uczestniczą w procesie tworzenia inscenizacji. Tego nie należy się bać! Trzeba dociekać, dyskutować, pytać, dopominać się, blokować ewidentne durnoty wymyślone przez szalonego reżysera, jeśli taki się właśnie trafi. To jest nasza rola i nasza bardzo ważna część składowa spektaklu. To my będziemy potem na scenie „świecić przed publicznością oczami“. Nie należy się bać. Trzeba czynnie uczestniczyć w procesie twórczym. Taka jest konkluzja wynikająca z mojego wieloletniego doświadczenia scenicznego. To, czy inscenizator zmienia czas, wystrój, epokę nie ma większego znaczenia. Teatr posługuje się swoim teatralnym, ponadczasowym i ponadkulturowym językiem. Warunkiem powodzenia spektaklu jest to, by ten teatr, ten język były na poziomie, by był to po prostu DOBRY TEATR, a nie szmira, kicz, publicystyka czy skandal w swoim założeniu. Teatr musi budzić w ludziach emocje. Taka jest rola teatru. To, czy akcja rozgrywa się w epoce opisanej przez autora dzieła, ma w tej perspektywie naprawdę drugorzędne znaczenie. |
|||
Maestro jest tytułem jakim honoruje się najwybitniejszych muzyków wirtuozów dyrygentów śpiewaków i nauczycieli. Właśnie im oraz podążającym za ich przykładem artystom poświęcona jest ta strona |
|||
2006 Copyright © Wiesław Sornat (R) All rights reserved MULTART |