Przegląd nowości

Taniec jak drzeworyt

Opublikowano: środa, 26, październik 2016 10:14

Drzeworyty Władysława Skoczylasa, ukazujące Janosika, czy taniec zbójników kształtują do dziś naszą wyobraźnię o legendach Podhala, które tak genialnie wyniósł na wyżyny maestrii muzycznej Karol Szymanowski. Twórcy dyptyku baletowego, choreograf Robert Bondara i autorka scenografii i kostiumów Julia Skrzynecka bardziej zawierzyli tym grafikom Skoczylasa, które oglądamy nawet w programie spektaklu, niż Karolowi z Atmy. Można to sprawdzić na scenie Opery Nova w Bydgoszczy, gdzie wspaniałe i żywiołowe Harnasie są jak czarno-biały film, albo właśnie drzeworyty.

Dyptyk,Bydgoszcz 1

Robert Bondara słusznie starał się unikać kiczowatej Cepeliady z Krupówek, góralskość z dużą ostrożnością wprowadził tylko na chwilę, gdy na weselu pojawia się kapela i dwie pary tancerzy w stylizowanych, ale ściśle czarno-białych kostiumach. Nie zmienia to jednak faktu, że swym baletowym uchem nie dosłyszał ferii barw i światła zawartych w utworze Karola Szymanowskiego chociażby w pierwszym wejściu chóru: „Ani mi cie nie zol, ani mi nie luto”. Muzyka wykonywana na żywo przez zespoły bydgoskie pod dyrekcją Macieja Figasa podniosła znacznie temperaturę spektaklu, a ukryty w czeluściach kanału orkiestrowego tenor Szymon Rona wypełnił swe zadanie dobrze. Pozostało jednak pytanie – dlaczego moda na czerń i szarość zdominowała wyobraźnię autorów oryginalnego widowiska tanecznego. Równie współczesny odbiór kantaty żałobnej Szymanowskiego Stabat Mater zasugerował Robert Bondara na pierwszą część wieczoru. Aby nieco poszerzyć materiał dźwiękowy i stworzyć dodatkowe konteksty fabularne dla tancerzy choreograf i wizjoner uzupełnił kantatę o orkiestrowe interludium z muzyki do dramatu Kniaź Patiomkin tegoż kompozytora.


W rezultacie otrzymaliśmy przejmujące studium cierpienia i miłości macierzyńskiej poprzedzone walką człowieka z przeciwnościami i niezrozumieniem. W zakończeniu tej początkowej sceny bohater zostaje jakby wciągnięty przez „czarną dziurę”, aby w nowej roli objawić się, już w pierwszych taktach Stabat Mater (Stała Matka bolejąca) jako Syn. Tę rolę powierzono Tomaszowi Siedleckiemu. Spektakl został wyposażony w liczne symbole w bardzo interesujący sposób inicjowane  przez grupy tancerzy naśladujących efekty fali. Dobrze sprawdził się też tutaj jedyny element scenografii – szklany sześcian, z którego Matka (Angelika Gembiak) początkowo obserwuje cały dramat, a który w finale staje się grobem a zarazem Pietą.

Dyptyk,Bydgoszcz 2

Jakkolwiek kantata Szymanowskiego, w odróżnieniu od Harnasi, nie była pierwotnie przeznaczona do tańczenia, jednak potencjał artystycznej wyobraźni już nie po raz pierwszy połączył to arcydzieło z teatrem ruchu. Tym razem choreograf wprowadził na scenę kilkadziesiąt zapalonych zniczy nagrobnych i ich migotliwe światło spotęgowało nastrój transcendencji i skupienia, jakie towarzyszy Zaduszkom. Niepokoić mogło natomiast zbyt natrętne, jak na niemal liturgiczny charakter utworu, bieganie tancerzy po scenie. Miał więc dyptyk baletowy Roberta Bondary momenty słabsze i prawdziwie przejmujące. Z pewnością  część sukcesu zawdzięcza dobrze intonującemu i świetnie brzmiącemu chórowi przygotowanemu przez Henryka Wierzchonia. Na uwagę zasługiwali również soliści śpiewacy: Krystyna Nowak, Aleksandra Gudzio i Łukasz Goliński, któremu kompozytor stworzył iście karkołomne zadania każąc przebijać się głosem przez forte orkiestry i chóru – co w przypadku wykonania bydgoskiego śpiewakowi się powiodło. Strona muzyczna spektaklu mogłaby stanowić w zasadzie materiał do całkiem autonomicznego koncertu wokalno-instrumentalnego.

                                                                                      Joanna Tumiłowicz