Przegląd nowości

Drogi do folkloru

Opublikowano: wtorek, 28, czerwiec 2016 19:09

Dwuczęściowy wieczór z muzyką baletową dwóch znakomitych kompozytorów – Igora Strawińskiego i Wojciecha Kilara, którzy zainspirowani: wierzeniami i obrzędami pogańskiej Rusi – Święto wiosny i niepowtarzalnością polskiego folkloru góralskiego – Krzesany, stworzyli dwa jakże różne stylistycznie i klimatycznie dzieła muzyczne. Ich wspólny mianownik to powrót do korzeni, ludowej tradycji i fascynacja tym, co w kulturach narodów ważne i bezcenne – tożsamości i oryginalności. Ktoś nawet powiedział, że w naszej mentalności kompozycja Kilara określana jest jako polski odpowiednik dzieła Strawińskiego.

Balet,Lodz 1

Oba utwory Teatr Wielki w Łodzi zaprezentował w formie widowisk baletowych korzystając z wyobraźni dwóch twórców choreografii, neoklasycznego układu Marthy Graham oraz odwołującego się do bliższej i swojskiej stylistyki Henryka Konwińskiego.  W Święcie wiosny kroki tancerzy w początkowych sekwencjach celowo zostały uproszczone, zdegradowane do ruchów mechanicznych kukiełek. Podobne wrażenie wywoływały idealnie wyprostowane ciała tancerek, które członkowie baletu przenosili jakby były wykonane z drewna. W inscenizacji Krzesanego poprzedzonego baletową etiudą do muzyki Siwej mgły nowatorstwa i awangardowego buntu było, podobnie jak w towarzyszącej tańcowi muzyce, nieco mniej. Zamiast tego pojawiło się więcej odwołań do zwyczajów podhalańszczyzny, co widoczne było także w subtelnej stylizacji  kostiumów i niewielkich rozmiarami atrapach gór wykonanych z plexi według pomysłu Ireneusza  Domagały.


Na tym tle dekoracje i kostiumy w reinscenizacji Święta wiosny wypadały  bardziej prosto i surowo, co wcale nie zmniejszyło piorunującego wrażenia. Sprawdziła się zasada, że rozwiązanie najprostsze jest najciekawsze. Niemal każdy moment przedstawienia był pięknym, mocnym obrazem, który fascynował wzrok. W modernistycznym arcydziele z muzyką Strawińskiego wyróżniały się dwie baletowe osobowości,  skupiająca uwagę i tradycyjnie rodząca współczucie postać Wybranej w wykonaniu Alicji Bajorek, oraz sylwetka bezwzględnego i tajemniczego Szamana Nazara Botsiva. Choć w potocznym pojęciu święto wiosny kojarzyć się może z niekontrolowaną radością, to w inscenizacji Marthy Graham jest to raczej rozbudowana do skomplikowanego rytuału kaźń młodej dziewczyny, co wykonywane jest z kamiennymi, mrocznymi twarzami.

Balet,Lodz 2

Dla odmiany liryczna góralska pieśń miłosna o siwej mgle – śpiewana bardzo pięknie i stylowo przez Arkadiusza Anyszkę – stanowi swoiste preludium dla erupcji żywiołowej radości wyrażanej w tańcu przez lidera Koki Tachibanę wraz z poszerzonym o uczniów Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej zespołem. W kulminacyjnym momencie, gdy odzywa się autentyczna góralska kapela, choreograf jednak „nie przemówił otwartym tekstem”, i typowe kroki Krzesanego zostały jedynie po mistrzowsku wplecione w szeroką perspektywę układu tańca zbiorowego. Na zakończenie twórcy spektaklu postawili przysłowiową „kropkę nad i” i po grzmotach piorunu puścili na scenę prawdziwy, mokry deszcz.


Ten efekt wydał się jednak zbyt prosty i oczywisty, bo zapewne kompozytorowi chodziło o bardziej wyrafinowaną alegorię górskiego klimatu nie tylko realnego ale i duchowego. Henryk Konwiński wyznał, iż słucha muzyki tak długo, aż ją wchłonie. Kiedy przywłaszczam” ją sobie, zaczynam pisać, używając własnego, tyko mi znanego alfabetu”. Nie używam pięciolinii, tylko podążam warstwami, które układają mi się w graficzną, wielowymiarową przestrzeń. Słucham dotąd, dopóki jej nie zobaczę w całości, w czasie i przestrzeni.  Wynika z tego, że wizja choreografa nie musi więc być analogiczna z intencjami kompozytora.

Balet,Lodz 3

Niezależnie od tych uwag podkreślić należy doskonałe przygotowanie muzyczne zespołu prowadzonego przez Tadeusza Kozłowskiego, co przecież w teatrach operowych nie musi być takie oczywiste. Doświadczony dyrygent potrafi wydobyć z orkiestry ostre, nieregularne rytmy Strawińskiego poprzedzielane grzmotami perkusji, jak i „podniebne” melodie instrumentów dętych drewnianych. Świetnie też dokonał przejścia pomiędzy dwiema kompozycjami Wojciecha Kilara. Gdyby nie pojawienie się tancerzy w kostiumach będących echem tradycyjnego stroju góralskiego zakończenie Siwej mgły i początek Krzesanego byłoby trudne do zauważenia. Udział żywego zespołu orkiestrowego w przedstawieniach baletowych jest wartością samą w sobie, ale na spektaklach Święta wiosny i Krzesanego w łódzkim Teatrze Wielkim nie warto zamykać oczu, bo można nieporównywalnie dużo stracić.

                                                                    Joanna Tumiłowicz