GaleriaT. Shebanova gra - Pory roku Czajkowskiego
Wydarzenia |
Szukaj w Maestro |
||
|
|
||
Przegląd nowościMozart plenerowy z dodatkiem deszczu
Strona 4 z 4
Autorzy tej oprawy wizualnej – Sylwester Łuczak i Urszula Milanowska – z pewnością bardzo się napracowali gromadząc ogromnie bogaty materiał ikonograficzny powyciągany z rozmaitych szuflad. Były więc wzory roślinne, astronomiczne, ornitologiczne. Były zdjęcia ruin zamków i piramidy, do tego bogata w ornamenty sztuka Egiptu i Azteków, rysunki kabalistyczne i znaki astrologiczne. Autorzy tej quasi-scenografii z pewnością się zapoznali z librettem opery Mozarta.
Przygotowali zwoje jakiegoś kolorowego węża, dziesiątki zdjęć ptasich, ale tego wszystkiego wydawało się zbyt mało w zestawieniu z muzyką, która ciągle trwała i się zmieniała. Zapętlone animacje musiały powtarzać się wielokrotnie, a mniej więcej od połowy spektaklu jeszcze raz powracało to, co było na początku. Nawet w pewnym momencie dla urozmaicenia ptaki zaczęły latać do tyłu. Autorom oprawy wizualnej nie przyszło do głowy, że skoro w animacjach jest ruch to powinien on choć trochę być skoordynowany z tempami muzycznymi, nie mówiąc już o zrytmizowaniu ruchomych obrazków. Scenografia multimedialna nie towarzyszyła więc genialnej muzyce Mozarta, ale tworzyła własną, kiczowatą operę z mnóstwem rozmaitych szczegółów, które albo za szybko, albo za wolno przesuwały się po ekranach. Drobne wpadki, jak choćby wyświetlenie na wielu ekranach całkiem banalnego zdjęcia paszportowego Anny Mikołajczyk, bez cienia uśmiechu i makijażu, które miało spowodować natychmiastowe zakochanie się w niej Tamina, nie zrobiły tyle spustoszenia, co beznamiętne pokazywanie zapętlonych filmików z jakiegoś tunelu. Dla kontrastu – wizerunek demonicznego Monostatosa – Wojciecha Parchema został o wiele lepiej zaaranżowany na ekranie, bo obrazek był niepokojący, w kolorze i ruchomy. Monostatos wygrał więc z Paminą, ale tylko w wersji video. Jak wiadomo język oryginału Czarodziejskiego fletu to niemiecki. Czasami śpiewacy porozumiewali się w bliżej nieokreślonym slangu, a tłumaczenie wyświetlane na tablicy świetlnej często stosowało niezgrabną polszczyznę. W podsumowaniu warto wyrazić zadowolenie, że jedna ze sztandarowych imprez kulturalnego lata muzycznego w Warszawie przetrwała chwile burzy i naporu, i że Festiwal Mozartowski nadal świadczy o tym, że jesteśmy w centrum Europy, a nie gdzieś na szarym końcu. Joanna Tumiłowicz |
|||
Maestro jest tytułem jakim honoruje się najwybitniejszych muzyków wirtuozów dyrygentów śpiewaków i nauczycieli. Właśnie im oraz podążającym za ich przykładem artystom poświęcona jest ta strona |
|||
2006 Copyright © Wiesław Sornat (R) All rights reserved MULTART |