Przegląd nowości

Pod znakiem maestrii Ewy Podleś

Opublikowano: środa, 15, lipiec 2015 12:35

W niezbyt sprzyjających warunkach pogodowych LIV Festiwal Muzyczny w Łańcucie zainaugurowany został plenerowym wystawieniem „Napoju miłosnego”, przeniesionym przed fasadę Pałącu Potockich z Opery Krakowskiej, ale w zmienionych kostiumach autorstwa Bożeny Pędziwiatr i z udziałem Orkiestry Filharmonii Rzeszowskiej pod dyrekcją Jewgienija Wołynskiego.

Lancut 1

W pierwszej arii Nemorina Quanto è bella, quanto è cara! w głosie Andrzeja Lamperta rozlegało się w górnym rejestrze nieznaczne tremolo, później skutecznie opanowane. Z czasem artysta ograniczył też zbyt żywiołowe zachowanie sceniczne, tak że w duecie z Adiną Per guarir da tal pazzia, okazującą większą inicjatywę uwodzicielską, w udany sposób wygrywał chorobliwą wręcz nieśmiałość granego przez siebie bohatera.

Lancut 2

W dalszym ciągu ujawnił też znaczną subtelność w operowaniu frazą jak i wielokrotnie sięgał po ekspresyjny środek fil di voce, czyli stopniowego ściszania mocniej wydobytego dźwięku. Szczególnie wzruszająco zabrzmiał ostatni duet z Adiną Poichè non sono amato, voglio morir soldato, między innymi za sprawą Iwony Sochy, obdarzonej w równym stopniu wiarygodnymi warunkami zewnętrznymi w roli amantki, co i wokalnymi.


Potrafi ona operować rozległą paletą artykulacyjną, polegającą na ściszonym atakowaniu dźwięków i ich stopniowym rozszerzaniu, a także bogatą skalą dynamiczną. Było to prawdziwe bel canto! W tej partyturze Donizettiego dosłuchać się można licznych reminiscencji rossiniowskich jak crescenda na koniec finałowego concertata z pierwszego aktu oraz w drugim duecie Adiny i Dulcamary Una tenera occhiatina w następnym.

Ludowe korzenie muzyki artystycznej

Wątkiem przewijającym się poprzez koncerty tegorocznego festiwalu  były opracowania ludowych pieśni, czy szerzej folkloru. Przedstawiony przez niemieckie BoviarTrio utwór rumuńskiej kompozytorki Violety Dinescu Et pourtant c’est mieux qu’en hiver stanowił palimpsest, w którym zza sonorystycznej substancji brzmieniowej, zwłaszcza w partii klarnetu przebijały się odniesienia do rumuńskiej muzyki ludowej z charakterystycznym dla niej ornamentalnym motywem, noszącym nazwę „skowronka”. W przypadku występu sióstr Olgi i Natalii Pasiecznik były to przede wszystkim pieśni ukraińskie, głównie w ujęciu Mykoły Łysenki, klasyka tamtejszej muzyki artystycznej. Oprócz nich usłyszeliśmy wybór pięciu Pieśni kurpiowskich op. 58 Karola Szymanowskiego oraz Pięciu greckich melodii ludowych Maurice’a Ravela, w których artykulacja odznaczała się impresjonistyczną zwiewnością. Najpełniej ujawniły się w deklamacyjnych Pieśniach Francisa Poulencka do poezji Maurice’a Carème’a, odwołujących się do naturalnych intonacji, wynikających z mowy, a w których śpiewaczka świetnie radziła sobie z niełatwą przecież prozodią francuską.

Lancut 5

Z kolei niemiecki kontratenor Andreas Scholl przedstawił anonimowe pieśni weneckie, w których najlepiej można było docenić jego umiejętności w zakresie techniki koloraturowej. Również  finałowa aria z kantaty Vaghe Luci Antonia Calgary nawiązywała do popularnego motywu weneckiego. Ze swej strony Ewa Podleś wraz z Anną Marchwińską przy fortepianie  przedstawiła wybór Pieśni cygańskich op. 103 Johannesa Brahmsa. Na ich potrzeby ograniczyła wolumen swego głosu i jego nośność, by nie przytłoczyć operową manierą ich kameralnej natury. Łańcucki występ Ewy Podleś stanowił klasę samą dla siebie. Jej  długotrwała kariera wokalna jest prawdziwym fenomenem. Artystka dysponuje głosem o rozległej rozpiętości, nośnym, a na dodatek posiada głęboką świadomość, do czego ma jej posłużyć jako środek muzycznego przekazu i wyrazu.


Wszystkie te cechy można było podziwiać w kantacie Josepha Haydna Ariadna na Naksos, w której istotną rolę odgrywają nie tylko arie, w których daje znać o sobie pierwiastek wirtuozowski w formie wokalnych ozdobników, ale i recytatywy, w których rozwija się akcja, a czytelność tworzących je słów oraz interpretacja zawartych w nich znaczeń wymaga w równej mierze dojrzałości, co muzykalności.

Lancut 4

Podobnie było w pieśniach do wierszy Emily Dickinson, których autorem jest współczesny kompozytor hiszpański Anton Parera Fons.

Lancut 3

Cały ten barok!

Drugim wątkiem przewodnim tegorocznego festiwalu w Łańcucie była muzyka barokowa. Piotr Pławner i Marek Toporowski przedstawili cykl sześciu sonat na skrzypce i klawesyn obbligato Johanna Sebastiana Bacha. Była to bardzo akademicka interpretacja tych utworów, skupiająca się przede wszystkim na aspekcie architektonicznym, pozbawiona większego zróżnicowania brzmieniowego czy zabarwienia emocjonalnego, poza może Andante un poco z Sonaty A-dur BWV 1015 czy drugim Allegro z Sonaty E-dur BWV 1016, w którym dają znać o sobie żywsze rytmy taneczne.


Najlepsze wrażenie pozostawiło wydobywające większe kontrasty wykonanie nośnym dźwiękiem  Sonaty c-moll BWV 1017. Izraelski mandolinista Avi Avital przedstawił dwie sonaty na ten instrument Antonia Vivaldiego. Szczególnie zapisało się w pamięci Largo z Sonaty g-moll RV 85, w którym prowadzony pod koniec dialog mandoliny z wiolonczelą zamiera w stopniowym wyciszeniu. Artysta ten ponadto współakompaniował wspomnianemu Andreasowi Schollowi w kantatach włoskich Georga Friedricha Händla. 

Lancut 6

Z kolei w miejscowym kościele św. Stanisława z utworami Bartłomieja Pękiela i Grzegorza Gerwazego Gorczyckiego wystąpił Wrocław Baroque Ensemble pod kierunkiem Andrzeja Kosendiaka.

Lancut 7

Przyznam się, że w celu docenienia maestrii operowania polifonicznym tworzywem w Missa Pulcherrima tego pierwszego bardziej mi odpowiadają wykonania odwołujące się do efektu zwielokrotnienia składu niż poprzestające na pojedynczej obsadzie głosów jak to było w omawianym przypadku. Tego rodzaju ascetyczność lepiej służy natomiast przejrzystemu ukazaniu faktury utworów  Gorczyckiego, a zwłaszcza jego Completorium.

                                                                               Lesław Czapliński