Przegląd nowości

Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród ...

Opublikowano: poniedziałek, 22, czerwiec 2015 07:24

Zawiadomiono mnie, że w moim rodzinnym Będzinie odbędzie się pikieta pod Teatrem Dzieci Zagłębia w obliczu likwidacji tej skromnej rozmiarami, ale wielkiej duchem, dokonaniami i tradycją polskiej placówki teatralnej. Przed 70. laty założył ją wybitny kreator, reformator i orędownik sztuki dla dziecka Jan Dorman, którego imię dumnie nosi w swej nazwie.

My, dzieci zagłębiowskie od przedszkola wychowywaliśmy się na jego przedstawieniach. O zajączkach, braciach Koreańczykach, Krzesiwie, czy Babie, co siała mak… Jest nas dziesiątki tysięcy. Wyrośliśmy na ludzi przyzwoitych, aktywnych uczestników życia kulturalnego, bywalców teatrów, melomanów, czytelników. Dwóch z nas całe życie poświęciło teatrowi: wielki polski aktor Janusz Gajos, który jeszcze przed studiami w Łodzi zaczynał u Dormana i ja – stary i wierny sługa sztuki operowej. Właśnie dlatego po latach obaj zostaliśmy honorowymi obywatelami królewskiego miasta Będzina.

Mając cztery lata na scenie Domu Katolickiego (tak się wtedy nazywała siedziba TDZ) odbyłem swój debiut baletowy, tańcząc w zespole wirtuozowski taniec marynarski z zamiarem zostania Nurejewem. Nie dotańczyłem jednak do końca, stanąwszy na środku zaciekawiony, w jaki sposób zamknie się dopiero co odsłonięta kurtyna. Natychmiast po tym prof. Walery Śliwski (solista i choreograf przedwojennej Opery Katowickiej) wyrzucił mnie z baletu i Nurejewem został ktoś inny.

Wkrótce zostałem przeniesiony do przedszkolnego kółka dramatycznego. Na tej samej scenie dokonał się mój debiut rapsodyczny. W ułańskiej czapce, nienaganną dykcją i postawionym głosem, z dodatkiem zamaszystej gestykulacji wyrecytowałem taki oto wiersz:

„W Polsce sobie żyję, Polakiem mój tatuś,

I ma się rozumieć Polką moja matuś,

Polskie moje serce, Polską ma ojczyzna,

Że ja jestem Polak każdy mi to przyzna!”

Dostałem owację na stojąco, od rodaków, bisowałem, ale aktorem i tak został Gajos.


Od wielu lat scena ta pozostaje na utrzymaniu Samorządu Miejskiego, ale jej budżet uzupełniało Starostwo Powiatowe kwotą niewielką, acz niezbędną, aby Teatr istniał. Nie czyniło tego z łaski, ponieważ spektakle dziecięce i młodzieżowe docierają do najdalszych krańców powiatu. Nagle okazało się – mówiąc w skrócie – że Starostwo odmówiło dalszego uczestnictwa w finansowaniu Teatru. Pieniędzy starczy tylko do wakacji, a potem… niech się dzieje wola nieba!

Otóż nie, wola nieba jest zupełnie inna, o czym powiadomiłem wszystkich, przemawiając spontanicznie na pikiecie przed Teatrem, na którą przyjechałem z Poznania, rzuciwszy wszystkie inne zajęcia. Zaproponowałem mianowicie, aby zamiast likwidacji Teatru Dzieci Zagłębia, zlikwidować Starostwo Powiatowe w Będzinie. W bogatej historii tego średniowiecznego miasta tak się akurat składa, że kiedy Starostwo nie istniało Ziemia Będzińska rozwijała się nader bujnie i pomyślnie. Zaoszczędzonych w ten sposób pieniędzy wystarczy nie tylko na godziwe prowadzenie Teatru, ale np. uratowanie zabytkowej świątyni św. Trójcy i kościółka na górze św. Doroty, a przede wszystkim kazimierzowskiej warowni zamkowej, mocno naruszonej przez szkody górnicze. Należy ponadto uczynić spławną naszą rzekę – matkę Czarną Przemszę. Można będzie spławiać tędy, bezradnych, nieudolnych, mało kumatych i twardogłowych funkcjonariuszy powiatowych, którzy podczas publicznego zebrania na sali teatralnej pokazali się z jak najgorszej strony.

Nadzieją na uratowanie Teatru Dzieci Zagłębia jest działanie i postawa Łukasza Komoniewskiego – prezydenta Będzina, którego wspierają media, społeczeństwo, środowiska artystyczne z wybitną katowicką aktorką Ewą Leśniak, a nawet specjalnie przybyły z Warszawy prezes ZASP-u Olgierd Łukaszewicz.

Naprzeciwko Teatru pnie się na Wzgórze Zamkowe starożytny będziński cmentarz, gdzie stoi mój rodzinny grobowiec, w którym po długim życiu spocznę. Ale stanie się to nie wcześniej, jak po pokonaniu będzińskich wrogów teatralnych, kiedy już losy dziecięco-młodzieżowej Melpomeny będą należycie i trwale zabezpieczone. Chciałbym bowiem z tamtego świata oglądać zagłębiowskie dzieci, recytujące wiersz „W Polsce sobie żyję…”, bez konieczności śpiewania „Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród”.

                                                                                    Sławomir Pietras