Przegląd nowości

Siedem mgnień łańcuckiego festiwalu: Muzyka w synagodze

Opublikowano: czwartek, 05, czerwiec 2014 14:11

W podwójnym tego słowa znaczeniu. Na potrzeby liturgiczne muzykę pisali nawet kompozytorzy nie będący pochodzenia żydowskiego jak Franz Schubert, który ma w swym dorobku opracowanie hebrajskiego Psalmu 92 na chór a cappella C-dur w zestawionym przez Deutscha katalogu dzieł tego autora pozycja nr 953. Z kolei Max Bruch napisał słynne „Kol nidrei” op. 47 na wiolonczelę i orkiestrę, nawiązujące do modlitwy, odmawianej w przededniu święta Jom Kippur, czyli Sądnego Dnia, rozpoczynającego hebrajski Nowy Rok. Tego rodzaju utwory powstawały szczególnie licznie od czasu powołania na fali haskali, czyli żydowskiego Oświecenia, tzw. synagogi reformowanej lub postępowej. W jej zborach, zwanych Tempel, czyli świątynią, choć od czasu zburzenia tej jedynej, w Jerozolimie, organizowano jedynie domy modlitwy zwane bożnicami, dopuszczalne były organy, a poza tym mężczyźni nie byli oddzieleni od kobiet i mogli nożyczkami przystrzygać brodę.

Lancut,Kantor

Z kolei kantorzy synagogalni, tak zwani hazzani, byli często jednocześnie śpiewakami operowymi, najczęściej tenorami, jak Joseph Schmidt z Czerniowiec, do czasu zapanowania nazizmu promowany na konkurenta Jana Kiepury, a który niezbyt często stawał na scenie (np. w Brukseli w „Cyganerii”) z uwagi na wyjątkowo niski wzrost, Mosze Kusewicki z synagog: wileńskiej oraz warszawskiej na Tłomackiem, w czasie wojny śpiewający w Operze Gruzińskiej w Tyflisie, czy Richard Tucker, występujący miedzy innymi w nowojorskiej Metropolitan Opera u boku Marii Callas. Kantorem synagogi przy Piątej Ulicy w tym mieście jest też Joseph Malovany, który zaśpiewał na łańcuckim festiwalu, ale, niestety, nie da się go zaliczyć do wspomnianej grupy.

Atoli, dobrze się stało, że wreszcie zdecydowano się na wykorzystanie cudem zachowanej w bardzo dobrym stanie synagogi w tym mieście, by urządzić w jej wnętrzu koncert muzyki synagogalnej. Szczególne zainteresowanie budzi w niej dekoracja malarsko-stiukowa, która w przemyślny sposób obchodzi obowiązujący w judaizmie zakaz przedstawiania żywych istot, a zwłaszcza ludzi, których korpusy i kończyny zdobią ściany, ale tam, gdzie pojawiłaby się twarz, wyrastają nagle osłaniające ją gałęzie pokryte gęstym listowiem.


Pod zajmującą centralne usytuowanie bimą, czyli kazalnicą (stąd hebrajski neologizm HaBima jako nazwa pierwszej, izraelskiej sceny narodowej), zajęli miejsca chórzyści Synagogi Białego Bociana z Wrocławia oraz bohater wieczoru, wspomniany Joseph Malovany, którego rodzina po części wywodzi się z ziem polskich (ojciec z Pułtuska), choć on sam jest „sabrą”, czyli urodzonym w Palestynie. Jego głos jest raczej barytonowej natury, stąd w wysokim rejestrze przybiera nieco forsowne brzmienie.

Lancut,synagoga

W muzyce synagogalnej występuje pokrewne belcantu koloryzowanie linii melodycznej wirtuozowskimi ornamentami oraz operowanie interwałami o dużej rozpiętości, co wymaga rozwiniętej techniki wokalnej. W śpiewie świątecznym „Hashem, Hashem”, opracowanym przez Abrahama Bernsteina, głos nieustannie to opada, to wznosi się, operując na pograniczu oktaw jedno- i dwukreślnej. Wysokie dźwięki występują także w modlitwie „Schehecheyanu” autorstwa Meyera Machtenberga. Z kolei w opracowanej przez Dova Frumera powszedniej modlitwie „Adon Olam” przeważają charakterystyczne dla muzyki orientalnej melizmaty.

Swoistą ciekawostkę stanowiło „Kiddush”, pieśni rozpoczynającej szabat, w redakcji dokonanej przez Kurta Weilla, dobrze znanego, ale z całkiem innego rodzaju twórczości muzycznej. Program występu uzupełniły pieśni o tematyce świeckiej i ludycznej, a także wywodzące się z tradycji w języku jidysz. Szczególnie przejmująco w interpretacji Josepha Malovanego oraz wrocławskiego chóru synagogalnego zabrzmiało opracowanie pieśni „Moishelle Main Frant” (Wspomnienie przyjaciół z dawnych lat), a to ze względu na jej autora - Mordechaja Gebirtiga, krakowskiego poety-rzemieślnika - pamiętnego twórcy „Gore!” (S'brent!), które już po jego tragicznej śmierci stało się nieformalnym hymnem walczącego getta warszawskiego.

                                                                               Lesław Czapliński