Przegląd nowości

"Król Roger" i Karol Szymanowski we Wrocławiu

Opublikowano: niedziela, 01, kwiecień 2007 02:00

Wprawdzie ogłoszony uchwałą Sejmu RP rok Karola Szymanowskiego ma sporo okolicznościowych imprez, to wśród nich dzieła sceniczne wielkiego kompozytora niezbyt często zagoszczą w polskich teatrach. Wyjątkiem jest Opera Wrocławska, która od 2006 r. wystawia "Hagith", a od 30 marca br. włączyła do repertuaru operę "Król Roger".
Dyrektor Ewa Michnik poprzednio tę samą operę przygotowała i wystawiła w kościele Ojców Bernardynów z zespołem Opery Krakowskiej w 1982 roku. We wrocławskiej produkcji z charakterystycznym dla siebie pietyzmem przedstawiła warstwę muzyczną dzieła. Pod tym względem niesamowitą fantazją wyrafinowanych dźwięków niemal pieściła uszy premierowej publiczności. Muzyka wspaniale splatała się z warstwą wokalną tworzoną przez solistów oraz chór w tej operze mający kapitalne znaczenie. Orkiestra fascynowała różnorodnością barw, kolorystycznych odcieni i niuansów. One zaś jednoznacznie tworzyły atmosferę poszczególnych fragmentów akcji scenicznej. Ta część widowni, która jest wrażliwa na muzykę z łatwością chłonęła fragmenty monumentalne jak i pieszczotliwie delikatne brzmienia. Zaprezentowane koloryty muzyki bizantyjskiej, cerkiewnej, czy bardziej arabskie stylizacje pozwalały przeniesienie się w świat orientalnej dla nas średniowiecznej Sycylii z XII wieku.

Image

Całkowicie odmiennie, w zupełnie innym świecie znalazła się wizjonerska inscenizacja, którą opracował Mariusz Treliński. Do jego wizji dostosowali się pozostali realizatorzy w osobach: Boris Kudlička (scenografia) i Wojciech Dziedzic (kostiumy). Zatem w I akcie zamiast w Katedrze w Palermo, akcja toczy się wśród kilku rzędów krzeseł nie do końca kojarzących się z kościołem, ani też we wnętrzach bizantyjskiej (do dziś istniejącej), świątyni. O ile kompozytor na tło akcji wybrał wielkie sycylijskie przemieszanie kultur, to Treliński postawił na bliżej nie sprecyzowaną współczesność. Przedstawiciele bizantyjskiego kościoła – Archiereios i Diakonisa wystąpią w takich samych kostiumach jak i pozostali przedstawiciele chrześcijańskiej kultury. Taka wizja inscenizacyjna znacznie odbiega od stereotypu wielu poprzednich realizacji scenicznych "Rogera". Reżyser całkowicie zrywa ze wskazówkami inscenizacyjnymi kompozytora. Więc II akt nie będzie miał miejsca w arabskiej komnacie na zamku Rogera, lecz w pokoju z kanapami, jakie posiadamy we własnych mieszkaniach. Akt III w niczym nie przypomni ruin starożytnego greckiego teatru, sugerując że odbywa się wokół szpitalnego łóżka. Jako że libretto "Króla Rogera" w swej zamierzonej niejasności pozwala na dość dowolną interpretację symboli, tak reżyser skrzętnie to wykorzystał i skonstruował wyrazistą charakterystykę psychologiczną występujących postaci. W jego koncepcji mniejsze znaczenie ma sfera dramaturgiczno-sceniczna w odesłaniu do średniowiecza, lecz istotnym jest dzisiejszy świat i rzeczywistość z jaką na każdym kroku możemy się spotkać. Młody Pasterz nie przybędzie z gór w skórze koźlęcia aby w finale pokazać się przeistoczonym w Dionizosa. Od początku do końca będzie ubrany w białą tunikę.

Image

Premierowi soliści prezentowali zadowalający poziom wokalny. Przede wszystkim zachwycał odtwórca partii tytułowej, znakomity baryton – Andrzej Dobber. Urzekającej barwy sopranem czarowała Roksana – Aleksandra Buczek. Podobnie pozytywne wrażenia pozostawili po sobie Barbara Bagińska – Diakonisa i Radosław Żukowski – Archiereios. Z mieszanymi uczuciami odniosłem się do poprawnego śpiewu lecz zbyt lirycznym tenorem, (aczkolwiek o prawidłowej emisji), jakim dysponuje Rafał Majzner – Edrisi i do bardziej spintowego tenora, który posiada Pavlo Tolstoy – Pasterz. W moim przekonaniu dla spektaklu o wiele korzystniejszym byłoby, gdyby ci panowie zamienili się rolami.

Wilfried Górny