Przegląd nowości

Ile Ibsena w Ibsenie Klaty?

Opublikowano: piątek, 12, styczeń 2024 11:25

Okazuje się, że wbrew pozorom całkiem sporo. W krakowskim Starym Teatrze po 8 latach wznowiono właśnie spektakl Jana Klaty Wróg ludu. Dramat Henrika Ibsena traktuje o bezkompromisowym idealiście, który z „przyjaciela ludu” staje się wrogiem publicznym miejscowej opinii, kiedy zwraca uwagę na zanieczyszczoną wodę w uzdrowisku, co zagraża jego dalszej egzystencji, skoro na niej opierała się cała jego dotychczasowa renoma. Ale, jak to z idealistami bywa, często stają się fanatykami i tyranami.

 

 Wrog ludu 1

 

W trzecim akcie dramatu bohater stwierdza bez ogródek: „Całe społeczeństwo musi być oczyszczone i zdezynfekowane” (ten wątek pominięto w krakowskim przedstawieniu), a w czwartym „Słuszność jest przy mnie i przy kilku jednostkach. (...) Tłum stanowi tylko surowy materiał, z którego my — najlepsi możemy dopiero wykształcić naród”. W piątym z kolei: „Wprawdzie co do tych rzeczy, nie jest lepiej na wolnym zachodzie. Tam także grasuje zwarta większość i liberalne pojęcia i wszystkie tym podobne diabelstwa”. Brzmi to groźnie, zwłaszcza z późniejszej perspektywy historycznej. Nie dziwi zatem, że wzięto go na sztandary w Trzeciej Rzeszy. W 1937 roku powstała ekranizacja tego dzieła w reż. Hansa Steinhoffa (rozpowszechniana również w przedwojennej Polsce), będąca krytyką, jak to wtedy określano, plutokracji Republiki Weimarskiej, a problem bohatera rozwiązywała interwencja nowego, narodowosocjalistycznego ministra, ponieważ akcja została przeniesiona do Niemiec. Również w omawianym przedstawieniu mamy do czynienia z odniesieniami do współczesności, zwłaszcza w parabazie, która pojawia się czas jakiś przed zakończeniem, gdy Krzysztof Chrząstowski, odtwórca tytułowej roli Doktora Stockmanna, zwraca się wprost do publiczności, nawiązując do aktualnej sytuacji w polityce, w mediach i w teatrze (konflikt w warszawskim Teatrze Dramatycznym). Przyznam szczerze, że wolę jednak, kiedy aktor przemawia tekstem dramatopisarza lub scenarzysty niż własnym, gdyż dość obco brzmi w całym kontekście. Do pewnego stopnia w inscenizacji Jana Klaty poświęcenie Doktora Stockmanna dla dobra sprawy, niezłomnie broniącego swego stanowiska za cenę utraty pozycji i źródeł utrzymania siebie i rodziny, przywodzić może ofiarę świeckiego Zbawiciela, skoro pojawia się gest dzielenia opłatkiem ze swymi przeciwnikami.


Miejsce gry stanowi istny tor przeszkód, albowiem przypomina bardziej rekwizytornię niż scenę. Nagromadzono w nim wiele dziwnych i wydawałoby się całkowicie bezużytecznych przedmiotów (scen. Justyna Łagowska). Na początku ułożone z nich kunsztownie piramidy rozpadają się i powstają bezładne stosy, spośród których wyłaniają się postacie.

 

Wrog ludu 3

 

W dalszym ciągu aktorzy poruszają się w tej przestrzeni balansując na krawędzi równowagi. Czyżby stanowiło to metaforę współczesnego świata, przeobrażającego się w śmietnik wskutek nadmiaru konsumpcji, oraz kondycji współczesnego człowieka, niepewnego swej tożsamości i pozbawionego jasno określonego systemu wartości? 

 

Wrog ludu 2

 

Tak samo całe przedstawienie balansuje pomiędzy, mówiąc słowami prof. Jerzego Golińskiego, rzetelnym referowaniem przez aktorów przebiegu dramatu, a sekwencjami uwolnionymi z bezpośrednich czy oczywistych z nim związków, stanowiących rodzaj brechtowskich efektów dziwności. Dotyczy to muzycznych intermediów (muz. Robert Piernikowski), przy czym za niekonwencjonalne źródła dźwięków służą aktorom różne dziwne przedmioty jak beczki, wiadra, styropianowe młoty, plastikowe butelki. A także choreograficznych układów z pogranicza akrobatyki (chor. Maćko Prusak), towarzyszących wypowiadaniu kwestii.


W tego typu aktorstwie operującym rozszerzonymi środkami wyrazu, nie do końca korespondującymi z sytuacjami sugerowanymi za sprawą przekazu werbalnego i za pomocą których postacie odreagowują nadmiar emocji, znajdujących ujście w ruchu pozbawionym logicznych motywacji, najlepiej odnalazły się Małgorzata Zawadzka jako żona doktora Stockmanna i Monika Frajczyk w roli jego córki. Gdy główny bohater woła „Światła!”, niczym w Czarnej komedii Petera Shaffera, scena pogrąża się w mroku. Mogłoby się zatem wydawać, że wszystko w tym przedstawieniu jest grą i udaniem. 

 

Wrog ludu 4

 

Z drugiej jednak strony, jak wspomniałem, rzeczywiście ciemności gromadzą się nad miejscowością, w której toczy się akcja, więc znów można mówić o posłużeniu się teatralną metaforą. Co w jednym teatrze się zgubi, można dziś odnaleźć w innym. W krakowskim Teatrze im. Słowackiego w Peer Gyncie tegoż Ibsena znikał Przetapiacz guzików, by w Starym Teatrze pojawić się w osobie teścia tytułowej postaci, jak tamten, wyznaczającego mu termin, od którego zależeć będą jego dalsze losy. Pod względem widowiskowym przedstawienie Jana Klaty jest tyleż interesujące, co efektowne, a momentami nawet porywające (finałowa apoteoza z przykryciem miejsca gry olbrzymią foliową płachtą, wprawianą w falujący ruch przez zamaskowanych animatorów, na której, niczym rozbitkowie, unoszą się Doktor Stockmann z żoną i córką, a on sam wypowiada znamienne końcowe przesłanie: „Najsilniejszym człowiekiem na świecie jest ten, który stoi samotny”). Zarazem może się to kojarzyć z narzuceniem jej na równie buntujących się i niegodzących się z panującym porządkiem marynarzy z pancernika Potiomkina z dramatu Tadeusza Micińskego oraz filmu Siergieja Eisensteina, tyle że nie działających w pojedynkę, lecz tworzących wspólnotę interesów. Zwłaszcza, ;' że jedną z osób dramatu jest Kapitan Horster, a w tekście przy okazji mówi się o prawach załogi do współdecydowania. Czy jednak koniecznym do tego wszystkiego był Ibsen, stanowiący niejednokrotnie tylko pretekst, pozostaje pytaniem nie do końca retorycznym.

                                                                 Lesław Czapliński