Przegląd nowości

Nie miałeś litości Adamie

Opublikowano: piątek, 17, marzec 2023 21:35

Miłą niespodziankę przygotował dla swych fanów Instytut Teatralny im. Raszewskiego. Skrzyknął grupę aktorów, którzy w trybie czytania performatywnego przedstawili rzadko pokazywaną sztukę Sławomira Mrożka Śmierć porucznika, będącą jego indywidualnym rozliczeniem się z Adamem Mickiewiczem i w ogóle romantycznością po polsku. Dramaturg znający perypetie dowódcy Reduty z Powstania Listopadowego z 1831 roku, który swoje stanowsko ogniowe na warszawskiej Woli wysadził w powietrze, wykorzystał legendę bohaterskiego Ordona, jakoby poległego w wyniku tego czynu.

 

Smierc porucznika 1

 

Nieco to gorzka komedia, która jest za razem wiwisekcją naszego stosunku do takich straceńczych czynów. Jak mówi sam Ordon, a w sztuce Mrożka zamieniony w Orsona, był on po latach to czczony za swój samobójczy akt, to znów krytykowany i wyśmiewany, gdyż w Polsce często się zmienia wzór bohatera. Ale to tylko fabularna tkanka sztuki Mrożka, bo na tym tle sam poeta, czyli nie nazwany z nazwiska Adam Mickiewicz – grany przez Marka Barbasiewicza, próbuje jakoś odzyskać wiarygodność swych odbiorców.

 

Smierc porucznika 2

 

Spotyka się z Zosią z Pana Tadeusza, która, jak się dowiadujemy, wcześniej miała wyjść za Ordona zanim zginął, spotyka się z Ordonem, który przeżył. Rozmawia z generałem i oficerami, uczestniczy w sądzie wojennym, gdzie rozpatrywana jest wina bohaterskiego porucznika, który jakimś cudem nie poległ, więc może zdradził. Wreszcie ów poeta jest świadkiem sceny skopiowanej z II części Dziadów, gdy chór piętnuje okrucieństwo złego magnata, w tym przypadku chodzi jednak o Wieszcza.


– Nie znałeś litości panie!– deklamują śpiewnie dwie licealistki, którym kazano, wbrew ich chęci, wkuwać strofy wiersza, zachwycać się, a jeszcze powtarzać z pamięci. Tutaj Mrożek idzie trochę po śladach Gombrowicza naśmiewającego się w Ferdydurke z polonisty, zapewniającego, że Słowacki wielkim poetą był. Ironia Mrożka szczypie mity tworzonie przez poetów i potem bezmyślnie powtarzane, jak ten o żołnierzach z Westerplatte, którzy czwórkami do Nieba szli.

 

Smierc porucznika 3

 

Żartuje z kanonu lektur obowiązkowych, które dla niejednego ucznia były udręką, choć paradoksalnie niektóre jego utwory też z czasem zaliczono do tego zbioru. Naigrawa się z dziennikarzy i z prasy, w którą wierzy nasz poczciwy lud. W spokoju zostawia tylko wojsko, co nie dziwi, bo Mrożek wysłał Śmierć porucznika na konkurs organizowany przez Ludowe Wojsko Polskie i nawet otrzymał jedną z nagród. Czy taki spektakl, gdy aktorzy dzierżą w rękach tekst sztuki, może być interesujący teatralnie?

 

Smierc porucznika 4

 

Ależ oczywiście. Teatr to magia, tekst jest w tym wypadku rekwizytem, resztę dopełniają wykonawcy swoją mimiką, grą ciała, natężeniem głosu. Śmierć porucznika miała zresztą swego reżysera Jerzego Machowskiego, zaś adaptacji tekstu na potrzeby przedstawienia dokonała Iwona Rusek. Warstwa dźwiękowa wzbogacona była o odgłosy walki, strzały armatnie, wizualnie natomiast działano kolorowymi światłami. Muzyki nie było, bo i po co. Natomiast widzowie otrzymali jeszcze interesujący dodatek w postaci rozmowy z literaturoznawcą dr hab. Mariuszem Lesiem z Uniwersytetu w Białymstoku na temat Mrożka i Mickiewicza. 

                                                                          Joanna Tumiłowicz