GaleriaT. Shebanova gra - Pory roku Czajkowskiego
Wydarzenia |
Szukaj w Maestro |
||
|
|
||
Przegląd nowościOlga Pasiecznik – ta wojna przechodzi przeze mnie codziennie
Strona 4 z 4
Dlaczego Pani rodzice nie zdecydowali się na przyjazd do Polski? – Jak wspomniałam to są profesorowie akademiccy, mają prawie po 80 lat. Jak trzeba to schodzą do schronu po kilka razy dziennie, po czym wychodzą i kontynuują nauczanie studentów. Powiedzieli, że nie wygrywa się wojen, kiedy zostawia się swój kraj. Mama jest Polką, ale stwierdziła, że tu – w Ukrainie – zostawiła całe swoje życie i nie opuści ani kraju, ani ojca. Wie Pani, gdyby nie ta wojna to chyba nie miałabym świadomości jakich mam rodziców.
Jest Pani z nich dumna, prawda? – Jestem. Dla mnie są bohaterami.
W jaki sposób zaangażowała się Pani w pomoc swojej pierwszej ojczyźnie i swoich rodaków? Czy miała Pani też sposobność wyciągnąć rękę do muzyków przybywających z Ukrainy? – W takiej sytuacji w pierwszym odruchu pojawiają się myśli, że trzeba gdzieś znaleźć lokum, pracę, dać pieniądze. Bardzo często chodziło też o logistykę, organizację spraw – ci ludzie byli bezradni i na granicy różnych trudnych emocji. Niektórzy z nich mieli też świadomość, że być może nigdy nie wrócą, bo nie mają do czego. W pierwszym tygodniu wojny zadzwoniła do mnie osoba z Ministerstwa Kultury znana mi z projektu barokowych klas mistrzowskich i poprosiła, bym pomogła dwunastu dziewczynom z muzycznych uczelni Charkowa i wschodu kraju. Próbowałam je jakoś poupychać po różnych uczelniach, prosiłam ludzi, by je przyjęli. Inną rodzinę zwyczajnie przyjmowaliśmy w domu na kilka dni. Pomagałam też przyjeżdżającym studentom, oferowałam darmowe lekcje śpiewu licząc na to, że kiedyś ta młodzież wróci do ojczyzny i będzie mogła tę wiedzę właśnie tam wykorzystać. Jedno było z pewnością nierealne – znaleźć tym wszystkim potrzebującym muzykom pracę. Żaden teatr lub orkiestra nie jest z gumy… Jest jeszcze inna sprawa. Było wiele osób, które chciało pomóc, ale miało też wątpliwości – jak to będzie, komu zabrać, żeby dać uciekinierowi. Ten temat był tak trudny, że czasami nie do przejścia.
A jak wygląda Pani zaangażowanie w stronę Ukrainy? – Właściwie na tym skoncentrowałam swoją uwagę. Na tych, którzy tam są i którzy tam walczą na wszystkich frontach. Dzięki którym możemy mieć tu takie życie, jakie mamy. Niedawno wysłaliśmy z mężem 21-szy transport różnych darów. Część naszych kolegów – muzyków, naukowców, sąsiadów również zaangażowała się w te zbiórki. Jestem im za to wdzięczna z całego serca, ale zdaję sobie sprawę, że jest to kropla w morzu potrzeb Ukrainy.
Rozmawiamy tuż przed koncertem w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu w pierwszą rocznicę wybuchu wojny. Między innym zabrzmi Mozarta „Requiem d-moll”. Z jakimi emocjami przyjdzie się Pani zmierzyć? – Powiem, że po roku tej wojny jestem po raz pierwszy w stanie o tym wszystkim rozmawiać z Panią…Żadnego jeszcze wywiadu nie udało mi się udzielić bez łez. Mozartowskie Requiem śpiewałam kilkadziesiąt razy. Ten utwór jest dla mnie w gronie arcydzieł wszystkich czasów i narodów. Wyraża głębię bólu człowieka, jego kruchości wobec Stwórcy i jednocześnie jest wyznaniem wiary w Jego sprawiedliwość i łaskę. Śpiewając Requiem będę myśleć o tych, którzy zginęli w tej strasznej wojnie i o tych, którzy teraz tak dzielnie walczą. Podczas koncertu zabrzmi też Valentyna Silvestrowa Modlitwa za Ukrainę – utwór, który jest sednem wszystkiego – nadziei. Wierzę, że ten dzień zwycięstwa nadejdzie.
Wywiad zamieszczony dzięki uprzejmości |
|||
Maestro jest tytułem jakim honoruje się najwybitniejszych muzyków wirtuozów dyrygentów śpiewaków i nauczycieli. Właśnie im oraz podążającym za ich przykładem artystom poświęcona jest ta strona |
|||
2006 Copyright © Wiesław Sornat (R) All rights reserved MULTART |