Przegląd nowości

Moniuszko po remoncie w Poznaniu

Opublikowano: poniedziałek, 02, styczeń 2023 07:18

Po bezsensownych, bezrozumnych i wręcz obrzydliwych zabiegach realizatorskich na Halce, Strasznym dworze Parii, trzech czołowych dzieł Stanisława Moniuszki przyszło wreszcie w gronie decyzyjnym Teatru Wielkiego w Poznaniu opamiętanie. Ten impuls pochodzi zresztą wcale nie od rodzimych realizatorów, a od urodzonej w Pizie włoskiej reżyserki Ilariany Lanzino, niedawno jeszcze chórzystki Theater an der Vien, następnie asystentki reżysera w Berlinie, Dortmundzie, Essen i Vlaanderen. Od kilku lat próbuje własnych sił, realizując spektakle dla dzieci, a przed dwoma laty w Poznaniu pozwolono jej na przerobienie naszego Strasznego dworu w sposób wręcz niedopuszczalny, co nie zmienia takiej oceny, mimo wynegocjowania gdzieś za granicą nagrodzenia takiej reżyserskiej paranoi. 

 

Aż tu zapowiedź powrotu pani Lanzino do naszego moniuszkowskiego dobra narodowego w postaci powierzenia jej reżyserii Jawnuty, młodzieńczej operetki – śpiewogry z okresu wileńskiego, prawie nigdzie niegranej, opartej na XVIII – wiecznym libretcie Kniaźnina, mało atrakcyjnym, okraszonym średniej urody muzyką, co nawet Moniuszce od czasu do czasu się zdarzało. 

 

Poznańscy realizatorzy skupili się na nieistniejącym w oryginale motywie niechęci i wykluczenia Cyganów z życia polskiej społeczności, ignorując tematykę, która w pierwowzorze stanowiła osnowę Jawnuty. Był nią los dwojga opuszczonych dzieci wiejskich, którymi zaopiekowała się cyganka Jawnuta i nazwała ich po cygańsku Chicha i Dżęga. Kiedy po kilkunastu latach okazało się, że są to zaginione dzieci wieśniaków Szymona i Jewy, Jawnuta zwraca je rodzicom już dorosłe, których prawdziwe imiona to Zosia i Sobek.

 

Zabieg fabularny jakiego dokonała reżyserka jest rodzajem literackiego patchworku (zszycie z różnych kawałków nowego wzoru). Starając się trzymać oryginału, zawarła w akcji przeniesionej do jakiejś niesprecyzowanej współczesności motywy wypędzenia, zakazania nieszczęśliwej miłości i przymusowego obozu dla Cyganów przepędzanych z dobytkiem, co jest widocznym odniesieniem do hitlerowskich obozów koncentracyjnych, w których ginęło mnóstwo Romów.


Z tak skonstruowanego libretta powstało efektowne widowisko o dużej urodzie teatralnej, potraktowanymi z rozmachem scenami zbiorowymi, precyzyjnymi zadaniami aktorskimi dla artystów chóru i ciekawie zarysowanymi postaciami pierwszoplanowych bohaterów. 

 

Gratulacje dla Galiny Kukliny w roli tytułowej, wyrazy uznania dla scenicznej dojrzałości Małgorzaty Olejniczak-Worobiej jako Chichy i „filarów” poznańskiej wokalistyki w rolach drugoplanowych Tomasza Mazura (Dżęga), Damiana Konieczka (Moryc), Rafała Korpika (Szymon) i Jaromira Trafankowskiego (Bartosz). Osobne ukłony przesyłam parze staruszków w wykonaniu Marioli Henrykowskiej i Ryszarda Dłużewicza, niegdyś artystów baletu, a obecnie wykonawców ról epizodycznych na poziomie mistrzowskim.

 

Dobry rezultat transformacji Jawnuty to nie tylko przerobienie libretta, ale przede wszystkim połączenie partytury Moniuszki z oryginalnym folklorem romskim, reprezentowanym na scenie przez rodzinę Czurejów, Mirosława Dymitraka i Karolinę Sydorowicz. Zabiegu tego (podejrzewam) dokonał kierownik muzyczny przedstawienia Rafał Kłoczko, artysta młody, postawny, dyrygujący partyturą moniuszkowską z talentem i precyzją. Spektakl bez przerwy trwa aż godzinę i czterdzieści minut. Bez szkody dla całości usunąłbym solowe popisy taneczne bosej Cyganki, a z drukowanego programu nazwiska aż czterech choreografek (Lanzino, Dominika Babiarz, Sara Czurej, Natalia Trafankowska). Przecież baletu w tym spektaklu wręcz nie ma, tańca choćby na lekarstwo, więc po co te życiorysy, przy zupełnym braku notatek biograficznych solistówco jest poważnym niedopatrzeniemRolę Stachana przykład – zagrał tenor Piotr Kalina, o którym dopiero z Internetu dowiedziałem się, że niedawno został zaangażowany z Krakowa, ale póki co w Poznaniu śpiewa, jak wrona po grypie.

 

Reasumując: Wszelkie teatralne zabiegi wokół zwietrzałych i zleżałych dzieł epok minionych uważam za uprawnione pod warunkiem, że respektuje się ich sedno, lub doszukuje się ich sensu. Dokonała tego niegdysiejsza chórzystka, obecnie asystentka reżysera, a w Poznaniu już samodzielna reżyserka, urodziwa i młoda Włoszka Ilaria Lanzino. Okupiła tym swe grzechy przy niedopuszczalnych transformacjach, jakie wystąpiły w niedawnym poznańskim Strasznym dworze. Jej obecna Jawnuta prezentuje się, jak wyremontowany elegancki dyliżans, ale z silnikiem traktora. Jest więc na chodzie, a to się liczy!

                                                                      Sławomir Pietras