Przegląd nowości

Sprechen Sie Moniuszko?

Opublikowano: wtorek, 14, maj 2019 13:24

Szwajcarska chatka to kawałek dobrej muzyki, naiwna fabuła i fantazyjna inscenizacja w Warszawskiej Operze Kameralnej. Trudno więc ocenić zjawisko jednoznacznie. Wczesne dzieło znakomitego kompozytora, zapomniane, zagubione, a potem odnalezione i zrekonstruowane, stało się czymś więcej niż tylko muzykologiczną ciekawostką. Zdradza ogromny talent, który kroczy własną drogą, choć niekiedy przypomina prace Rossiniego, Aubera, czy innego Meyerbeera.

 

Szwajcarska chatka 835-13

 

Znamionuje ogromną swobodę melodyczną, rytmiczną, pomysłowość w konstruowaniu ansambli i scen zbiorowych, ale nie posiada jeszcze wyraźnego idiomu, po którym rozpoznaje się utwory dojrzałego Moniuszki. Jest słowiańska śpiewność, ale jeszcze nie słychać frazy, która pojawia się w Halce, Strasznym dworze czy w Parii.

 

Szwajcarska chatka 835-42

 

Uwertura błyskotliwa, ale także trudno w niej zobaczyć autora Bajki, a finału nie powstydziłby się...nawet Verdi. Słuchamy więc pełnokrwistej muzyki operowej, choć intryga i konstrukcja jest raczej operetkowa. Fabułę Moniuszko zaczerpnął z naiwniutkiego singspielu niemieckiego, bo też libretto Die Schweizerhütte jest w języku Goethego i to on ponoć pierwszy spisał przygodę Mary, Michała i Maxa. W Warszawskiej Operze Kameralnej wprowadzono trafnie zamianę języka partii mówionych z niemieckiego na polski, co w tym teatrze staje się powoli regułą. Czy trzeba mieć pretensję do kompozytora, że brał się za taki temat? Reżyser Roberto Skolmowski tym bardziej poszybował w stronę farsową, aby rzecz nabrała cech ludowej pamiątki, od jakich uginają się stragany w rzeczonej Szwajcarii.


A za motyw przewodni wybrał poczciwą krowę, która jest jednym z filarów pejzażu i gospodarki tego kraju. Uczynił z opery Die Schweizerhütte wizytówkę promocyjną, pod którą mogła się podpisać nawet Ambasada Szwajcarii. Reszty wykończenia dokonali: Katarzyna Garbat-Szymańska – autorka scenografii, Maria Balcerek – projektantka kostiumów i Wojciech Hejno – specjalista od multimediów. To właśnie ten ostatni rozpoczyna przedstawienie projekcją po tytułem: Typowe rasy krów szwajcarskich.

 

Szwajcarska chatka 835-50

 

A potem na scenę wjeżdżają na kółkach obok wielkich krów fantomy innych parzystokopytnych, są kozy, owce, nawet świnka. Bydło oczywiście wypełnia luki pozbawione muzyki, a muczeniem i typowo szwajcarskimi dzwonkami dodaje warstwę tła do partii orkiestrowej i wokalnej. Śpiewania jest tutaj tyle co i mówienia, więc trzeba było oprzeć się na dobrych wykonawcach. Jako Mary czy inaczej Marysia wystąpiła niezawodna Joanna Moskowicz.

 

Szwajcarska chatka 835-52

 

Bezbłędnie partnerował jej młody tenor Bartosz Nowak, jeszcze będący studentem wrocławskiej Akademii Muzycznej. Doskonały w swej charakterystycznej roli francuskiego sierżanta okazał się młody bas Szymon Kobyliński. Wrocławski desant uzupełnił żywo dyrygujący kierownik muzyczny Stanisław Rybarczyk, a w scenach zbiorowych pokazał się nieźle dysponowany chór WOK przygotowany przez Krzysztofa Kusiel-Moroza.  Chórzystom powierzono też malutkie partie aktorskie i solistyczne. I tak oto okazało się, że Szwajcarską chatkę po raz pierwszy od prawie 200 lat pokazano w operze kierowanej przez Alicję Węgorzewską.

                                                                           Joanna Tumiłowicz