Przegląd nowości

Śladami Andrzeja Hiolskiego

Opublikowano: wtorek, 10, listopad 2015 17:33

Trudno sobie wyobrazić piękniejszy hołd złożony najwybitniejszemu polskiemu barytonowi, który w inscenizacjach oper Moniuszki był w Teatrze Wielkim w Warszawie niezastąpionym Miecznikiem w Strasznym dworze i Januszem w Halce. Koncert złożony z pieśni Stanisława Moniuszki ze znakomitej płyty nagranej przez Mistrza wraz z Sergiuszem Nadgryzowskim. Zaszczytnej roli „następcy” podjął się baryton Mariusz Godlewski, który kulturą śpiewu i barwą głosu najbardziej przypomina zmarłego 15 lat temu śpiewaka. Godlewski rzeczywiście podążył śladami, które zostały uwiecznione na płycie, w niewielkim tylko stopniu odbiegając od programu zaproponowanego w końcu lat 60. przez Andrzeja Hiolskiego. Znalazły się więc na koncercie takie „hity” Moniuszkowskie, jak Krakowiaczek, Do Niemna, Piosnka żołnierza, Złota rybka, Starość. Zabrakło Wędrownej ptaszyny, ale dołożył do zbioru dwie inne pozycje z zapomnianego trochę zbioru Śpiewników domowych.

Godlewski

Jak mało są one dziś domowe świadczył czarny pulpit, na którym śpiewak ułożył nuty pieśni. Ktoś, kto na co dzień, w domu pośpiewywał sobie perełki muzyczne z zeszytów Śpiewnika miał te teksty i melodie w uchu i wdzięcznej pamięci, nie musiał więc podpierać się partyturą. Ten przedmiot utrudniał nieco swobodną interpretację aktorską pieśni, a jest to wymóg dojrzałego wykonawstwa. Mariusz Godlewski co jakiś czas odsuwał wzrok od zapisu, np. w Krakowiaczku, wychodził z ukrycia i dawał popis swoich możliwości  scenicznych, jakich jesteśmy nieraz świadkami w przedstawieniach operowych choćby Opery Wrocławskiej, ale po chwili znów chował się za pulpitem.


Nie miało to większego znaczenia dla strony wokalnej koncertu, głos solisty brzmiał pięknie, miękko i jedwabiście we wszystkich rejestrach. Śpiewak potrafił zarówno dać popis czystego forte w fermatach kończących frazę jak i cichego, wręcz szeptanego piana, np. we wzruszającym Trenie VI do słów Jana Kochanowskiego.

Krakowiak

Nie było śladu żadnej grypowo-przeziębieniowej niedyspozycji, której uległ w ostatniej chwili przewidziany na akompaniatora Janusz Olejniczak. Zastąpiła go godnie Anna Marchwińska, „etatowo” towarzysząca wykonawcom podczas co trzy lata organizowanych Konkursów Moniuszkowskich i jak zwykle świetnie przygotowana. Można dyskutować, czy dobrą decyzją było wykorzystanie zabytkowego fortepianu marki Erard z 1849 roku wypożyczonego z kolekcji Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina. Instrument ten w średnicy dudnił, wydaje się też, że nie był idealnie nastrojony. Na szczęście nie on był głównym bohaterem wieczoru, ale głos, który niesie słowa i cudowne melodie Moniuszkowskich pieśni.


W wydrukowanym programie znalazła się opinia rzadko przytaczana, bo pochodząca też z XIX wieku, wybitnego pisarza i melomana Józefa Ignacego Kraszewskiego. „Gdyby się u nas poznać mogli na talencie pana Stanisława Moniuszki nie zazdrościlibyśmy Niemcom śpiewek Schuberta” –  pisał autor Starej baśni. I dodawał – „Stanisław Moniuszko ma wielką wyższość w pojęciu sztuki”.  Wieczór pieśni stanowiący preludium do premiery największego dzieła Stanisława Moniuszki, jego opery Straszny dwór, trzeba uznać za niezwykle udany i trafny. Jedna z prezentowanych pieśni – Rada – wprowadzała zresztą w główny problem, na jakim opiera się Prolog do tego głębokiego, pogodnego i komicznego dzieła scenicznego.  Wygląda na to, że bohaterowie opery Stefan i Zbigniew skorzystali właśnie z rady, jak żyć, zawartej we wspomnianej pieśni.

Starosc

Jako ilustrację do recitalu pieśni w wykonaniu Mariusza Godlewskiego zamieszczam swoje grafiki oddające alegoryczny sens Krakowiaczka i Starości.

                                                                  Joanna Tumiłowicz