Przegląd nowości

Fantazyjne zakończenie w Wilanowie

Opublikowano: czwartek, 07, sierpień 2014 13:36

Dobrze, że Festiwal Mozartowski Warszawskiej Opery Kameralnej przetrwał personalne zawieruchy. Dobrze też, że wprowadza tradycję kończących to wydarzenie plenerowych widowisk na dziedzińcu Pałacu Królewskiego w Wilanowie. Tegoroczna inscenizacja Czarodziejskiego fletu (Die Zauberflöte KV 620), była jeszcze bardziej efektowna niż Don Giovanni w roku ubiegłym. Głównie chodzi o oprawę wizualną, która podpowiadała naszej wyobraźni konteksty i nastroje wywoływane przez libretto i muzykę tego wspaniałego dzieła.

Flet,Wilanow 1

Autorami scenografii multimedialnej byli Sylwester Łuczak, fotograf, artysta instalacji i artysta wideo oraz Urszula Milanowska, graficzka, animatorka, łącząca w swych pracach różne dziedziny sztuki wizualnej – jak grafika, ilustracje, kolaże, fotografia, wideo, animacja komputerowa. To nowa dziedzina sztuki łącząca kilka dyscyplin zaawansowanej technologicznie grafiki, bez której praktycznie nie obędzie się dziś prawie żaden spektakl teatralny, czy operowy, ale także ważna impreza okolicznościowa, promocyjna czy reklamowa. Multimedialna scenografia towarzyszy też niezliczonym koncertom muzyki pop, dyskotekom, ale wkracza też od czasu do czasu na estrady filharmoniczne. W spektaklu plenerowym Czarodziejskiego fletu obrazy i animacje wideo były eksponowane na fasadzie Pałacu Wilanowskiego, a również pojawiały się na przezroczystych, wykonanych z siatki ekranach rozciągniętych wokół prowizorycznej sceny operowej zbudowanej u centralnego wejścia do Pałacu. Treść tych obrazów bezpośrednio lub pośrednio odwoływała się do libretta opery Mozarta. Na przykład w pierwszej scenie, w której Tamino jest atakowany przez ogromnego węża na murze Pałacu pojawiły się ruchome sploty gadziego ciała, ale szybko, ponieważ to raczej krótki epizod, ustąpiły owalnemu portretowi Paminy, jaki Trzy Damy pokazują księciu. Nie był to pomysł zbyt fortunnie wykonany, bowiem twarz dziewczyny padała akurat na okna fasady Pałacu i była poważnie zniekształcona, a przecież obraz miał być w założeniu urzekająco piękny. Lepiej spełniały swą rolę obrazy pośrednio odnoszące się do prezentowanej na scenie akcji.


Wykorzystywały one głównie motywy z animowanymi rysunkami ptaków i motywy roślinne – nie zapominajmy, że Papageno jest ptasznikiem. W sumie twórcy scenografii multimedialnej wykazali się znajomością akcji opery Mozarta i stworzyli również bajkową atmosferę nieco naiwnymi obrazkami, jakby starali się ilustrować książeczkę dla dzieci.

Flet,Wilanow 3

W Czarodziejskim flecie mamy też do czynienia z aluzjami do obrzędów wolnomularskich, co z kolei ilustrowano licznymi znakami wykorzystywanymi przez masonów. Wszystko to było w miarę czytelne choć balansujące na granicy przeładowania a nawet kiczu, do czego jednak sumiennie przyzwyczaiła nas reklama.

Flet,Wilanow 2

Trochę inną konwencję przyjęła autorka kostiumów Katarzyna Nesteruk. Tamino i Pamina mieli stroje współczesnych elegantów, z tym że on był odziany w przylegające do ciała materiały skóropodobne, ona zaś – w suknię wieczorową. Papageno wyglądał tradycyjnie w swym „ptasim” nakryciu głowy, Papagena także nie odbiegała od kanonu. Nakrycie głowy Królowej Nocy dosyć sprawnie balansowało wśród wyobrażeń Matki Boskiej zaś dwór Sarastra przypominał trochę abiturientów coledge’u.


Całość wyreżyserował dyrektor Warszawskiej Opery Kameralnej Jerzy Lach, całkiem standardowo wprowadzając i wyprowadzając bohaterów ze sceny, i tylko Monostatos w wykonaniu Wojciecha Parchema otrzymał specjalne zadanie aktorskie, miał być odrażającym pijakiem, co mu się w znacznej mierze udało.

Flet,Wilanow 4

Przedstawienie mozartowskiego arcydzieła ujawniło liczne talenty wokalne w składzie WOK. Podziwialiśmy piękny, liryczny sopran Anny Mikołajczyk w roli Paminy, sprawnie posługującego się głosem tenorowym Tamina – Aleksandra Kunacha, i dobrego, lirycznego barytona Tomasza Raka jako Papagena. Wdzięczną rólkę Papageny wyśpiewała Justyna Stępień, bardzo był przyzwoity, choć nieco rozwibrowany niski bas Dariusza Górskiego, ale zgodnie z tradycją największe owacje zebrała popisująca się karkołomnymi koloraturami w dwóch ariach Aleksandra Resztik, precyzyjna i przekonująca aktorsko, jako archetyp histeryczki. Bez zarzutu wykonały swoje role Trzy eleganckie jak sama Pamina Damy i Trzech Chłopców w strojach aniołów, którzy podczas uwertury musieli się pojawić na dachu wilanowskiego Pałacu. Walory zabytkowego obiektu zostały więc wykorzystane w znacznym stopniu. Warstwa muzyczna docierała do uszu słuchaczy dzięki nagłośnieniu chyba trochę zbyt ostremu, spłaszczonemu, ale w trudnych warunkach przedstawienia plenerowego rzadko ostateczny efekt akustyczny jest idealny. Trzeba raczej pochwalić cały zespół realizatorów i wykonawców, że na zakończenie Festiwalu Mozartowskiego pod muzycznym kierownictwem Rubena Silvy i przy akompaniamencie Sinfonietty Warszawskiej Opery Kameralnej zaprezentowano dzieło na poziomie, którego nie powstydziła by się żadna z europejskich stolic.

                                                                                     Joanna Tumiłowicz