Przegląd nowości

„Baron cygański” w Warszawie

Opublikowano: wtorek, 12, marzec 2013 15:37

Starsi melomani pamiętają ostatnią warszawską premierę Barona cygańskiego Johanna Straussa w Teatrze Roma pod dyrekcją Bogusława Kaczyńskiego. Właśnie z arii Barinkay’a Wielka sława to żart zaczerpnął Pan Bogusław tytuł jednej ze swych książek. Od tej pory, a był to, przypomnijmy, rok 1995, Warszawiacy nie mogli oglądać tej wspaniałej operetki, która pod względem skali trudności może się równać z niejedną operą, a wiele melodyjnych arii, duetów i numerów tanecznych weszło na trwałe do kanonu repertuarowego sławnych artystów i zespołów. I dopiero w marcu 2013 roku zdarzył się przypadek, choć niestety nie cud, że Baron pojawił się znów w stolicy.

Baron 311-43

Przywiozła spektakl Opera Śląska z Bytomia i zaprezentowała w zaadaptowanej formie w Sali Kongresowej, która w zasadzie do tego typu produkcji nie nadaje się ze względów akustycznych i technicznych. Nie przeszkodziło to jednak w gorącym przejęciu dzieła, bo Baron cygański zawsze znajdzie wielbicieli. Publiczność obejrzała i wysłuchała trzech aktów dzieła Straussa przedzielonych dwiema długimi przerwami, zobaczyła zmieniające się co godzinę wielobarwne kostiumy zaprojektowane przez Małgorzatę Słoniowską, cieszyła się każdą ładnie zaśpiewaną melodią i dobrze pomyślaną sceną baletową w choreografii Henryka Konwińskiego, który był także reżyserem przedstawienia. Szkoda, że nie potrafił on tchnąć życia w mówione dialogi i układ poszczególnych scen. Być może przeszkodziła mu sceniczna prowizorka Sali Kongresowej i konieczność wzmacniania całej muzyki granej przez operową orkiestrę a także śpiewu chóru i solistów.


Wzmocnienie było przy tym stanowczo zbyt duże jak na spektakl z muzyką klasyczną, nie mówiąc już o tym, że nie uwzględniało proporcji brzmieniowych pomiędzy grupami instrumentów i bohaterów spektaklu. Czasem zdarzało się, że głos w początkowych frazach arii był całkowicie niesłyszalny, a następnie jego nagłośnienie błyskawicznie wzrastało aż do momentu gdy wzbudzały się mikrofony.

Baron 311-34

Wszystko to jednak schodziło na dalszy plan w zestawieniu z piękną i popularną muzyką Johanna Straussa, za co odpowiadał doświadczony kapelmistrz Krzysztof Dziewięcki. Operetkę poprowadził solidnie, może nawet zbyt dostojnie, ale wszystko służyło temu, aby dać się pokazać śpiewakom od najlepszej strony. Przyjemnie było posłuchać tenoru Tomasza Urbaniaka w tytułowej roli barona, bo śpiewał kulturalnie, swobodnie i z bardzo staranną dykcją.

Baron 311-53

Imponująco wykonała koloraturową partię Arseny Swietłana Kaliniczenko, choć czasami trudno było zrozumieć tekst. Nie ustępowała jej ładnym brzmieniem głosu Karina Skrzeszewska śpiewająca i grająca rolę Saffi. Bardzo się starał zachwycić wokalnie i aktorsko Adam Woźniak w charakterystycznej roli Kalmana Żupana. Wreszcie w końcowych scenach spektaklu pojawił się znakomity baryton Stanisław Kuflyuk znany już publiczności operowej całej Polski m.in. z występów w roli Eugeniusza Oniegina i Figara. Jemu przypadła niewielka rola księcia Homonay. Owacyjnie przyjęte jednokrotne wykonanie sławnej operetki Straussa dowiodło jak bardzo potrzebny jest w Warszawie stały teatr operetkowy z prawdziwego zdarzenia, a przynajmniej wprowadzenie tego typu repertuaru do programów teatrów operowych.

                                                                               Joanna Tumiłowicz