Przegląd nowości

Sprawa Makropulosa

Opublikowano: środa, 20, luty 2013 16:31

Przy tej muzyce, choć ma ona ciekawą warstwę orkiestrową śpiewanie jest dosyć forsowne i stresujące, zwłaszcza dla odtwórczyni głównej roli ponad 300. letniej śpiewaczki Emilii Marty. Musi ona nieustannie atakować niewygodne tony przejściowe i praktycznie nie schodzi ze sceny. Reżyser przedstawienia Christoph Marthaler rozciągnął spektakl o dodatkowe 30 minut dodając przed każdym aktem kilka scenek pantomimicznych z udziałem statystów. Wstawki odgrywane bez muzyki były zarazem bez związku z librettem opery, ale przynajmniej pozwalały sopranistce o silnym głosie Evie Johansson nieco odpocząć.

Sprawa Markopulos 37-25

Jednak mimo to jej wysokie tony były niespecjalnie przyjemne w brzmieniu i dosyć ostre, zaś gra sceniczna nieco sztuczna, co pogłębiała nadmierna tusza śpiewaczki. Eleganckie kreacje, w których występowała powiększały obwód w talii i biodrach. Niestety kostiumy dla Evy Johansson zaprojektowano tak (autorka Anna Viebrock), aby podkreślały nadwagę, a nie ukrywały niedoskonałości figury, a przecież w założeniu Emilia Marty ma swą urodą doprowadzać mężczyzn do szaleństwa.

Sprawa Markopulos 37-52

Jeden z bohaterów nawet się przez nią zabija. Niestety kłopotów z obsadą głównej roli nie ukryły przedziwne ewolucje taneczne, a także jakoby kuszące odsłanianie kolana. W przedstawieniu występują jeszcze dwie śpiewaczki – te role powierzono polskim wokalistkom. Znakomicie głosowo zaprezentowała się Anna Bernacka w partii Kristy. Jej głos brzmiał doskonale, silnie i czysto, choć zadaniem młodej artystki miało być jedynie stworzenie tła dla wielkiej gwiazdy opery – Emilii Marty.


Bardzo przyzwoicie wypadła również Joanna Cortes w roli pokojówki, a reżyser dodatkowo obdarzył ją zadaniami pantomimicznymi, podobnie jak basa Mieczysława Miluna. Duet Cortes-Milun spełniał w tej operze rolę zdecydowanie komiczną i tutaj także oboje wykonawcy spisali się znakomicie. Można to również powiedzieć o Pawle Wunderze, odtwórcy charakterystycznej roli Hauka.

Sprawa Markopulos 37-58

Szkoda, że pozostali mężczyźni opętani przez Emilię potraktowali swe role zbyt sztywno, i to dotyczy zarówno Raymonda Very, który wystąpił w roli Alberta Gregora, jak i Rafała Bartmińskiego jako nieszczęsnego Janka, choć obaj panowie śpiewali bez zarzutu. Również męskie role barytonowo-basowe Jaroslawa Prusa i mecenasa Kolenaty’ego w wykonaniu Jasona Howarda i Marka Gaszteckiego lepiej prezentowały się od strony wokalnej niż aktorskiej. Sprawa Markopulos 37-98

Libretto opery śpiewanej w języku oryginału, czyli po czesku było tłumaczone zarówno na polski jak i angielski, co z pewnością przyjmują z uznaniem obcokrajowcy. To co zaproponował reżyser poza oryginalną akcją przedstawienia było jednak typowym odwracaniem uwagi, być może przeznaczonym dla osób, które sama opera zdecydowanie nudzi. Trudno jednak uzasadnić, dlaczego wykonawca roli maszynisty kilkanaście razy doręcza kwiaty ten samej anonimowej kobiecie, a inna aktorka też wiele razy opuszcza salę sądową plując na podłogę.


Może dałoby się wyjaśnić, dlaczego akcję tej tragikomedii umieszczono w sądzie, trudno jednak przyjąć do wiadomości, że rozprawa, która się tam odbywa wcale nie dotyczy „Sprawy Makropulosa”, na ławie oskarżonych zasiadają jacyś przypadkowi statyści, także tłumek anonimowych osób tłoczy się na miejscu dla świadków. A już zupełnie nie wiadomo dlaczego uczestnicy tej „fikcyjnej” rozprawy w trzecim akcie leżą na ziemi i na ławkach jakby spali albo byli martwi.

Sprawa Markopulos 37-99

Tu już chyba rolę odegrał „luźny strumień świadomości” twórcy spektaklu. Podobnych niedorzeczności rozgrywających się jakby na drugim planie przedstawienia jest znacznie więcej. Wygląda na to, że mamy do czynienia z dwoma równoległymi spektaklami, jednym dla widzów oglądających ale nie słuchających muzyki, którym kompletnie obojętne jest o co tutaj chodzi, drugim dla miłośników twórczości Leosa Janacka, którym dyrygent Gerd Schaller prowadzący z wyczuciem orkiestrę Teatru Wielkiego w Warszawie i solistów sprawił sporo przyjemności czysto brzmieniowych, choć opera do specjalnie melodyjnych nie należy, a żaden wykonawca nie śpiewa tradycyjnej arii.

Sprawa Markopulos 37-111

„Sprawa Makropulosa” niesie też w swojej istocie pewne przesłanie filozoficzne dotyczące naszych marzeń od wiecznej młodości, ale ta sprawa znalazła się jakby na marginesie zainteresowań twórców spektaklu. 300. letnia śpiewaczka, która w oryginalnej wersji opery umiera w finale, tutaj po prostu opuszcza salę sądową i znika za kulisami. Ale nie to jest największym grzechem reżysera.

                                                         Joanna Tumiłowicz