Przegląd nowości
- Szczegóły
-
Opublikowano: wtorek, 12, czerwiec 2012 19:58
Parę miesięcy temu Opera Lyońska zaproponowała widzom swoisty festiwal Pucciniego, polegający na zestawieniu dzieł włoskiego kompozytora z operami Hindemitha, Schoenberga i Zemlinsky’ego, co stworzyło okazję do pasjonujących konfrontacji artystycznych, wydobywania z prezentowanych pozycji nowych sensów, atmosfer i kontekstów. Sukces owego przedsięwzięcia zachęcił dyrektora lyońskiej placówki Serge’a Dorny’ego do przygotowania kolejnego dyptyku, tym razem złożonego z L’Enfant et les Sortilèges (Dziecko i czary) Maurice’a Ravela oraz Der Zwerg (Karzeł) Alexandra von Zemlinsky’ego. Pozornie wydawać by się mogło, że oba dzieła niewiele mają ze sobą wspólnego i że łączy je jedynie czas, w którym powstały, tzn. lata dwudzieste ubiegłego wieku.
Otóż dzięki wizji polskiego reżysera Grzegorza Jarzyny - który w roku 2009 oczarował już lyońską publiczność doskonałą realizacją Gracza Prokofiewa, co z pewnością zadecydowało o powtórnym zaproszeniu go do współpracy - możemy się przekonać, iż obie części wspomnianego dyptyku poruszają fundamentalne tematy inicjacji, okrucieństwa i współczucia.
Dwuczęściowa fantazja muzyczna Dziecko i czary, napisana do libretta francuskiej pisarki Colette, jest - jak to celnie określa Piotr Kamiński w swoim operowym przewodniku - „szkołą uczuć” w miniaturze: świat wymierza Dziecku pierwszą, dotkliwą lekcję odpowiedzialności, wykazując mu naocznie, że nasze czyny wywołują skutki, a nasza wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się plusz, papier, kora czy...skóra innych przedmiotów i istot”. Otóż niegrzeczne Dziecko zostaje zamknięte przez Mamę w swoim pokoju i zaczyna wyładowywać nagromadzoną w nim złość na meblach, zastawie stołowej, książce, korze drzewa i niestety również na ważce, nietoperzu czy wiewiórce. Ostatecznie zwierzęta postanawiają ukarać niesfornego smarkacza i rzucają się na niego, co doprowadza do potężnego zamętu, z czego Dziecko skrzętnie korzysta i chroni się w cichym zakątku ogrodu. To właśnie tam następuje opamiętanie młodego człowieka, który usiłuje opatrzyć skaleczoną łapkę Wiewiórki i usypia przy tej szlachetnej czynności ze zmęczenia. Ta scena wzrusza wszystkie zwierzęta: zaczynają patrzeć na Dziecko ze współczuciem i nadzieją na jego poprawę.
Już na samym początku publiczność jest zaskoczona brakiem kurtyny i widokiem kręcących się po scenie osobników. Okazuje się bowiem, że Jarzyna rozgrywa dzieło Ravela w kontekście planu filmowego, na którym obserwujemy krążących wokół wielkiej ciężarówki (to ruchome studio filmowe) realizatorów, producenta, kamerzystów, makijażystów, asystentów - wszyscy oni uwijają się nieopodal pokoju Dziecka. W górnej części przestrzeni scenicznej umieszczony jest ekran, na którym z małym opóźnieniem wyświetlane są chwytane na żywo przez kamerę ujęcia (warstwa wideo autorstwa Bartka Maciasa) z rozgrywanej poniżej akcji.
Powiedzmy od razu, że tak zakreślony obraz staje się ostatnio u wielu inscenizatorów modnym zabiegiem, toteż niektórzy widzowie mogą na niego reagować już z pewną irytacją. Mnie też ten pomysł do końca nie przekonał i dlatego odtechnąłem z ulgą, kiedy - w momencie przeniesienia akcji z domu Dziecka do ogrodu - to zaimprowizowane w ciężarówce studio filmowe zostało podciągnięte do góry i znikło z naszego pola widzenia.Od tego momentu kolejne odsłony wzbudzają już tylko najwyższy podziw swym atrakcyjnym zakomponowaniem i zwłaszcza feerycznym wystrojem plastycznym, magią kolorów dekoracji Magdy Maciejewskiej, elegancją i pomysłowością kostiumów wykreowanych przez Annę Nykowską Duszyńską oraz tworzącą baśniowe nastroje i klimaty reżyserią świateł prowadzoną przez Jacqueline Sobiszewski. Teraz już bez najmniejszych zastrzeżeń poddajemy się teatralnej magii, w której pojawiające się na scenie wymyślne przedmioty, meble i poruszające się z wdziękiem „zwierzęta” doskonale ilustrują kolejne etapy inicjacyjnej podróży uczącego się odróżniać zło od dobra Dziecka.
Mankamentem omawianej produkcji jest nie tyle powierzenie większości ról młodym wykonawcom, wychowankom Nouveau Studio Opery Lyońskiej, co włożenie niewystarczającej pracy w zakresie nauczenia ich precyzyjnego podawania śpiewanego tekstu. Ponieważ chodzi tutaj o francuskie libretto, zrezygnowano z wyświetlania kolejnych kwestii, ale niestaranna dykcja młodych śpiewaków sprawia, że nieprzygotowani wcześniej odbiorcy nie są w stanie zrozumieć opowiadanej historii.
Pomimo jednak tej niefortunnej „wpadki” trzeba przyznać, iż walory wokalne i zdolności aktorskie wielu solistów dostarczają dużo satysfakcji. Wystarczy tu chociażby wspomnieć o takich artystach jak Pauline Sikirdji (Dziecko), Majdouline Zerai (Mama, Chińska filiżanka i Ważka), Heather Newhouse (Księżniczka, Pasterka, Nietoperz), Antoinette Dennefeld (Kotka, Wiewiórka) czy Jean-Gabriel Saint-Martin (Zegar, Kot). Wykonany przez tę ostatnią dwójkę miłosny duet kotów, z towarzyszeniem muzyki owadów, żab, słowików, wiatru..., można uznać za prawdziwy teatralny majstersztyk.
Z fantazją muzyczną Ravela kontrastuje pokazana w drugiej części omawianego przedstawienia opera (baśn tragiczna) Zemlinsky’ego, z librettem Georga C. Klarena zredagowanym w oparciu o tekst Oscara Wilde’a. Tematem opery jest los Karła, małego potworka o reputacji wielkiego śpiewaka, który zostaje ofiarowany przez Sułtana Donnie Clarze z okazji święta ukończenia przez nią osiemnastu lat. Karzeł nic nie wie o swojej straszliwej kondycji, gdyż nigdy nie miał możliwości przejrzeć się w lustrze - ujawnienie mu bolesnej prawdy o własnym wyglądzie mogłoby się dlań skończyć tragicznie. Warto w tym miejscu przypomnieć, że ten dramat brzydkiego, pokracznego mężczyzny jest nasycony autobiograficznymi aluzjami do położenia samego kompozytora, który cierpiał z powodu własnej brzydoty i nieszczęśliwej miłości do Almy Mahler.
Nawet w warstwie scenograficznej Grzegorz Jarzyna przerzuca pomost pomiędzy dwoma operami, albowiem drzewa z Ravelowskiej fantazji zamieniają się w operze Zemlinsky’ego w kolumny w barokowym pałacu. Reżyser w mistrzowskim stylu oddaje frywolną, ziejącą pustką i prymitywnym materializmem atmosferę dworu hiszpańskiego, który szykuje się do uczczenia urodzin infantki. W celowo uderzającej bezguściem scenografii Maciejewskiej dominują ostentacyjnie eksponowane limuzyny, symbolizujące atrybuty dorobkiewiczów, zaś o braku wyczucia i zmysłu estetyki wypełniających pałac służalców świadczą ich jaskrawo-kiczowate kostiumy. Twórcy spektaklu w bezbłędny sposób odmalowują obraz tego rozplotkowanego i pozbawionego głębszego humanizmu mikro-społeczeństwa oraz synchronizują plastyczną wizję z dramatyczno-ironicznymi klimatami muzyki Zemlinsky’ego.
Wielkie wrażenie wywiera kreacja Roberta Wörle’a, dysponującego mocnym tenorem o jasnym zabarwieniu, który w pełni identyfikuje się z postacią Karła, początkowo żyjącego okrutnym złudzeniem, a następnie uniesionego miłosnym upojeniem i ostatecznie padającego w ostatnim tchnieniu po utracie wszelkiej nadziei na ludzkie uczucie. Ten wstrząsający występ to prawdziwe odkrycie lyońskiej realizacji. Obok Wörle’a podziwiamy występ sopranistki Karen Vourc’h wcielającej się w kapryśną i nieświadomą cierpień swego „prezentu” Donnę Clarę.
Nie zawodzą też Lisa Karen Houben jako Ghita, jedyna osoba, która w ludzkim odruchu pochyla się ze współczuciem nad umierającym Karłem, oraz baryton Simon Neal śpiewający z powodzeniem partię majordomusa Don Estebana. Wreszcie na najwyższe uznanie zasługuje odgrywający zarówno u Ravela, jak i u Zemlinsky’ego niezwykle istotną rolę chór (przygotowany przez Alana Woodbridge’a) oraz pracujący pod kierunkiem Karine Locatelli zespół dziecięcy.
Oba dzieła prowadzi stojący na czele Orchestre de l’Opéra de Lyon Martyn Brabbins (zapamiętany w Lyonie po wyśmienitej interpretacji Śmierci w Wenecji Brittena w 2009 roku), dyrygent o świetnym warsztacie i poruszającej wrażliwości muzycznej, równie dobrze odnajdujący się w olśniewającym wyobraźnią i fantastyczną kolorystyką świecie muzycznym Ravela, jak i w dźwiękowej karykaturze, okrutnej ironii, ślepych ekstazach, ale także i bolesnej melancholii zawartej w partyturze Zemlinsky’ego. Ta nowa produkcja jest kolejnym świadectwem doskonałej kondycji artystycznej prowadzonego przez Serge’a Dorny’ego teatru.
Leszek Bernat