Błąd
  • Błąd krytyczny rozszerzenia [sigplus]: Dla folderu galerii obrazów dokumenty/Krakow opera otwarcie1 oczekiwana jest względna ścieżka do folderu startowego określonego w konfiguracji rozszerzenia w zapleczu systemu Joomla!.

Przegląd nowości

"Diabły z Loudun" w pierwszym, własnym gmachu Opery Krakowskiej

Opublikowano: poniedziałek, 22, grudzień 2008 01:00

Błąd krytyczny rozszerzenia [sigplus]: Dla folderu galerii obrazów dokumenty/Krakow opera otwarcie1 oczekiwana jest względna ścieżka do folderu startowego określonego w konfiguracji rozszerzenia w zapleczu systemu Joomla!.

            Istniejące od 1954 roku dwie instytucje kultury: Krakowskie Towarzystwo Operowe oraz Towarzystwo Przyjaciół Teatru Muzycznego, od 1 stycznia 1958 roku przeszły pod zarząd Miejskiej Rady Narodowej w Krakowie. W taki sposób ramy organizacyjno - prawne, obu scen, z których jedna wystawiała opery, a druga operetki, zmieniono w jedno, samodzielne przedsiębiorstwo. Rozpoczęło działalność pod nazwą Miejski Teatr Muzyczny - Opera i Operetka. W pół wieku później, 13 grudnia 2008 roku, premierą opery Diabły z Loudun oddano do użytku pierwszy - w dziejach królewsko stołecznego miasta - gmach, będący siedzibą Opery Krakowskiej, bo tak się obecnie nazywa. Upadających projektów budowy było bez końca, aż wreszcie w podwawelskim grodzie, pod koniec grudnia 2002 roku zaistniała szansa budowy i ją wykorzystano! Brawo, ale jaki z tego efekt?

 Warning: No images in specified directory. Please check the directoy!

Debug: specified directory - https://maestro.net.pl/images/dokumenty/Krakow opera otwarcie1

            W miejscu dawnej po austriackiej ujeżdżalni, gdzie do niedawna grywano operetki, przy zastosowaniu koloru przypominającego nieświeżą zieleń odtworzono kształt niskiego, historycznego, zupełnie nieciekawego obiektu. W nim znajdują się kasy biletowe i jednocześnie jest wejściem do szatni i budynku nowej Opery. Od ulicy Lubicz w oczy razi płomienno czerwona elewacja obiektu, wizualnie będącego raczej trudnym do przyjemnej akceptacji budynku Opery Krakowskiej. Wchodząc na widownię, posiadającą tylko na dole po jednym, wąskim wejściu można się poczuć jak w ogniu piekielnym. Wszystko jest czerwone, od podłogi po ściany i sufit. W różnych odcieniach, i zbyt częstych, fatalnych fakturach tej samej, krwistej barwy. Miejsca do siedzenia, ani nic innego przytulnej atmosfery w sali nie stwarzają. Teatralnego nastroju sposób poczuć, ani też klimatu, jako wstępu do wielkiej sztuki.


 

Romuald Loegler, projektant krakowskiego budynku w mojej pamięci za widownię Filharmonii w Łodzi również komplementów nie dostanie. Aczkolwiek w krakowskiej sali, w amfiteatrze akustyka jest całkiem znośna. Z balkonów spektaklu nie oglądałem, więc żadnej opinii tu nie wyrażę. Chcąc na spektaklach operowych bywać w Krakowie, nikt nie ma innego wyboru, trzeba tę widownię polubić, albo, choćby bez wstrętu akceptować. Mowy powitalne i dziękczynne wygłaszał dyrektor Bogusław Nowak. Były miłe i niezbyt długie. Chwała mu za to, chociaż jednego mógł nam oszczędzić, mianowicie fatalnego artystycznie odtworzenia pieśni Śnić sen, najpiękniejszy ze snów. Tylko treść była właściwa, bowiem sen przestał być marzeniem i Opera swoje lokum ma na jawie. Przybyli na uroczystość otwarcia najważniejsi władcy kultury w kraju i administracji w regionie także przemawiali, także krótko i lecz treściwie. Metropolita Krakowski, kardynał Dziwisz z ujmującą skromnością powiedział kilka zdań i operę poświęcił.

Najbardziej trafnym posunięciem był dobór repertuaru na inaugurację nowej polskiej sceny operowej. Znakomity polski kompozytor, Krzysztof Penderecki z Krakowem jest związany od czasu studiów w ówczesnej Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej. Po latach w tej samej uczelni przez 15 lat pełnił funkcję rektora (1972-87). Napisał 4 opery, z których jedynie Rajuutraconego w Krakowie nie wystawiano. Poprzednio Król Ubu zrealizowała Ewa Michnik (1993), a Kai Buman Czarną maskę (1998). Zatem pierwsza w kolejności opera (1969), Diabły z Loudun była najbardziej godnym dziełem i to pokazanym w stosownym czasie. Lecz jest to dopiero początek komplementów, gdyż Andrzej Straszyński z należytym pietyzmem operę przygotował i zaprezentował. Orkiestra grała bajecznie pięknie z zachowaniem należytych relacji pomiędzy kanałem orkiestrowym i sceną. Na scenie królowały sytuacje logicznie inscenizowane przez Laco Adamika. Wprawdzie akcja dzieje się we Francji w XVII wieku, to reżyser dla współczesnej publiczności rozgrywał ją zupełnie czytelnie. No może jak na nasze przyzwyczajenia nieco eksperymentalnie wypadła scena nagiego mężczyzny paradującego po scenie za równie gołą niewiastą. Ale czyż nie takie mogły być schizofreniczne wizje Joanny, choćby w odniesieniu do Grandiera? W moim odczuciu umiarkowana nowoczesność reżysera u nikogo nie powinna budzić kontrowersji, nawet u widza o skrajnie radykalnych poglądach. Z jednej strony odnosi się do epoki, w której torturowano ludzi i palono na stosie, stosowano egzorcyzmy i wyganiano demony. Z drugiej dobitnym budowaniem charakterów poszczególnych postaci oraz ruchem scenicznym i kostiumem pobudza wyobraźnię. Laco Adamik ustrzegł się cytowania dawnych czasów, znanych jedynie z rycin, a jednak, także dzięki polskiej wersji językowej, zachował historyczne tło. Na nim pokazuje wszelkie emocje targające bohaterami, ich zawistne intrygi, których ofiarą padnie Bogu ducha winny wikary parafii św. Piotra. Jeśli mógłbym czegoś żałować, to tylko braku płomieni podczas egzekucji, Urbana Grandiera. W tym widowisku raczej udusił się w dymie.


 

Tę postać świetnie zagrał i zaśpiewał artysta o przyjemniej prezencji, baryton Artur Rudziński. Tym samym stał się główną gwiazdą wieczoru, choć z założenia powinna nią być Joanna. Jej odtwórczyni Ewa Biegas jak na "opętaną" Urszulankę starannie i z dużą aktorską estetyką kreowała postać przeoryszy. Mimo, że była zupełnie poprawną wokalnie, jednak nie dysponuje sopranem typu dramatycznego, bądź podobnym wysokim mezzosopranem. Tym samym w odbiorze wzbudzała spory niedosyt. Wobec tego o wiele korzystniej prezentowały się Katarzyna Oleś-Blacha jako Philippe oraz Agnieszka Cząstka w niewielkiej roli Ninon. Wiele pozytywnych artystycznie odczuć również dały nam Maria Lenart i Izabela Matula, wcielające się w małe partie Klary i Gabrieli. Innym epizodem, partią siostry Luizy mogła poszczycić się Bożena Zawiślak-Dolny, ale przypuszczam, że nie jest altem i z tego powodu dźwięki w jej średnicy zbyt słabo brzmiały. Adam Zdunikowski z powodzeniem kreował postać Barona de Laubardemont. Zarówno wokalnym, jak i aktorskim, chociaż pod koniec trzeciego aktu mógłby nieco przyhamować temperament. Bogdan Kurowski, bas, w postaci Ojca Rangier ujawnił kunszt bardzo wysokiej klasy, ale nie stał się konkurencją dla Ojca Ambrożego, bo wszystko wskazywało na to, że jego wykonawca Wiesław Nowak jest wokalnym nieporozumieniem.

Warning: No images in specified directory. Please check the directoy!

Debug: specified directory - https://maestro.net.pl/images/dokumenty/Krakow opera otwarcie2 

 Zresztą nie był jedynym solistą premierowego przedstawienia, delikatnie mówiąc niedysponowanym. Po co więc wymieniać nazwiska innych? Jako całość krakowska produkcja Diabłów z Loudun jest dużym sukcesem realizatorów oraz większości wykonawców, bo i zespół chóru bardzo dobrze spełnił swoje zadanie. Jest także poważną pozycją nie tylko w miejscowym, lecz i w ogólnopolskim dorobku sztuki operowej.

                                                Wilfried Górny