Przegląd nowości

Piękna Helena nad Morzem Czarnym

Opublikowano: poniedziałek, 14, wrzesień 2020 07:02

Jacques Offenbach w swej bogatej twórczości operetkowej dwukrotnie sięgnął do antyku, komponując Orfeusza w piekle (1858) i Piękną Helenę (1864). Wśród blisko stu pozostawionych tytułów, do dziś nie schodzi z afisza również Życie paryskie, Wielka księżna Gerolstein, Sinobrody, Perichola, Perfumy paryskie, czy Rozbójnicy.

 

Bułgaria, gdzie oglądałem Piękną Helenę nad brzegiem Morza Czarnego, leży w pobliżu niegdysiejszego antyku (Tracja, Grecja, przestrzenie Turcji i Włoch), więc należało się spodziewać, że spektakl przesiąknięty będzie jego klimatem, choć zawarta w nim zapowiedź konfliktu między Spartą a Troją jest przeplatana komicznymi aluzjami do II Cesarstwa Francuskiego, w którym przyszło żyć Offenbachowi.

 

To wakacyjne przedstawienie było potwierdzeniem zjawiska zaniku, degradacji, a może nawet upadku sztuki operetkowej, występującego obecnie niemal w całej Europie. Zaczęło się od wyrugowania teatrów operetkowych zatrudniających realizatorów, a zwłaszcza wykonawców, a wśród nich kilka rodzajów gwiazd operetkowego fachu. W Polsce zlikwidowano wszystkie, zastępując je teatrami muzycznymi grającymi musicale. Utrzymywanie w nich artystów operetkowych stało się nieporozumieniem, ponieważ sztuka musicalu wymaga innego typu aktorstwa, przygotowania wokalnego i muzycznych interpretacji, a poza tym specjalnej reżyserii, ruchu scenicznego, a nawet oprawy scenograficznej. Do uprawiania musicalu nie bardzo nadają się operetkowicze, w których wykonaniu spektakl musicalowy stawał się parodią i karykaturą, co niejednokrotnie obserwowaliśmy w naszych Teatrach Muzycznych.

 

Wyrugowanym z nich repertuarem operetkowym zajęły się z kolei teatry operowe, idąc na łatwiznę w walce o widza i frekwencję. Powstawały więc spektakle grane ociężale, bez wdzięku i lekkości, śpiewane solennie, ale bez wokalnego rozróżniania czym jest Mozart, Wagner i Puccini, a czym Lehár, Strauss i Offenbach. Poza kilkoma wyjątkami śpiewacy operowi nie byli w stanie opanować sztuki dialogu mówionego, z którego słynęli i byli cenieni dawni operetkowicze.

 

Taki właśnie spektakl obejrzałem w wykonaniu solistów i zespołu Opery w Burgas. Rolę tytułową śpiewała Joanna Kadijska, jak się okazało debiutantka o pięknym lirycznym sopranie, z pyszną urodą sceniczną, podkreślaną jeszcze przez stojącego obok niej w roli Parysa też debiutanta, ale o głowę niższego i warunkami scenicznymi jak ulał pasującego do roli Świniopasa z Barona cygańskiego, a nie Parysa – syna króla Troi, któremu pozwoliła się uwieść Helena, żona Menelausa – króla Sparty, najpiękniejsza z ziemskich kobiet.


 

Spektakl ten miał wszystkie cechy produkcji operetkowej w rękach zespołu operowego. Był przyciężkawy, nudnawy, proszący się o skróty w dialogach mówionych, a nawet śpiewanych scenach zbiorowych, choć wykonywanych z muzyczną precyzją i interpretacyjną finezją. To zasługa młodego dyrygenta Stanisława Petkowa, który ariom, duetom i ansamblom nadał właściwe tempa, akompaniując solistom podkreślał walory ich głosów, prowadził orkiestrę z werwą, temperamentem i – jak to się dawniej mówiło – elektryzującą batutą. Poziom wokalny całej obsady pozostawał na co najmniej zadowalającym poziomie, czego nie można powiedzieć ani o reżyserii ani – niestety – również scenografii.

 

Wrażenie jakie pozostawił ten bułgarski przykład potwierdza polskie doświadczenie, że sztuki operetkowej nie można uprawiać ani zespołem musicalowym, ani aparatem wykonawczym teatru operowego, choć ten wokalnie i muzycznie jest bliższy operetkowej klasyce. Piszę to i będę często powtarzał: Pozbycie się z naszych scen gwiazd, specjalności solistycznych, aktorskich i śpiewająco – tanecznych, chórów i baletów oraz realizatorów operetkowych było błędem, który należy czym prędzej naprawić, przywracając tej sztuce autonomiczny byt i należytą artystyczną rangę. W tej sprawie mam za sobą wielotysięczną publiczność, czekającą w Polsce na sztukę operetkową z prawdziwego zdarzenia. Będę perswadował, aby przyłączyli się do nas odpowiedzialni za to decydenci.

                                                                         Sławomir Pietras

 

P.S. Kilka tygodni temu pod tekstem mojego felietonu ukazało się niepodpisane przez nikogo sprostowanie jakobym, zamieścił nieprawdziwe informacje o pozbyciu się przez dyrektorkę Teatru Muzycznego w Łodzi dwóch wieloletnich, utalentowanych, ulubionych i zasłużonych artystów: Zbigniewa Maciasa (dyrektora artystycznego i reżysera) oraz Artura Żymełkę (kierownika baletu i choreografa). Otóż nic podobnego! informacje są prawdziwe. Potwierdzili je obaj artyści. Nie będę się o tym rozpisywał i wdawał w dyskusję o metodach stosowanych przez dyrektorkę, chcącej pozbyć się z jakiś powodów niechcianych artystów. Wtedy bowiem tytuł mojego felietonu musiałby brzmieć „Szpetna Helena nad musicalową Łodzią”.