Nie przestają mnie zadziwiać!

Opublikowano: poniedziałek, 16, maj 2022 06:59
Pietras Sławomir

Już nieraz dalsi i bliżsi mi artyści dokonywali czegoś, co wywoływało moje zadziwienie. Ale Krzysztof Pastor z którym miałem do czynienia od jego wczesnej młodości i Paweł Chynowski, którego publikacje na temat baletu czytywałem, gdy był jeszcze studentem, to dwie postacie, po których zadziwienia się po prostu nie spodziewałem. A jednak…

 

Nasze życiowe drogi zbiegły się w Polskim Teatrze Tańca w latach siedemdziesiątych. Pastor przyjechał z Gdańska z dyplomem tamtejszej Szkoły Baletowej i zatańczoną rolą Księcia w szkolnym spektaklu Królewny Śnieżki Borkowskiego (teraz nie znalazł czasu, aby przyjechać do Łodzi na 50 – lecie tego spektaklu. Ot, kariera…! ) Chynowski pisząc najpierw w Ruchu Muzycznym, a potem całe lata w Życiu Warszawy, założył i redagował u nas w Poznaniu czasopismo „Taniec“. Potem kontynuował je w Warszawie, ale nie z takim już sukcesem.

 

Pastor wkrótce wyfrunął za granicę i najpierw zrobił karierę jako solista baletu, a potem – jeszcze większą – jako choreograf. Chynowski został kierownikiem literackim Teatru Wielkiego w Warszawie, najlepszym w całej jego historii, zresztą pod moją dyrekcją. Wtedy to nie ustawał w formułowaniu i głoszeniu idei usamodzielnienia sztuki baletowej i wyzwolenia jej od służebnej roli w strukturze organizacyjnej teatru operowego.

 

Dobrze rozumiałem te jego poglądy, zwłaszcza zapatrzony w działalność Johna Neumeiera, z sukcesami kierującego w Hamburgu niezależnym zespołem baletowym wyłonionym z tamtejszej Opery. Nie zdążyłem jednak dokonać w Warszawie takiej transformacji (Maria Krzyszkowska), a w czasie drugiej mojej dyrekcji (Emil Wesołowski). Postanowiłem – zresztą za poradą Wesołowskiego – namówić Krzysztofa Pastora, aby nie przerywając międzynarodowej kariery, wrócił do Polski i dokonał tego, czego właśnie jesteśmy świadkami po kilkunastu latach. Zanim to się stało, dzięki knowaniom warszawskich operowych wampirów, wróciłem do Poznania. Ale mój następca dokonał po mistrzowsku tego, czego ja nie zdążyłem. Nazywa się Waldemar Dąbrowski. Jemu zawdzięczamy powstanie Polskiego Baletu Narodowego. Kilkunastoletni dorobek tej samodzielnej już instytucji baletowej działającej w strukturach Opery Narodowej podpisany jest nazwiskiem Krzysztofa Pastora, współdziałaniem Pawła Chynowskiego i nieustannym patronatem, zrozumieniem, i wsparciem Waldemara Dąbrowskiego. 


Harmonijna współpraca Pastora i Chynowskiego zaowocowała nie tylko mądrym i profesjonalnym kierowaniem zespołem, ale przeniosła się również na teren działań artystycznych. Chynowski stał się librecistą niezwykle interesujących spektakli Jeziora Łabędziego Casanowy w Warszawie, co pozwoliło Pastorowi stworzyć wspaniałe inscenizacje i piękne układy choreograficzne. 

 

Obecnie mamy możliwość oglądania i przeżywania trzeciego owocu ich pracy twórczej, baletu Dracula wg. powieści Brama Stokera. Spektakl powstał na zamówienie West Australian Ballet Perth. Tam też odbyła się jego prapremiera w roku 2018, a obecnie w Europie szykuje się szereg jej powtórzeń. Nasi twórcy, aby opowiedzieć historię wampira z Transylwanii posłużyli się muzyką filmową, Kościelcem, fragmentami koncertu fortepianowego i Symfonii Adwentowej” Wojciecha Kilara. Użycie polskiej muzyki współczesnej do przedstawienia tej – w najlepszym tego słowa znaczeniu – produkcji komercyjnej, świadczy o niezapominaniu rodzimych elementów w repertuarze Polskiego Baletu Narodowego. Powstał spektakl z intrygującą akcją sceniczną, szeregiem interesujących rozwiązań inscenizacyjnych, ciekawych ról solistycznych, a zwłaszcza mistrzowskich układów choreograficznych. Dało to pole do wielu kreacji scenicznych, którymi zapewne zajmą się krytycy, bo jest o czym pisać.

 

Mając tak obszerny i różnorodny program, Polski Balet Narodowy powinien stanowczo zwiększyć liczbę comiesięcznych spektakli i ruszyć poza Stolicę, nie mówiąc już o tournée zagranicznych. Robiły to i robią wszystkie liczące się na świecie kompanie baletowe. Na początek sugeruję cykliczne występy w niedalekiej Operze Podlaskiej, gdzie poza niewielkim zespołem (Jarosław Sołowianowicz) Białystok nie ma jeszcze samodzielnego baletu, a mając do dyspozycji stałe gościnne spektakle Polskiego Baletu Narodowego, tęsknotę za własnymi produkcjami baletowymi może odsunąć w czasie. To samo sugerowałbym w paradnym obiekcie teatralnym w Lublinie, również niedaleko przecież od Warszawy.

 

Jeśli władze tych miast, a może również innych, znajdą na to – niezbyt kosztowne – fundusze, moje dotychczasowe zdziwienie przerodzi się w zachwyt!

                                                                               Sławomir Pietras