„Mayerling“ i Renata

Opublikowano: poniedziałek, 14, luty 2022 06:36
Pietras Sławomir

Romans Arcyksięcia Rudolfa z Baronówną Mary Vetsera oraz ich samobójstwo w Mayerlingu (1889) to historia do dziś poruszająca amatorów romantycznych uniesień. W naszych czasach oddał to piękny, pochodzący z roku 1968 film w reżyserii Terence Younga z Catherine Deneuve i Omarem Scharifem. W roku 1978 wybitny angielski choreograf Kenneth MacMillan postanowił ten temat przenieść na scenę baletową. Okazało się, że ta fascynująca historia jest o wiele trudniejszym tematem do wyrażenia językiem tańca, niż inne – o wiele bardziej wybitne – balety MacMillana, jak choćby Romeo i Julia czy Manon.

 

Powstało dzieło choreograficzne o fabule trudnej do prześledzenia bez wcześniejszego zapoznania się z treścią baletu, a najlepiej z literackimi opisami tej historii. Na szczęście jest ich wiele. Niemniej sam tytuł „Mayerling” jest wystarczającym bodźcem do obejrzenia tego przedstawienia. Jak zawsze bezkonkurencyjny w redagowaniu programów teatralnych Paweł Chynowski wspólnie z Katarzyną Budzyńską zaopatrzył nas w obszerny opis aż 17 osób dramatu, uzupełniony ciekawą rozmową z wdową po choreografie, którą przeprowadził Maciej Krawiec (szkoda, że rozluźnił swe związki z Polskim Baletem Narodowym) oraz ciekawymi publikacjami o Arcyksięciu Rudolfie, kobietach w sprawach państwowych w monarchii austrowęgierskiej na przełomie XIX i XX wieku i muzyce spektaklu (Liszt, Lanchbery, scenariusz muzyczny baletu).

 

Jednak gdy pojawiła się na scenie warszawskiego Teatru Wielkiego ta sążnista obsada ubrana we wspaniałe kostiumy (Nicholas Georgiadis) trudno było rozpoznać, która dama jest Baronówną, a która Hrabiną, Księżną, Cesarzową, Arcyksiężną, lub Księżniczką, bo dwór był liczny, a postacie mało zróżnicowane, usiłujące wyglądać młodo i pięknie, bez rozróżniania która z nich babką, a która wnuczką. Najbardziej podobała mi się Marta Fiedler jako Baronowa Helene Vetsera, a pośród czwórki Węgierskich Oficerów – Maksim Wojtiul, zawsze wnoszący silną indywidualność, gdy pojawi się na scenie. Zwróciłem również uwagę na stojącego w centrum sędziwego portiera, którym okazał się Walery Mazepczyk w roli … Cesarza Franciszka Józefa.

 

Reasumując: skomplikowana fabuła, zbyt mało zróżnicowane postacie, nie najciekawsze, przydługie pas de deux i statyczność corps de balet w scenach zbiorowych – to mankamenty tego spektaklu. Natomiast ansamblowe i solistyczne tańczenie na czele z Vladimirem Yaroshenko, Chinara Alizade i Yuka Ebihara są niezaprzeczalnymi walorami tego skomplikowanego przedstawienia.


Przy pulpicie dyrygenckim stanął francuski kapelmistrz Patrick Fournillier, którego pamiętam jako dyrektora muzycznego Festiwalu Masseneta w St.Etien oraz wspaniałego interpretatora oper francuskich (m.in. Werther, Manon, Theresa, Thais, Samson i Dalila, Faust, Hamlet, Carmen, Peleas i Melisanda). Był również zwycięzcą konkursu dyrygenckiego w Katowicach o czym mało kto pamięta, a on sam także nie wspomina. Miał wtedy ciemną czuprynę, a teraz już siwy, choć ciągle młody i energiczny. Poza tym świetny dyrygent i wrażliwy muzyk. Pozytywny nabytek w kierownictwie Teatru Wielkiego. 

 

Dziewiąty z kolei spektakl tego baletu, który oglądałem 29 stycznia różnił się od pozostałych niemrawymi brawami w czasie jego trwania, ale rzęsistą owacją w finale. W epizodycznej roli Arcyksiężnej Zofii, matki Cesarza Franciszka Józefa, a babki Arcyksięcia Rudolfa wystąpiła – wcale nie staruszka – Renata Smukała w 55 rocznicę tańczenia na scenie Teatru Wielkiego. Jako absolwentka warszawskiej Szkoły Baletowej najpierw debiutowała, potem przez kilkanaście lat była gwiazdą, a obecnie jako baletmistrzyni pracuje nad repertuarem z kolejnymi pokoleniami solistów. W czasie swej rekordowej w skali światowej kariery tańczyła aż pięć czołowych ról w Jeziorze łabędzim, po dwie w Giselli, Don Kichocie, Panu Twardowskim, a poza tym w takich tytułach jak Sylfida, Coppelia, Córka źle strzeżona, Śpiąca królewna, Kopciuszek, Szecherezada i wielu, wielu innych. Jej cały repertuar współczesny trudno doprawdy wymienić. Powiem tylko, że ma za sobą choreografie Béjarta, Buttlera, Borkowskiego, Cullberg, Czangi, Cziczinadze, Graczyka, Grucy, Jelizariewa, Konwińskiego, Kujawy, Küry, Lazziniego, Makarowskiego, van Manena, Massina, Mendeza, Neumeiera, Sokulskiego i Waltera.

 

Czy z jej dorobkiem scenicznym może ktoś konkurować – Wątpię! Po zakończeniu Mayerlingu już bez kostiumu i laseczki arystokratycznej matrony ukazała się na scenie w eleganckiej, krótkiej sukience jakby sprzed 50-lat, odebrała mnóstwo kwiatów od rozentuzjazmowanej publiczności, krótko przemówiła i zniknęła za kulisami, wracając do swych obowiązków.

 

Dużo zdrowia i do następnego jubileuszu ! – wiecznie młoda, sprawna i kochana przez nas wszystkich Renato!

                                                                     Sławomir Pietras