Zbiory Rapperswilskie na ojczyzny łono...

Opublikowano: poniedziałek, 27, grudzień 2021 06:21
Pietras Sławomir

Losy Muzeum Polskiego w Rapperswilu do głębi poruszyły wielu moich korespondentów i rozmówców. Zimną wodę na te emocje polał list pani Izabeli Gass, sekretarza Towarzystwa Rapperswilskiego. Oto co pisze: „…Obecnie na Zamku istnieje tzw. trzecie muzeum, odrodzone staraniem polskiej emigracji w 1975 roku. Zbiory są własnością Towarzystwa Przyjaciół Muzeum Polskiego w Rapperswilu i to członkowie Towarzystwa zadecydują, co dalej ze zbiorami. Według prawa szwajcarskiego i statutu Towarzystwa zbiory nie mogą być wywiezione ze Szwajcarii. Dużą część z nich stanowią depozyty, które mogą wycofać donatorzy. Został Pan wprowadzony w błąd, że na Zamku Szwajcarzy pragną zrobić restaurację i hotel. Według planów znajdującej się w gminie Rapperswil – Jona na Zamku ma powstać Muzeum Rapperswil, w którym trzy sale mają przypominać o historii Muzeum Polskiego w Rapperswilu. Co tam będzie pokazane, to już inna sprawa. Teraz sprawą najważniejszą dla Dyrekcji i Zarządu jest znalezienie miejsca, gdzie można złożyć zbiory. I co dalej? Muzeum jest właścicielem najpiękniejszej kamienicy na rynku tzw. Burghofu, którą można by przerobić na Muzeum. Ale żadne decyzje jeszcze nie zapadły…”.

 

Okazało się, że Towarzystwo Rapperswilowskie ma siedzibę nie w Szwajcarii, a w Warszawie przy Nowym Świecie. Od lipca 2009 roku jego prezesem jest dr Hanna Maria Krajewska, poza tym dyrektor Archiwum Polskiej Akademii Nauk. W skład siedmioosobowego Zarządu wchodzą m.in. pewien mało znany autor książek, drobny biznesmen, namiętna kolekcjonerka pocztówek i zubożała spadkobierczyni znanego polskiego rodu arystokratycznego.

 

Z listu pani sekretarz Izabeli Gass wynika, że to właśnie gremium wraz z resztą członków Towarzystwa zadecyduje o losach zbiorów muzealnych, zagrożonych bezdomnością już od nadchodzącej wiosny. Zakazem ich wywozu ze Szwajcarii bym się nie przejmował, bo statut Towarzystwa można przecież zmienić, a prawo szwajcarskie złagodzić, gdyby coś w tej sprawie zechciały uczynić słynące z lenistwa nasze służby dyplomatyczne. Jeśli zaś chodzi o depozyty, to należałoby czym prędzej rozpocząć perswazje i pertraktacje z donatorami, którym powinno –jak nam wszystkim – zależeć, aby te bezcenne pomniki narodowej przeszłości były należycie prezentowane i eksponowane, a nie zalegały w magazynach lub „w trzech salach” i przypominały o historii Muzeum Polskiego w Rapperswilu.


Miejscem ekspozycji tych zbiorów w całości przywiezionych do Polski powinien być obszar Rzeczypospolitej, a konkretnie odpowiednie i ogólnodostępne wnętrza z profesjonalnym nadzorem, opieką i obsługą. Przykładowo zasugerowałem tu Zamek i Pałac Mieroszewskich w Będzinie. Zagłębie Śląsko-Dąbrowskie leży bowiem na przecięciu międzynarodowych dróg z Południa na Północ i ze Wschodu na Zachód. Położona w sąsiedztwie Aglomeracja Górnośląska liczy ponad 4 miliony mieszkańców, a dojazd do województwa katowickiego jest wyjątkowo łatwy z każdego zakątka kraju. Dostępność do zwiedzania rapperswilskich pamiątek byłaby dzięki temu zwielokrotniona, zwłaszcza w trosce o edukację teraźniejszych i przyszłych pokoleń Polaków. Natomiast ewentualna tęsknota za ojczystymi muzealiami naszych emigrantów może być zaspokajana komunikacją lotniczą przez port w Pyrzowicach (15 km.), dogodne połączenia kolejowe, lub liczne autostrady i drogi szybkiego ruchu. Między bajki należy włożyć projekty wciśnięcia rapperswilskich zbiorów do „najpiękniejszej kamienicy w rynku tzw. Burghofu, którą można by przerobić na Muzeum?”.

 

Otóż nie można by!. Wszystko co polskie powinno znaleźć się w granicach Niepodległej. Począwszy od wybitnych dzieł malarskich Chełmońskiego, Brandta, Wyczółkowskiego, Boznańskiej, ponad 100 miniatur Wincentego Lesseura, poprzez bezcenne starodruki, zegarki z manufaktury Patek Philippe, polskie tabakierki z okresu wojen napoleońskich, kolekcja portretów polityków i żołnierzy z Powstania Styczniowego, czy piękny, liczący pół tysiąca eksponatów, zbiór rzeźb polskiej sztuki ludowej.

 

A w zasobach bibliotecznych starodruki, obszerna kolekcja XVIII - wiecznych map, rozmaite polonika podarowane przez Jadwigę i Jana Jeziorańskich, czy obrazy i księgozbiór ofiarowany przez rodzinę Romerów. Nie mówiąc już o bezcennych fotografiach, nutach, sztychach, zabytkowych meblach oraz innych pamiątkach historycznych. Obecność tego wszystkiego w Ojczyźnie, to nie tylko powszechność i dostępność do zwiedzania, ale przede wszystkim publikacje dziennikarskie, literackie i naukowe ich dotyczące. Będę do tego wracał i namawiam ludzi pióra, działaczy zajmujących się dziedzictwem narodowym, a przede wszystkim moich czytelników, do interesowania się tą sprawą i wracania do tego tematu.

                                                                                 Sławomir Pietras