Żegnając Paulosa Raptisa...

Opublikowano: poniedziałek, 13, grudzień 2021 07:09
Pietras Sławomir

Po raz pierwszy zobaczyłem go na Ogólnopolskim Konkursie Wokalnym w Filharmonii Śląskiej w roku 1960. Któż tam nie zasiadał w jury: Ewa Bandrowska-Turska, Ada Sari, Wanda Wermińska, Olga Olgina, Wiktor Bregy, a z ówczesnej młodzieży wokalnej Bogdan Paprocki i Andrzej Hiolski. Wśród laureatów uwagę zwracał dwudziestokilkuletni tenor Paulos Raptis, posiadacz wzrostu odwrotnie proporcjonalnego do urody głosu, wielkości jego skali, temperamentu i energii. Słyszałem, jak w zakulisowym klubie dla artystów opowiadał z poczuciem humoru o niedawnej rozmowie z dyrektorem Opery Poznańskiej Zdzisławem Górzyńskim w sprawie ewentualnego angagements. – Co z tego, że pan pięknie śpiewa, ale jak na wymogi sceny, brak panu odpowiedniego wzrostu – stwierdził znany postrach śpiewaków. Ale Pan dyrektor też jest mały, a tak wspaniale dyryguje – odparł odważnie młody solista. No tak, zareplikował Górzyński, ja jestem mały, ale Pan jest maleńki!

 

Paulos Raptis doznał klasycznego losu uchodźcy, który mając kilkanaście lat w czasie wojny domowej w Grecji stracił dwóch braci, został rozłączony z rodzicami, przez dwa lata wędrował między Rumunią a Albanią i wreszcie dotarł na lotnisko w Tiranie. Przypadkowo został wepchnięty do polskiego samolotu i dzięki temu zyskaliśmy wybitnego śpiewaka, który nie negując swych greckich korzeni całe życie Polskę uznawał za swą ojczyznę.

 

Na wieść o jego śmierci zadzwoniła do mnie Anna Pawluk, wybitna pianistka- korepetytorka, akompaniatorka i pośród wspomnień z wieloletniej współpracy z tym śpiewakiem opowiedziała mi o ich wspólnym recitalu w macedońskiej Ochrydzie, bodaj w roku 1979 roku. Po jego tryumfalnym zakończeniu, w dużym gronie Jugosłowian i Greków fetowany Raptis w najwyższych superlatywach, z respektem i serdecznością wyrażał się o swym losie wśród Polaków, w Polsce gdzie został wychowany, wykształcony i przygotowany do artystycznej kariery.

 

A wszystko zaczęło się w roku 1950 w Szczecinie, gdzie dorastający Paulos rozpoczął edukację od gry na skrzypcach. Wkrótce dostał się w ręce wybitnego ongiś śpiewaka Michała Prawdzica (też tenora), który zajął się młodym emigrantem jak ojciec, wyuczył śpiewać i wysłał na studia do Poznania (PWSM) w klasie prof. Kazimierza Czarneckiego (też tenora, też wybitnego). 


Realizując wiele występów estradowych z repertuarem polskim, włoskim, greckim i rosyjskim, Paulos Raptis rozpoczął drogę operową, najpierw w Teatrze Wielkim w Łodzi, a następnie w Warszawie. Mając w repertuarze ponad 20 czołowych partii tenorowych, największe sukcesy odnosił w FauścieStrasznym dworze (Stefan), Rigoletcie (Książe), Cyganerii (Rudolf), Łucji z Lammermoor (Edgar), Opowieściach HoffmannaPoławiaczach pereł (Nadir), Halce (Jontek), Pajacach (Canio). Lubiliśmy go wszyscy. Nie tylko publiczność, za mistrzostwo wokalne w operowaniu pięknym, pełnym słońca i szlachetnego dźwięku głosem, ale również sceniczni partnerzy, pracownicy zakulisowi i teatralne załogi, za bezpośredniość, pogodę, serdeczność i koleżeńskość. 

 

Współpracowaliśmy z sobą wiele lat w obu Teatrach Wielkich . Był bardzo przywiązany do Łodzi, jej publiczności, repertuaru i kolegów. Podczas wizyt w moim gabinecie często upewniał się, czy aby nie chcę pozbyć się Grażyny Ciopińskiej (koloratura) i Ewy Karaśkiewicz (lirico-spinto). Były to bowiem dwie jego partnerki, przy których w duetach nie musiał stawać na krześle, ponieważ były prawie jego wzrostu. Warszawę zaszczycał swymi występami między sukcesami na scenach zagranicznych. Często wracał z Budapesztu, Belgradu, Paryża, Brukseli, Włoch i Związku Radzieckiego. Największą satysfakcję odnosił podczas śpiewania w Operze Królewskiej w Atenach, gdzie uważano go za pierwszego tenora, a prasa okrzyknęła następcą samego Carusa. O wszechstronności tego artysty świadczy jego bogaty repertuar filharmoniczny ze Stabat Mater Rossiniego, Requiem Mozarta i Verdiego oraz muzyką współczesną, z utworami Krzysztofa Pendereckiego na czele. 

 

Niejako podsumowaniem jego wspaniałej kariery i niezwykłego życiorysu był Benefis w Ożarowie, jaki niedawno urządzili mu prezesi MCC Mazurkas Andrzej Bartkowski i Andrzej Hulewicz. Świętowaliśmy ten Wieczór uroczyście i godnie, nie spodziewając się, że to ostatnie spotkanie. Przypominam sobie, że przed laty, idąc Nowym Światem ujrzałem Raptisa wybiegającego z biura podróży i gwałtownym ruchem wciągającego mnie do środka. Tutaj spotkałem jego uroczą żonę Helenę (niedawno świętowali 60 – lecie małżeństwa) i wysokiego, urodziwego, jasnowłosego młodzieńca, którym okazał się ich jedyny syn Tomasz. Przyjrzyj mu się! – Okazuje się, że wzrost nie jest dziedziczny, krzyknął szczęśliwy (niewysoki) ojciec, ale niezapomniany, (wielki!) artysta.

 

Żegnaj Paulosie, spoczywaj spokojnie na Starych Powązkach w kwaterze 4-2-27.

                                                                              Sławomir Pietras