Rozpoczęcie sezonu i nieprzyjemna sprawa

Opublikowano: poniedziałek, 04, październik 2021 07:22
Pietras Sławomir

Za moich czasów załatwiało się to krótko. Graliśmy najpierw Halkę zgodnie z wieloletnią, narodową tradycją, a później wszystko co było w repertuarze, codziennie od wtorku do niedzieli. Teraz te celebracje są bardziej skomplikowane, spektakli jest o wiele mniej, a coraz powszechniejsze koprodukcje powodują, że zanim tytuł osiądzie na scenie, już przechodzi do teatru skąd przyszedł, często za granicę i nie zawsze wraca z powrotem. 

 

Kiedy opuszczałem poznański Teatr Wielki przed 12. laty pozostawiłem w bieżącym repertuarze 43 tytuły operowe i 11 baletowych. A teraz… ? Odkładając do innej okazji analizę przyczyn ubóstwa repertuaru polskich scen operowych i coraz mniejszej ilości granych spektakli, postanowiłem wziąć udział w inauguracji jubileuszowego sezonu artystycznego Filharmonii Narodowej w Warszawie (powstałej przed 120. laty ). Z Lacrimosą Pendereckiego (wspaniały chór kierowany przez Bartosza Michałowskiego), Koncertem fortepianowym b-moll Czajkowskiego (w znakomitym wykonaniu Krzysztofa Jabłońskiego) i IV Symfonii Mahlera (z rewelacyjną Olgą Pasiecznik w partii sopranowej). Dyrygował Andrzej Borejko, który niedawno dołączył do grona znakomitości, kierujących od przeszło 100. lat tą wspaniałą muzyczną instytucją. Wrażenia z tego koncertu potwierdzają, że dokonano szczęśliwego, mądrego i optymalnego wyboru na jakże prestiżowe, ale zarazem trudne i odpowiedzialne stanowisko.

 

Tego samego dnia w porze obiadowej zdążyłem – zresztą po raz pierwszy – odwiedzić Dom Muzyka Seniora, wybudowany przed 9. laty w Kątach koło Góry Kalwarii w powiecie piaseczyńskim przez Zofię Witową, która do dziś jest prezesem założonej wtedy Fundacji. 

 

Od niepamiętnych lat wychowywano mnie w tradycji, funkcjonowaniu i środowisku Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie. Przez ostatnie lata byłem nawet prezesem Fundacji im. Gustawa Holoubka, opiekującej się tym Domem. Ale po zakończeniu kadencji w ZASP-ie jej niezapomnianego prezesa Olgierda Łukaszewicza nie pozostało mi nic innego, jak zrezygnować z tego wszystkiego, wobec coraz bardziej panoszących się w tej organizacji ludzi niewielkich, niewiele znaczących, niewiele mogących i niestety nie bardzo uczciwych.

 

Zła sytuacja w Związku Artystów Scen Polskich ma negatywny wpływ na sytuację Domu Artystów – Weteranów. Toteż to, co zobaczyłem w otoczonym pięknymi lasami Domu Muzyka Seniora nieopodal Góry Kalwarii wlało we mnie nadzieję, wiarę i optymizm.


 

Nadzieję, że są jeszcze tacy ludzie, jak Zofia Wit, którzy mogą czynić wszystko dla wspólnej sprawy. Wiarę, że troska o los najstarszej generacji naszego środowiska jest czymś więcej, niż robienie sobie wspólnych zdjęć na pamiątkowej fotografii. Wreszcie optymizm, że na terenie społeczności muzycznej Zofia Wit jest wybitnym odpowiednikiem dawniejszych ZASP- owskich opiekunów seniorów, takich jak Ewa Kunina, Beata Artemska, Zofia Kucówna, Aleksandra Dmochowska, Lidia Korsakówna, że wymienię tylko najbardziej zapamiętane damy.

 

Dostrzeżona przeze mnie świetność Domu Muzyka Seniora jest dla ZASP – u światełkiem ostrzegającym – zwłaszcza przed zbliżającymi się wyborami – że czym prędzej należy pozbyć się ludzi nieodpowiednich i odpowiedzialnych za całe zło wewnątrz skolimowskiej świątyni artystycznej – szanowanej przez nas wszystkich- starości.

 

Myślałem o tym wracając wieczorową porą „Autostradą Wolności” (po 23 zł. za co kilkanaście kilometrów) do ukochanego Poznania. Po drodze włączyłem moją ulubioną radiową dwójkę i trafiłem na transmisję koncertowego wykonania Nędzy uszczęśliwionej Macieja Kamieńskiego z tekstem Wojciecha Bogusławskiego, z okazji dwusetnej rocznicy odejścia z tego świata kompozytora tej pierwszej polskiej opery, zresztą z pochodzenia Słowaka. Śpiewali Justyna Stępień (Anna), Justyna Reczeniedi (Kasia), Sylwester Smulczyński (Antek), oraz Robert i Wojciech Gierlachowie (moje ulubione niskie głosy solowe). Grała Orkiestra Polskiego Radia w Warszawie pod dyr. Michała Klauzy. Wszyscy na znanym nam, dobrym poziomie.

 

Tylko redaktor komentujący to wydarzenie, którego nazwiska na jego szczęście nie dosłyszałem (bo samochód trząsł się na tym najdroższym na świecie odcinku autostrady) opowiadając o doprawdy mało istotnych detalach historii wykonań Nędzy uszczęśliwionej nie wspomniał ani słowa, że w reżyserii Krzysztofa Kolbergera i z udziałem tak znakomitych artystów jak Barbara Zagórzanka, Grażyna Brodzińska, Adam Zdunikowski, czy Andrzej Zagdański wykonaliśmy dwie premiery tego dzieła, najpierw w Operze Narodowej dokładnie 28 stycznia 1994 roku a w kilka lat potem w Teatrze Wielkim w Poznaniu, oczywiście za moich tam dyrekcji, czyli już w naszych czasach.

 

Niby rozpoczęcie sezonu, a taka nieprzyjemna sprawa!

                                                                          Sławomir Pietras