Repertuar na powitanie lata

Opublikowano: poniedziałek, 19, lipiec 2021 07:15
Pietras Sławomir

Jest tylu ludzi, którzy martwią się i dbają o losy musicalu w Polsce, że moje zainteresowanie tą sprawą wydaje się zbędne. Byłem blisko Danuty Baduszkowej, która w głębokim PRL – u rozpoczynała batalię o prawo uprawiania tej dziedziny sztuki. Potem sam przykładałem się do tego, produkując we Wrocławiu Damę od Maxima, Hello Dolly i Krasnoludki, Krasnoludki…, w Łodzi Błękitny zamek, a w Warszawie i Poznaniu Skrzypka na dachu. Kiedy okazało się, że śpiewacy operowi i operetkowi to zupełnie inna profesja niż artyści musicalowi, przestałem uczestniczyć w budowaniu tego repertuaru, podziwiając tylko osiągnięcia Jerzego Gruzy, Wojciecha Kępczyńskiego czy Wojciecha Kościelniaka.

 

Toteż ostatnio żwawo ruszyłem do Teatru Muzycznego w Poznaniu, aby zobaczyć jego najnowszą reżyserię Kombinatu według własnego scenariusza do muzyki i tekstów Grzegorza Ciechowskiego. Nie zawiodłem się. Spektakl pod każdym względem perfekcyjny. No, może trochę za długi, ale inscenizacyjnie, reżysersko i choreograficznie niemal doskonały. Dyrektor Przemysław Kieliszewski znając moje przewrażliwienie na mega dźwięki uwielbiane przez wyznawców Ciechowskiego, był zaskoczony tym razem moją odpornością na decybele.

 

Nie wiedział bowiem, że już w latach 80 – tych w Teatrze Wielkim w Łodzi zagraliśmy z Ewą Wycichowską jej balet Republika – rzecz publiczna z Grzegorzem i jego zespołem na scenie, entuzjazmem tłumów młodzieżowej publiczności, ale protestami tradycyjnych melomanów. Po Gdyni (Teatr Baduszkowej), Warszawie (Roma), Wrocławiu (Capitol), Poznań stał się kolejnym miastem, gdzie uprawia się musical z prawdziwego zdarzenia. Oby do rychłych sukcesów w nowo wybudowanej siedzibie. 

 

Przed kilkunastu dniami uczestniczyłem w próbie generalnej Wieczoru Baletowego zaplanowanego w Auli Artis, jako że Pod Pegazem rozpoczął się remont sceny, który podobno trwać będzie aż 2 lata. Okazało się, że Aula Artis usytułowana obok poznańskiej Cytadeli, jest idealnym miejscem do prezentacji spektakli baletowych zarówno dzięki powierzchni sceny, jak i amfiteatralnego umieszczenia rzędów krzeseł na blisko 500 – osobowej widowni. Wprawdzie bez kanału orkiestrowego, co bez szkody dla kształtu tanecznych produkcji można zastępować nagraniami.


Dawano historyczne Adagio Albinoniego / Drzewieckiego, tańczone już przez wnuków pierwszych wykonawców z lat 60. Jeden z nich – Emil Wesołowski – był obecny na tej próbie, ale jako choreograf poematu Karłowicza Powracające fale, obrazu przejmującego, dającego szansę wybitnych kreacji w małżeńskich rolach parze wykonawców Karolinie Wiśniewskiej i Mateuszowi Sierantowi.

 

Przy okazji pobytu w Poznaniu Wesołowski przyznał się, że równo 55 lat temu rozpoczął tańczenie w Operze Poznańskiej. Dyrekcja to podchwyciła, a na premierze dała podobno bukiet i przemówienie, natomiast publiczność - owację. Od teraz powinno się czcić coroczne jubileusze Wesołowskiego, bo on to lubi, a poza tym należą mu się kolejne ordery za osiągnięcia sceniczne, wybitne kreacje choreograficzne, karierę warszawską, ale mimo to wierność rodzinnemu Poznaniowi. Pozostałe dwie choreografię tego Wieczoru, delikatnie mówiąc mniej mi się podobały, więc o nich nie wspomnę.

 

Natomiast nie pominę prezentacji zatytułowanej Święto wiosny: Preludium, którą w ramach Festiwalu Malta oglądała młodzieżowa publiczność w nowej siedzibie Polskiego Teatru Tańca. Absolwentka poznańskiej Szkoły Baletowej z przed kilku lat Monika Błaszczak i jej boliwijski partner Luisa Mateo Dupleich (dlaczego nie Luis?) pojawili się na scenie zupełnie … nago. Oboje są absolwentami londyńskiego Trinity Conservatoire i zaprezentowali własne ruchowe przemyślenia, nie mające wszakże nic wspólnego z muzyką ani tematyką Święta wiosny Strawińskiego, ale eksponujące piękno swych ciał ze wszystkimi anatomicznymi szczegółami. Zresztą w połowie produkcji przywdziali śnieżnobiałe dresy, ale i tak zapatrzony w urodę ich ruchu, nie zrozumiałem o co im chodzi.

 

Liczę na większą komunikatywność najnowszej choreografii Roberta Glumbka (Świecie dziwny) i Kevina O’Daya (Coming Together) której premierę dała Opera na Zamku w Szczecinie 2 lipcaale będę mógł ją obejrzeć dopiero po wakacjach. Póki co zainteresowanie wzbudza warstwa muzyczna spektaklu z nagraniami Ewy Demarczyk, Marka Grechuty, Czesława Niemena i Frederika Rzewuskiego, oraz interesujący wywiad z Robertem Glumbkiem, który na stałe mieszka i funkcjonuje w Kanadzie. 

 

Repertuar na powitanie lata Opera na zamku anonsuje również podczas plenerowego Letniego Operowego Festiwalu w Świnoujściu z wokalnymi przebojami Donizettiego, Verdiego, Bizeta, Pucciniego i Offenbacha, ku uciesze nadmorskiej publiczności. Natomiast melomani śląscy energicznie protestują wobec letniego urlopu Opery Bytomskiej. Ot, co się porobiło… 

                                                                          Sławomir Pietras