Zaproszenie do tańca

Opublikowano: poniedziałek, 31, maj 2021 07:23
Pietras Sławomir

Od kilku tygodni otrzymuję pytania, gdzie można nabyć najnowszy zbiór moich felietonów Zaproszenie do tańca. Tytuł zaczerpnąłem z walca koncertowego Karola Marii Webera, który w epoce Diagilewa w choreografii Michaiła Fokina był tańczony przez Wacława Niżyńskiego i Tamarę Karsawinę. Pomieściłem w tym tomie moje publikacje na temat tańca i sztuki baletowej z ostatnich kilkudziesięciu lat. W razie następnych wydań będę dodawał nowe, jako że ta tematyka często wraca w moich felietonach. 

 

Zaproszenie do tańcanie ma nic wspólnego z tańcem towarzyskim, zabawami karnawałowymi, obtańcowywaniem rodziny i znajomych na weselach, chrzcinach lub zabawach ludowych, ani koleżanek szkolnych podczas modnych niegdyś wśród moich rówieśników prywatek.

 

Z tańczeniem zrywałem trzykrotnie: gdy prof. Śliwski wyrzucił mnie – kilkuletniego wtedy adepta – z będzińskiego baletu po klęsce tańca marynarskiego (o czym piszę we wstępie do tych felietonów). Po szkolnych zabawach w liceum żeńskim, gdzie stosowano tzw. odbijanego, a ja chciałem tańczyć tylko z Hanką. Trzeci raz zrezygnowałem z czynnego uprawiania tańca podczas dyrektorowania w Balecie Poznańskim. Tancerki patrząc na moje ówczesne towarzyskie pląsy nie mogły opanować zdziwienia, a tancerze byli ode mnie po prostu dużo lepsi.

 

Ale nigdy nie zrezygnowałem z zajmowania się problemami sztuki tańca. Oglądałem i oglądam mnóstwo spektakli w kraju i na świecie, przez kilka dziesięcioleci kierowałem teatrami zatrudniającymi tancerki i tancerzy, blisko ćwierć wieku wykładałem historię tańca w Szkołach Baletowych Łodzi, Warszawy i Poznania, a poza tym napisałem niezliczoną liczbę esejów, recenzji i felietonów dotyczących sztuki tańca, z których ekskluzywny wybór rekomenduje właśnie moim cierpliwym czytelnikom.

 

Wracam do pytania, gdzie je można nabyć. Przede wszystkim w mojej macierzystej Angorze, o czym redakcja ma zamiar informować w stosownym anonsie. Egzemplarze Zaproszenia do tańca zawsze obecne będą podczas spotkań autorskich, które właśnie zapowiedziały teatry Łodzi, Bytomia, Krakowa i Bydgoszczy, oraz podczas festiwali w Sanoku, Lesznie i Lądku-Zdroju. Do jesieni zdążę zapewne spotkać się z czytelnikami w siedzibie hotelu Mazurkas w Ożarowie pod Warszawą, w Centrum Kultury na stacji kolei żelaznej w Legionowie, w czytelni Biblioteki Miejskiej w moim rodzinnym Będzinie, dynamicznie działającym Domu Kultury w Wilanowie, i być może w Ośrodku Kultury w Czaplinku, gdzie działa szalony i dobrze wykształcony tenor, który jest obecnie burmistrzem.


 

Powinienem znaleźć czas na spotkania z pedagogami i uczniami starszych klas polskich szkół baletowych, oczekuję więc zaproszenia. W Poznaniu moje książki będą ciągle obecne podczas koncertów w Filharmonii i w przerwach spektakli Teatru Muzycznego. Tam bowiem przychodzą najlepsi melomani i najelegantsza publiczność, więc trzeba być zawsze z nimi.

 

Dodatkową atrakcją jest materiał zdjęciowy Juliusza Multarzyńskiego. To on na okładkach kolejnych tomów najpierw umieścił mnie en face, potem z tyłu podpisującego autografy, wreszcie w wieku lat 4, w parze z kuzynką Isią, moją pierwszą partnerką w tańcu, a obecnie już emerytowaną lekarką, którą postanowiłem namówić, abyśmy sfotografowali się w tej samej pozie i ubiorach teraz, po tych wszystkich przebytych latach.

 

Tematyką baletową postanowiłem docierać do swych czytelników bezpośrednio, omijając przypadkowych odbiorców zwłaszcza, że nakłady poszczególnych tytułów są doprawdy ekskluzywne i niewielkie, a więc nieosiągalne w księgarniach. W zaplanowanej sześciotomowej serii Adio del passato wydałem dotąd Felietony operowe, Wejście dla artystów Zaproszenie do tańca. Wszystkie można otrzymać w Angorze, póki jeszcze leżą tam ostatnie egzemplarze. Na ukończeniu są „Felietony dla lekarzy”, które publikowałem niegdyś w gazecie lekarskiej, ale to już przeszłość.

 

Po raz pierwszy zwierzam się publicznie z zamiaru napisania Alfabetu dla zaawansowanych. Właściwie mam już gotowe niektóre hasła. Walczę nimi o zachowanie proporcji między artystami, politykami, gronem moich dobroczyńców i przyjaciół, oraz sporą liczbą wrogów. Zaznaczam, że chodzi tu o proporcje, a nie uczczenie czyichś faktycznych lub domniemanych zasług.

 

Myśląc o Zaproszeniu do tańca mam poczucie, że te refleksje baletowe są ciągle zbiorem otwartym. Ostatnie lata przyniosły jakże wiele nowych zjawisk w szeroko rozumianym tańczeniu, począwszy od uprawiania jego form towarzyskich, pokazów i turniejów telewizyjnych, sposobów i metod dochodzenia do profesjonalizmu w różnych dziedzinach sztuki ruchu, wreszcie konieczności zreformowania szkolnictwa baletowego, jego form organizacyjnych i metod kształcenia. Będzie więc o czym pisać, a tematy – na to liczę – wyłonią się zapewne same podczas spotkań autorskich.

                                                                          Sławomir Pietras