Verdiowska uczta w Łodzi

Opublikowano: poniedziałek, 24, maj 2021 06:52
Pietras Sławomir

Don Carlos pojawia się na scenach Teatru Wielkiego w Łodzi po raz trzeci. W roku 1979 zrealizował go czeski inscenizator, reżyser i scenograf Ladislav Štros, a w roku 1991 koncertowym wykonaniem tego dzieła uczciliśmy 80. lecie urodzin Antoniego Majaka.

 

Obecnie dyr. Dariusz Stachura skompletował obsadę, na jaką dotychczas nikt w Polsce nie mógł sobie pozwolić. Don Carlos wyróżnia się nie tylko wspaniałościami wokalnymi i muzycznymi. To arcydzieło posiada rzadko spotykaną w sztuce operowej konstrukcję dramaturgiczną. Wszak oparte jest na dramacie nie byle kogo, bo Fryderyka Schillera. To też na całym świecie jego realizacje opierają się na wybitnych inscenizacjach, dokonywanych przez najlepszych reżyserów.

 

Teatralnym nieporozumieniem stało się zaprezentowanie w Łodzi Don Carlosa w tzw. wersji koncertowej-inscenizowanej. Na zdrowy rozum coś takiego w ogóle nie istnieje, bo albo koncert, albo inscenizacja. W Łodzi na dwupoziomowej przestrzeni chór w teatralnych kostiumach odgrywał elementy akcji, a balet (którego w Don Carlosie nie ma) obtańcowywał fragmenty instrumentalne. 

 

Natomiast w momentach największego napięcia Król Filip, Carlos, Markiz Posa czy Wielki Inkwizytor zwracali się do siebie we frakach, a panie we współczesnych kreacjach wieczorowych, zresztą bardzo szykownych. Jednym z wielu absurdów takiego „inscenizowania koncertu” była scena wygnania damy dworu przez króla. Współczująca jej królowa śpiewała w cywilu na proscenium, a wypędzona hrabina siedziała w kostiumie teatralnym daleko w głębi chóru. 

 

Tego rodzaju zabiegi inscenizacyjne trącą groteską i powinny być zlikwidowane mimo, że świetna i jak zawsze niezawodna łódzka publiczność przyjęła to z aplauzem. Wynikał on zresztą z zupełnie innego powodu. Była nim sensacyjna obsada tego przedsięwzięcia. 

 

Partię tytułową zaśpiewał francuski tenor Roberto Alagna, od lat ozdoba repertuaru największych scen operowych świata. Wielką zasługą dla polskiej publiczności jest poślubienie tego artysty przez naszą Aleksandrę Kurzak, dzięki czemu Alagna zgadza się śpiewać w Polsce. Oby jak najczęściej i za honoraria możliwe dla nas do zapłacenia. W Łodzi zaśpiewał pięknie głosem adekwatnym do verdiowskiego zapisu. Szkoda, że nie mógł wcielić się w tę postać zakładając kostium i demonstrując najwyższej próby operowe aktorstwo.

 


 

Królową Elżbietę wykreowała wokalnie Aleksandra Kurzak, po raz kolejny tryumfalnie demonstrując swą predylekcję do mocniejszego bel canto, o co jeszcze przed kilku sezonami nikt z nas nie mógł jej nawet podejrzewać. Nikt, prócz matki – Jolanty Żmurko. W swej karierze śpiewaczka ta przeszła podobną metamorfozę od Królowej nocy po Abigaille i Turandot. Po tym wszystkim ciągle żyje, ma się dobrze, a jako jedyny pedagog swej córki ponosi pełną odpowiedzialność za jej karkołomną wokalną wszechstronność. Z zapartym tchem słuchając, jak Aleksandra Kurzak śpiewała najpierw Norinę, Traviatę i Łucję, a ostatnio Rachelę, Butterfly i Toscę drżę cały (io tremo!). Jej Elżbieta była pełna zachwycającego dźwięku, wyrównanej linii brzmieniowej oraz w pełni satysfakcjonującej średnicy przy doskonałych niskich dźwiękach, co u niedawnej koloratury jest doprawdy niezwykłe.

 

Idealnym Królem Filipem był najlepszy obecnie polski bas Rafał Siwek, spadkobierca tak wielkich poprzedników, jak Edward Reszke, Adam Didur i Bernard Ładysz. Mianem Voci Verdiane należy określić kunszt, jaki zaprezentował Andrzej Dobber śpiewając Markiza Posę. Z pośród dużego grona polskich barytonów jakich słucham od przeszło pół wieku on jeden nie ma sobie równych w interpretowaniu verdiowskiego repertuaru. Ba, trudno znaleźć tak wybitnego barytona dramatycznego gdziekolwiek zagranicą. Toteż kariera Dobbera jest super międzynarodowa, ale na szczęście potrafi znaleźć czas, aby śpiewać w Ojczyźnie. Ostatnio nawet doktoryzował się w Bydgoszczy.

 

Wiele dobrego można również powiedzieć o wokalnych dokonaniach Moniki Ledzion-Połczyńskiej w mezzosopranowej partii Eboli. Obserwując rozwój tej urodziwej i pięknogłosej śpiewaczki zapytuję, gdzie są polscy impresariowie, aby natychmiast umieścić ją w najlepszych obsadach wokalnych Europy i Ameryki. Tę doskonałą ekipę uzupełnili Robert Ulatowski (Inkwizytor), Hanna Okońska (Głos z nieba) i Rafał Pikała (Mnich). Dyrygował na poziomie omawianych protagonistów Vladimir Kiradjiev.

 

W imieniu melomanów proszę dyr. Stachurę o pełną wersję sceniczną tego arcydzieła, w której poza nowym, rozumnym reżyserem chciałbym podziwiać czołowych łódzkich solistów, m.in. Dominika Sutowicza, Monikę Cichocką, Łukasza Motkowicza, Bernadettę Grabias i Grzegorza Szostaka.

                                                                                               Sławomir Pietras