„Romeo i Julia“ Krzysztofa Pastora

Opublikowano: poniedziałek, 03, maj 2021 06:51
Pietras Sławomir

Balet Romeo i Julia należy do ścisłej czołówki światowego repertuaru, ale nie posiada tzw. kazionnej choreografii, jak np. Jezioro łabędzie, Giselle, Sylfida, czy Popołudnie fauna. Spektakl ten począwszy od polskiej prapremiery w roku 1954 nie schodził z repertuarów Warszawy (Gogół 1954, Cziczinadze 1970, Wesołowski 1996), Łodzi (Borkowski 1969, Makarowski 2010), Poznania (Borkowski 1963, Konwiński 1979, Wesołowski 2008), Bydgoszczy (Sobiesiak 1962, Śliwa 1987), Gdańska (Jarzynówna-Sobczak 1969, Wesołowski 2008), Bytomia (Korycki 1962), Wrocławia (Gogół 1960). Po wersji Wesołowskiego, od siedmiu lat tytuł ten posiada w swym repertuarze Polski Balet Narodowy pod dyrekcją Krzysztofa Pastora. Dzięki pandemii od połowy kwietnia do połowy września Romeo i Julię można oglądać od rana do wieczora a także w nocy, na platformie Opera Vision.

 

Będę to robił niemal codziennie z następujących powodów: muzyka Sergiusza Prokofiewa współczesnym językiem dźwiękowym genialnie oddaje zarówno miłosną sekwencję utworu, atmosferę renesansu, jak i szekspirowski klimat fabuły. Przez wszystkie lata mojego obcowania ze sztuką baletową wielokrotnie miałem do czynienia z tym dziełem w choreograficznych konceptach wszystkich polskich twórców, ale również choreografów zagranicznych: Pokrowskiego, Cranko, MacMillana, Neumeiera, Waltera, Schillinga, Nurejewa, Kasatkiny-Wasiliowa.

 

Nigdy wszakże warstwa choreograficzna tego arcydzieła nie zachwyciła mnie w takim stopniu jak to, co teraz przeżywam oglądając układ Krzysztofa Pastora. Przede wszystkim sceny zespołowe, najtrudniejsze w wykonaniu, świetnie rozplanowane, efektowne, ale zarazem nacechowane dyscypliną ruchową. Piękne duety, pełne zaskakujących rozwiązań kompozycyjnych, zaprojektowane muzykalnie, klarownie oddające uczucia tytułowych bohaterów. Przy nieco nadużywaniu rozwiązań trójkowych porywające wariacje postaci drugoplanowych, zawsze w zgodzie z przebiegiem muzycznym i rozgrywającymi się wydarzeniami. Krzysztof Pastor choreografował już ten temat na scenach Edynburga, Glasgow, Londynu, Chicago i Wilna. Oto jak go rozpieściła krytyka: 

 

„…Inscenizacja jest tak minimalistyczna, że przemawia każdy najdrobniejszy szczegół dramatu”. (The Telegraph). 

 

„Konflikt polityczny to znak rozpoznawczy, którym Krzysztof Pastor naznaczył nowego Romea i Julię”.(Chicago Tribune).

 

„Od czasu West side story Jerome’a Robinsa opowieść Szekspira o gorącej młodzieńczej miłości i obłędzie skłóconego wewnętrznie społeczeństwa nigdy nie była pokazana z taką świeżością i prawdą bez upiększeń”. Mistrzowskie osiągnięcie na każdym poziomie”. (Chicago Sun – Times). 


„…Pastor dał możliwość Prokofiewowi zaprotestować przeciw tyranii Stalina, czego kompozytor nie mógł zrobić w roku 1940”. (Stage and Cinema). 

 

Z tym Stalinem, to już chyba przesada! Oby następnym krokiem nie było przeciwstawienie Pastora Putinowi oraz jego knowaniom przeciwko Ukrainie i nam wszystkim. Pochwały pod adresem naszego choreografa płyną bardziej z powodów zamysłu inscenizacyjnego, a nie umiejętności warsztatowych, talentu choreograficznego i fantazji twórczej, co mnie zachwyca najbardziej.

 

Pozbawienie dramatu szekspirowskiego renesansowej scenografii, odarcie z kostiumów epoki, zapełnienie ulic współczesnego miasta walczącymi gangami, wśród których jest wielu Azjatów sugeruje, że mamy do czynienia bardziej z Szanghajem lub Tokio, a nie romantyczną Veroną. Ale Pastor wiedział co robi, zabierając się za ten temat, uzbrojony w doświadczenie i obserwację współczesnych trendów baletu za granicą.

Poza corps de ballet Polskiego Baletu Narodowego zasługującym na niekończące się pochwały, na czele obsady plasuje się doskonały Maksim Woitiul (Tybald), Ana Kipshidze (charyzmatyczna ruchowo i aktorsko pani Capuletti w rozbudowanej u Pastora roli matki Julii), bardzo dobry Dawid Trzensimiech (Mercutio), i Parys (Kristóf Szabó, bo wysoki i przystojny).

 

Natomiast Yuka Ebihara (Julia) i Patryk Walczak (Romeo), choć tańczyli wirtuozowsko i z natchnieniem, zostali źle obsadzeni. U Szekspira Julia nigdy nie była Japonką, a Romeo „Antkiem spod winkla”!

 

Proszę dyr. Waldemara Dąbrowskiego o znalezienie pieniędzy na uszycie renesansowych kostiumów i zbudowanie na scenie Opery Narodowej obszernych fragmentów Verony, aby kolejne pokolenia Polaków, dziatwa szkolna i miłośnicy klasycznego repertuaru mogli podziwiać Romea i Julię we wspaniałej choreografii Krzysztofa Pastora, bez modnych wprawdzie, ale pozbawionych szekspirowskiej poetyki manipulacji z przesłaniem przedstawienia.

 

A wersję z pustą sceną, nic nie wnoszącymi projekcjami i przyniesionymi z domu kostiumami tancerek i tancerzy należy wysłać na liczne tournée, byle nie do Rosji. Reszta świata bowiem zwariowała i tam to wszystko będzie się zapewne podobało, o czym świadczą zacytowane recenzje.

                                                                       Sławomir Pietras