Lektury w cieniu wakacji

Opublikowano: poniedziałek, 03, sierpień 2020 06:59
Pietras Sławomir

 

Przed dwudziestoma kilkoma laty Giancarlo del Monaco zaprosił mnie do Reggio Emilia na chrzciny swej najmłodszej córki. W gronie gości znalazła się liczna rodzina del Monaco, Pippo Baudo i jego niedawno poślubiona żona Katia Ricciarelli (była matką chrzestną) oraz w dopołudniowej roli ojca chrzestnego Placido Domingo, który wieczorem wcielił się w Otella (z Katią jako Desdemoną), jako że Gian Carlo po wystawnym obiedzie dawał premierę tego dzieła w Teatro Municipale.

 

Wszyscy zajmowaliśmy niewielki ale gustowny hotelik przy renesansowym rynku. Właśnie kończyłem śniadanie, kiedy wracający z porannego spaceru Placido Domingo wykrzyknął na mój widok: Polaku, tu niedaleko spotkałem tablicę pamiątkową na której jest napisane, że w roku 1977 w domu na którym zawisła, powstał wasz hymn narodowy! Natychmiast pobiegłem to zobaczyć. Byłem wzruszony i dumny.

 

Tak samo czuję się teraz, trzymając w ręku pracę zbiorową Pieśń nieśmiertelna, w której autorzy Marek Rezler, Jerzy Sobczak, Teresa Dorożała-Brodniewicz i Michał Piotrowski zajęli się historią Pieśni Legionów, jej recepcją jako Mazurka Dąbrowskiego, jego tekstem i melodią oraz drogą jaką przeszedł, stając się w końcu hymnem narodowym. Podobno praca ta decyzją Ministerstwa Kultury znalazła się w bibliotekach wszystkich polskich szkół muzycznych. Sugeruję natarczywie, że powinna stać się obowiązkową lekturą w ogóle wszystkich szkół i nie znikać z półek księgarskich, ponieważ jest zredagowana i napisana fachowo, interesująco, a na kanwie historii przekazuje głębokie treści patriotyczne i wychowawcze.

 

Po jej przeczytaniu jednym tchem, sięgnąłem po najnowszą, 400 - stronicową publikację poznańskiej Akademii Muzycznej Surzyński – Gieburowski – Nowowiejski. Wybrane aspekty życia i działalności, autorstwa Waldemara GawiejnowiczaPrzywraca ona pamięć o trzech wywodzących się z Wielkopolski kompozytorach, z których tylko postać i dzieło Feliksa Nowowiejskiego – na szczęście – oparło się mrokowi zapomnienia. Nazwisko ks. Wacława Gieburowskiego przypominane jest od czasu 

do czasu jedynie w kontekście jego zasług dla poznańskiej chóralistyki. Mniej natomiast wiemy o nim, jako utalentowanym kompozytorze muzyki kościelnej.

 

Teraz to się zmieni, dzięki poznańskiemu wirtuozowi organów i profesorowi gry organowej Waldemarowi Gawiejnowiczowi, który w swej bezcennej dysertacji zajął się również kompletnie zapomnianym kompozytorem Mieczysławem Surzyńskim, twórcą polskiej kultury muzycznej przełomu XIX i XX wieku, którego droga artystyczna wiodła przez Poznań, Buk, Chełmno, Berlin, Lipsk, Petersburg, Saratow, Kijów i Warszawę.

 


 

Pisząc ten felieton otrzymałem z Częstochowy pięknie wydane pieśni solowe i chóralne do słów ks. Jana Twardowskiego, opatrzone tytułem jednej z nich: Powiedzcie to dalej…Skomponował je Włodzimierz Krawczyński, który w czasach naszej młodości energicznie działał w ruchu Jeunesses Musicales, a potem wierny jasnogórskiej chóralistyce, od półwiecza jest dyrygentem i organizatorem częstochowskich zespołów. 

 

W krótkim liście, odwołując się do naszej wieloletniej zażyłości zapytuje nieśmiało, czy warto pisać dalej? – Włodku, przejrzałem nuty, z uwagą wysłuchałem załączonego nagrania koncertu Orkiestry i Chóru Filharmonii Częstochowskiej pod dyr. Tomasza Chmiela z okazji Twojego jubileuszu 50. lecia pracy artystycznej i jestem zdecydowanie za tym, abyś pisał dalej. Przypominam Ci hasło obowiązujące na każdym etapie naszego życia: młodość przecież musi się wyszumieć!

 

To samo dotyczy pracy doktorskiej napisanej w bydgoskiej Akademii Muzycznej przez Sylwestra Kosteckiego pod kierunkiem prof. dr hab. Małgorzaty Greli pt. „Partia Cania operze Pajace R.Leoncavallo– koncepcje interpretacyjne”. Jej egzemplarz dostał się w moje ręce jeszcze przed obroną, bez wiedzy autora w sposób, jakiego nigdy nie wyjawię, bo nie jestem pewien, co mówią stosowne przepisy. Postanowiłem jednak o tym napisać, ponieważ pozytywnie zdumiał mnie i zaskoczył sposób ujęcia tematu, interesująco nakreślona geneza dzieła, historyczne przedstawienie jego prezentacji na scenach polskich, wysoki poziom języka, w jakim to wszystko napisano, a zwłaszcza analiza partii Cania pod względem wykonawczym.

 

Dawniej bywało, że wybitni śpiewacy w finale kariery, lub po jej zakończeniu pisywali pamiętniki. Teraz coraz częściej, nie przerywając śpiewania i nie wychodząc z formy, zabierają się do pracy naukowej. Zalecam zwrócić na to uwagę słuchając Sylwestra Kosteckiego jako Cania w Pajacach oraz w wielu innych rolach jego bogatego repertuaru, który ciągle z sukcesami prezentuje na wielu scenach polskich.

                                                                       Sławomir Pietras