Krystyny Łybackiej już nie będzie

Opublikowano: poniedziałek, 04, maj 2020 06:33
Pietras Sławomir

Zmarła w poniedziałek wieczorem 20 kwietnia w szpitalu onkologicznym na poznańskich Garbarach. Przez całe życie zajmując się sprawami innych ludzi nie zainteresowała się swoim nowotworem, od którego po natychmiastowej operacji już nie udało się jej uratować.

 

To wielka szkoda, wielka strata, niewytłumaczalne nieszczęście. W naszych gremiach od wczesnej młodości była postacią niezwykłą, oryginalną, zrównoważoną, ale jednocześnie barwną, poważną, serdeczną i bliską. Najpierw ukończyła matematykę na Uniwersytecie Adama Mickiewicza (1968), a w osiem lat później jako adiunkt doktoryzowała się na Politechnice Poznańskiej, broniąc pracy „Losowy podział kwadratu”.

 

Z Polskiego Towarzystwa Matematycznego i Wydziału Elektrycznego Politechniki było i pewnie jest daleko do uprawiania polityki, a jednak… Najpierw krótkie epizody w PZPR („chciałam być tam, gdzie podejmuje się decyzje”), Solidarności („nigdy nie wybaczyłam Wałęsie tego jarmarcznego długopisu”), przewodniczenie Sojuszowi Lewicy Demokratycznej w Poznaniu (1999-2003) oraz aktywność w zarządzie krajowym SLD i Stowarzyszeniu „Ordynacka”. W latach 1991-2014 aż siedem kadencji w parlamentarnych ławach lewicy i na różnych funkcjach sejmowych, a potem dwie kadencje w Parlamencie Europejskim, uznana w plebiscycie MEP i Awards za najbardziej pracowitego europosła w kategorii edukacja, kultura i media.

 

Duży sukces przyniósł jej udział w rządzie Leszka Millera w charakterze ministra edukacji i sportu (2001-2004). Na wiadomość o jej śmierci były premier powiedział: „Miałem zaszczyt znać ją od wielu lat, to była niezwykła kobieta… wybitna znawczyni problemów polskiej edukacji, ceniona bardzo w Parlamencie Europejskim. Wielkopolanka o błyskotliwej inteligencji. Dobry i uczciwy człowiek… Co rzadkie, cieszyła się sympatią i uznaniem polityków ze wszystkich stron polskiej sceny politycznej. Dla mnie współpraca z nią była ogromnym zaszczytem ale i przyjemnością… Jedyną jej słabością było to, że paliła papierosy. Jak Ewa Kopacz była marszałkiem Sejmu, też przecież paląca, to zauważyłem, że obie panie porozumiewały się wzrokiem i jak trzeba było zapalić, to pani Kopacz ogłaszała przerwę w obradach. Wtedy teatralnie przeciwko temu protestowałem, wykrzykiwałem, że paląca mniejszość nie będzie terroryzować niepalącej większości, że odwołam się do Prezydium Sejmu!".


Robert Biedroń napisał: „Zawsze z troską myślała o najsłabszych. Jak nikt potrafiła łączyć pracę z pasją, a służbę publiczną pełniła zawsze z niespożytą energią… Wielkością jej było to, czego w polityce najmniej: mądrość, empatia, czułość i kultura”. A szef Unii Pracy Waldemar Witkowski dodał: „Krystyna Łybacka już nigdy nikomu nie doradzi co ma robić … i taką ją zapamiętam”.

 

Oto wpis Prezydenta Rzeczypospolitej: „ Odeszła Pani Minister Krystyna Łybacka. Wielka i niezwykle elegancka Dama. Piękny Człowiek. Bardzo będzie jej brakowało w polskim życiu i polityce”. W prasie codziennej roi się od nekrologów. Podpisują je organizacje, związki, partie polityczne, zaprzyjaźnione miasta, ale najczęściej ludzie z Nią związani, Jej wdzięczni i w Nią wpatrzeni. W tej funeralnej atmosferze pragnę zakwestionować określenia „księżna Lewicy”, „Wielka Dama polskiej polityki”.

 

Otóż po tej stronie politycznego teatru obsadzanie takich ról wydaje się niestosowne. Jeśli już, to jest jeszcze do dyspozycji słowo „Królowa!”. Natomiast jeśli chodzi o „Wielką Damę”, to tytuł ten proponuje pozostawić damom jeszcze żyjącym, których z różnym skutkiem w polityce pojawia się coraz więcej, a niektóre damami po prostu nie są i nie będą. Zapewne z myślą o nich Krystyna Łybacka pozostawiła wyrażone niegdyś takie oto, ponadczasowe przesłanie: „Aby kobieta była w połowie tak dobra jak mężczyzna, musi być od niego dwa razy lepsza”!.

Przez otwarte okno patrzę na kwitnące drzewa w rozświetlonym wiosennym słońcem ogrodzie. Nie powitam w nim już więcej Krystyny z Wojtkiem. Nie będę witany na Jej wigilijnych spotkaniach w Klubie Żołnierza przy Niezłomnych. Już nigdy nie wysłucha moich zwierzeń w swym biurze poselskim na Piekarach, aby natychmiast zmobilizować otoczenie i ruszyć do działania. Nie pojedziemy razem na czarowne wieczory, zapraszani przez Agatę i Janusza Paulów do ich rezydencji w Krerowie. Nie spotkamy się więcej w loży Gmachu Pod Pegazem, gdzie zwierzyłem się Jej kiedyś o braku kilkunastu milionów na remont zabytkowej widowni. Zaledwie po kilku dniach potrzebne pieniądze przekazała – namówiona przez Nią – fundacja polsko-niemiecka. 

 

My tu w Wielkopolsce nauczeni jesteśmy w sprawach ważnych trzymać się razem, bez względu na wyznawane poglądy. Mamy to od Niej, a teraz trzeba będzie to czynić już bez Niej.

                                                                             Sławomir Pietras