Nehring, Mehoffer i Aria dla Krakowa

Opublikowano: poniedziałek, 27, kwiecień 2020 07:25
Pietras Sławomir

Świąteczny nastrój w domowym koronowirusowym areszcie skutecznie ukwiecił recital chopinowski urodzonego w Krakowie przed dwudziestu pięciu laty Szymona Nehringa, nagrany przez TVP Kultura w Żelazowej Woli w roku 2017, z nokturnami i sonatą b-mol, graną z wrażliwym wyciszeniem i kameralną subtelnością.

 

Myśląc o Krakowie zwracam uwagę na doskonały program Marty Węgiel o Józefie Mehofferze, wyemitowany w święta na kanale „Polonii”. Ten wybitny artysta był wyrazistym reprezentantem Młodej Polski w dziedzinie malarstwa, polichromii, witraży, mozaiki, akwarel, grafiki, rysunku, plakatu, ornamentalistyki, aż po exlibrisy, portrety, secesyjne zdobniki, tkaniny, a nawet projekty banknotów. Należał do niesfornych uczniów Jana Matejki, ale sam wykształcił sporą grupę następców, wśród których w powszechnej pamięci do naszych czasów dotrwał Jan Marcin Szancer.

 

Bujny życiorys Mehoffera (1969-1946), jego galicyjskie pochodzenie, studia krakowskie, wiedeńskie i paryskie, współpraca u boku Matejki przy polichromii Kościoła Mariackiego i Skarbca Wawelskiego, ozdabianie wnętrz kościołów we Lwowie i Turku, witraże w Żyrardowie i Krakowie, a przede wszystkim w szwajcarskim Fryburgu, to wszystko jest doskonałym tematem na serial telewizyjny. Współpraca z Wyspiańskim, konflikt o podkradanie pomysłów, przegrana w konkursie na kurtynę Teatru Słowackiego i szereg epizodów z jego bogatego życia – oto materiał scenariuszowy, którym niechby zajęła się telewizyjna „Polonia”.

 

Tymczasem w świątecznym programie tego kanału wyemitowano koncert zatytułowany Aria dla Krakowa, co – delikatnie mówiąc stało się kłopotliwym nieporozumieniem. Kto pozwolił na prezentację tego nieszczęsnego przedsięwzięcia w porze najlepszej oglądalności – nie wiem! Natomiast autorką scenariusza i reżyserii utrzymanej niestety na poziomie świetlicowym jest Elżbieta Gładysz – przewodnicząca Krakowskiego Stowarzyszenia Miłośników Opery ARIA, która siedząc cały czas na scenie Teatru Słowackiego, posługując się trzymanymi przed sobą notatkami usiłowała zapowiadać to, co było w programie. Towarzyszył jej znany i lubiany tenor Adam Sobierajski czyniąc to samo, co świadczyło, że o wiele bardziej nadaje się jednak do śpiewania. Grali muzycy nazwani Krakowską Orkiestrą Kameralną, (mimo że repertuar nie miał nic wspólnego z kameralistyką), pod nader kiepską dyrekcją Stanisława Krawczyńskiego. Śpiewał amatorski chór „Fresco” sprowadzony aż z Tarnowskich Gór, trochę lepiej niż kiepsko, ale nie wiadomo dlaczego.


Anonsowani jako znakomici soliści wcale nimi nie byli. Wykonali zaledwie poprawnie arię z Rusałki Dworzaka (Katerina Hebelkova), Opowieści Hoffmanna (Hanna Okońska), Romeo i Julii (interesująca Aleksandra Szmyd) i Marcin Bronikowski, który partii Scarpia z Toski po prostu śpiewać nie powinien. Na widowni, złożonej z grupy melomanów „podwyższonego ryzyka” panował ciepły, nieco senny, ale życzliwy nastrój, jako że koncert ten święcił piętnastolecie istnienia Stowarzyszenia ARIA. Posiada ono znaczne osiągnięcia w popularyzacji sztuki operowej. Atrakcyjny, ciągnący się przez lata cykl Spotkań z Artystą, wydawanie kwartalnika „Aria”, organizowanie wyjazdów na przedstawienia operowe w kraju i zagranicą i wspieranie – przynajmniej deklaratywnie – Opery Krakowskiej. Przy takim dorobku można by sobie darować organizowanie marnych koncertów i ich transmisji telewizyjnych, pozostawiając tę działalność profesjonalistom z prawdziwego zdarzenia.

 

Przed ponad 50-ciu laty sam założyłem i przez siedem lat kierowałem Towarzystwem Przyjaciół Opery w Poznaniu. Jego członkami byli wyłącznie studenci, a Oddziały Towarzystwa funkcjonowały na niemal wszystkich uczelniach. Comiesięczne wieczory muzyczne i operowe organizowaliśmy w klubach Od Nowa, Nurt, Pod Maskami, Cicibór, Eskulap, Bratniak, Akumulatory, a popremierowe spektakle studenckie w Gmachu Pod Pegazem odbywały się zawsze przy nadkompletach, bo było nas z opłaconymi składkami sporo ponad tysiąc.

 

Wspominając tamte czasy z niekłamanym sentymentem patrzę na działania ponad dwustu melomanów skupionych wokół Krakowskiego Stowarzyszenia Miłośników Opery ARIA. Podejrzewam jednak, że od pewnego czasu statutowe zadanie wspierania Opery Krakowskiej stanowi dla Zarządu ARII kłopoty, trudności oraz wyczuwane gołym okiem i uchem problemy.

 

Apeluję o porzucenie niezdrowych ambicji (ten nieszczęsny telewizyjny koncert!), dopilnowanie mądrych decyzji dotyczących przyszłych kadrowych losów Opery, a zwłaszcza rozwinięcia propagandy tej sztuki w środowiskach młodzieżowych (studenci, uczniowie, harcerze, a nawet wojsko). Jest to jedyny sposób na frekwencję w teatrach operowych, kiedy po wszystkich obecnych i przyszłych pandemiach nas już nie będzie.

                                                                     Sławomir Pietras