Niedziela z tatusiem

Opublikowano: poniedziałek, 16, marzec 2020 08:15
Pietras Sławomir

Pośród wielu pomysłów i inicjatyw których w mojej pracy teatralnej nie zdążyłem, albo nie udało mi się zrealizować jest Niedziela z tatusiem. Myśleliśmy o tym w latach 80-tych z Ewą Wycichowską w Łodzi. Chodziło o zapraszanie do Teatru Wielkiego na niedzielne poranki tatusiów ze swymi pociechami, co odciążałoby młode matki i pozwoliło im na chwilę spokojnego wypoczynku zanim przygotują niedzielny obiad.

 

W programie artystycznym oprócz zwiedzania Teatru mieliśmy zamiar grać Królewnę Śnieżkę i siedmiu krasnoludków, przedstawienie baletowe niezmiennie uwielbiane przez dziecięcą widownię. Od wielu lat znajdowało się w stałym repertuarze łódzkiego Teatru Wielkiego, a więc tatusiowie ten sam spektakl znali, bo oglądali go już w dzieciństwie. 

 

Czyniąc wtedy takie kalkulacje wpadliśmy na następujący pomysł: Aby zachęcić tatusiów do powtórnego obejrzenia Śnieżki przygotujemy jej wersję dla dorosłych, którą będziemy grać równocześnie w głębi sceny, tyłem do widowni wypełnionej maluchami, a przodem do ojców zasiadających na specjalnie rozstawionych fotelach i rozkoszujących się pikantnymi szczegółami erotycznych związków Śnieżki z jurnymi krasnoludkami. Ceny biletów dla tatusiów miały być znacznie podwyższone, natomiast za pierwsze przyprowadzone dziecko płaciłoby się bilet normalny, a za każde następne ze stosowną zniżką.

 

Nic z tego nie wyszło. Najpierw zaczęła mieć wątpliwości organizacja partyjna, która doniosła o tym do Komitetu Wojewódzkiego. Potem przyszła grupa najbardziej pobożnych pracowników grożąc skargą do Kurii Archidiecezjalnej. Następnie pojawiła się delegacja samych krasnoludków, wielce podzielona. Ponieważ role te tańczyli zarówno tancerze jak i tancerki (zwłaszcza pod względem aktorskim znakomite), chłopcy byli za, dziewczęta przeciw! Wątpliwości miał również w imieniu swoim i orkiestry dyrygent Tadeusz Kozłowski. Siedząc na przodzie w orkiestronie widzieli tylko wersję dziecięcą, którą od lat znali aż do znudzenia. Natomiast na tyle sceny wersja dla tatusiów była dla nich znacznie ciekawsza zwłaszcza, że sami też byli ojcami i coś im się od życia należało – tłumaczyli!


Osobny problem stanowiły prawa autorskie do choreografii Witolda Borkowskiego, który wówczas był już nestorem, autorytetem i postrachem. Gdy mu tę inicjatywę przedstawiłem, z całą stanowczością mnie przepędził. Tak więc pomysł Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków w wersji frywolnej w ramach Niedzieli z tatusiem upadł zanim został zrealizowany. Teatr Wielki utracił dodatkowe wpływy z biletów, tatusiów pozbawiono niewątpliwie atrakcyjnych podniet przed niedzielnym obiadem, a mamusiom odebrano cenne chwile dopołudniowego świątecznego wypoczynku.

 

Na piątek 13 marca zapowiedziano w Łodzi galowy spektakl Królewny Śnieżki dokładnie pięćdziesiąt lat od prapremiery. Podobno ma się pojawić legendarna primabalerina Iwona Wakowska, która pierwsza zatańczyła tę rolę przed pół wiekiem. Pojadę, bo nieodzowną wartością życia teatralnego jest dla mnie trwałe połączenie tradycji z mądrą współczesnością i granie spektakli choćby pięćdziesiąt lat, a nie… pięć razy.

 

Z radością spotkam w Łodzi wszystkie pokolenia artystów baletu związanych z tym tytułem od całego półwiecza. Będą wśród nich zapewne Liliana Kowalska i Dobrosława Gutek (wykonawczynie roli Macochy), Kazimierz Knol (Wiedźma i też Macocha), może przyjadą Kazimierz Wrzosek, Jerzy Piętka, Krzysztof Pastor (wspaniali Książęta), oraz kilkanaście tytułowych Śnieżek, wśród których ucałuję Grażynę Popławską, Malwinę Poleszak, Annę Krzyśków, Luizę Żymełkę, Wiolettę Sokołowską i Monikę Maciejewską. Królować będzie niewątpliwie Ewa Wycichowska, najwybitniejsza Śnieżka od czasów Wakowskiej. Postaram się też dać jej buzi, choć boję się, aby mnie nie ugryzła!

 

A wracając do Niedzieli z tatusiem, to może by ten koncept zastosować w odniesieniu do warszawskiej i poznańskiej Halki. Na przodzie sceny grać możliwie najparadniejszą wersję inscenizacyjną w kontuszach, strojach góralskich i bogato odzianą bohaterką tytułową (koniecznie barwna chusta, tak ważna w reżyserii Marii Fołtyn), z prawdziwym polonezem, mazurem i tańcami góralskimi, a na tyłach obsceniczne wersje Trelińskiego i Passiniego, dla ewentualnych widzów po obniżonych cenach biletów.

                                                               Sławomir Pietras