Nad wigilijnym stołem

Opublikowano: poniedziałek, 30, grudzień 2019 07:52
Pietras Sławomir

Pośród wielu różnych zjawisk kultury i sztuki zawisłych nad tegorocznym wigilijnym stołem, wybieram tylko te optymistyczne. Pozostałymi zajmę się później, aby nie mącić świątecznego nastroju.

 

Jak zwykle na najwyższym poziomie znalazło się Stowarzyszenie Autorów ZAIKS, nadając tytuły honorowych członków wybitnym osobowościom. Podczas uroczystości ich wręczenia stężenie talentów na metr kwadratowy – jak ktoś powiedział – przekraczało wszelkie normy. Maja Komorowska zastanawiała się, jak obdzielić nagrodą gromadę wnuków i prawnuczkę. Dla Zbigniewa Rybczyńskiego wizerunek ZAIKS – owskiego wyróżnienia ratuje obraz Polski. Urszula Dudziak stwierdziła, że odzyskała tremę, której się dawno pozbyła. Poza tym powiedziała, że dopiero się rozkręca, skończyła 76 lat, ma narzeczonego i buduje pierwszy dom. Dostała gromkie brawa!

 

Olga Tokarczuk zauważyła, że … „żyjemy w tak dziwnych czasach, że za chwile moja profesja będzie niepotrzebna. Sztuczna inteligencja będzie w stanie wytworzyć nowe książki bez udziału autorów, jedynie na podstawie analizy ich stylu”. Agnieszka Holland z nostalgią wspominała, kiedy przychodziła tu za komuny, czuła powiew zachodniego, wielkiego świata. Katarzyna Gaertner zdradziła, że komponuje właśnie operę o Agnieszce Osieckiej (sic!). Ilona Łebkowska wyznała, kim będzie jej bohaterka nowej książki, a Anda Rottenberg w sposób wzruszający wspominała o swych relacjach z ojcem.

 

Wśród nowych honorowych członków ZAIKS – u zabrakło tylko głosu nieobecnej Krystyny Jandy, która jak co wieczór grała w którymś ze swych warszawskich teatrów. W żadnym z nich nigdy nie spotkałem kogokolwiek z kilkusetosobowej obsady historycznego serialu Korona królów. Wśród nich z satysfakcją obserwuje kilkanaście aktorskich osobowości, których dalszy rozwój mógłby być zaszczycony w produkcjach teatralnych tak prestiżowego grona aktorskiego, jaki skupiła wokół siebie Krystyna Janda, będąc zarówno prezesem swojej teatralnej fundacji, sprawną reżyserką, no i w końcu jakże wybitną i charyzmatyczną aktorką. Podejrzewam, że dzieje się tak dlatego iż emisje Korony królówrozpoczynają się o godz. 18:30, kiedy to sceniczna Boska Jenkins, Maria Callas, Danuta W., Pomoc domowa, Szmbelanowa lub Schirley właśnie wchodzi na scenę, a nie ogląda telewizji.


Toteż przy wigilijnym stole nieśmiało i ostrożnie rekomenduję aktorskie talenty serialowej młodzieży, która dla dobra polskiego teatru powinna jak najczęściej pojawiać się na scenach: Andrzej Hausner i Mateusz Król (obaj w roli Kazimierza Wielkiego), Marta Bryła (Aldona / Anna), Aleksander Kaleta (Spytek) i Dagmara Bryzek (Królowa Jadwiga). Dzięki jej urodzie i młodzieńczemu urokowi taką właśnie Jadwigę zapamiętamy, jako niedawno wyniesioną na ołtarze królową, a nie nadętą matronę z namalowanego pocztu Matejki.

 

Nie mogę powstrzymać się od atencji dla dojrzałych znakomitych aktorów, którzy rekomendacji nie potrzebują, ale będąc ozdobami serialu zasługują na uznanie: Halina Łabonarska (Królowa Łokietkowa), Agata Bykowska (Gabija), Zbigniew Suszyński (Władysław Opolczyk) i Sławomir Orzechowski (Spicymir).

 

Całości tego monstrualnego serialu należałoby poświęcić osobną dywagację przyznając, że w miarę emisji kolejnych odcinków stopniowo uniknięto różnorakich niezręczności scenariuszowych, ubóstwa scenograficznego, a zwłaszcza dialogów, które pełne słownictwa i określeń nie istniejących w Średniowieczu, zubożają nastrój i stylistykę fabuły. Podobno w ostatnich dniach rozpoczęła się emisja tego serialu w Japonii, ale tam jest im to zapewne wszystko jedno.

 

W tym roku mój wigilijny stół został zastawiony w Kotlinie Kłodzkiej, gdzie złożona kontuzją odpoczywa w Polanicy Danuta Balicka, żona mojego niegdysiejszego szefa i mentora Roberta Satanowskiego. Tęsknie za nią, jej energią, temperamentem i teatralnym sposobem bycia. Może spotkam tam Jurka Satanowskiego, jej synowca i kompozytora, którego przy śledziku będę namawiał – skoro Gaertner wzięła się za Osiecką – do skomponowania opery o Krystynie Jandzie którą – jak ją znam – potem sama wyreżyseruje i zagra w niej główną rolę. Po wieczerzy wybiorę się na długi spacer, wydychając subtelne kłęby pary w kierunku pobliskiej Nowej Rudy. Gdzieś w jej okolicach Olga Tokarczuk w gronie najbliższych będzie zapewne spożywała pierwszą noblowską wigilię. Postaram się w jej kierunku wysyłać podmuchy szczerego optymizmu, wiary i nadziei, że jej wspaniała profesja literacka nigdy nie przestanie być potrzebna. Będę w oparach nocy wigilijnej w czarownej Kotlinie Kłodzkiej słał życzenia, aby jej dzielona z nami wszystkimi troska o losy polskiej kultury, powrotu politycznej mądrości i pomyślność naszej Ojczyzny znalazły w niebiosach posłuch, gdy nad stołami wigilijnymi na naszej ziemi zabrzmi polonezowe Bóg się rodzi, moc truchleje…

                                                                  Sławomir Pietras