To był wielki Konkurs

Opublikowano: poniedziałek, 02, listopad 2015 20:48
Pietras Sławomir

Między żyjącymi nie ma już świadków pierwszych Konkursów Chopinowskich. Jerzy Waldorff opowiadał, że jury siedziało wtedy na estradzie, a produkcje mniej interesujące przerywano dźwiękiem ręcznego dzwonka, jak przy castingu na pokojówki...

Przed wojną dwaj Polacy znaleźli się w gronie laureatów: Stanisław Szpinalski (pierwsza nagroda na I Konkursie w 1927 roku) i Witold Małcużyński (trzecia nagroda na III Konkursie w 1935 roku). Po wojnie polskich zwycięzców znacznie przybyło: Halina Czerny-Stefańska (1949), Adam Harasiewicz (1955), Krystian Zimerman (1975), Rafał Blechacz (2005) oraz zdobywcy dalszych miejsc finałowych, co było początkiem ich wspaniałych karier: Piotr Paleczny, Janusz Olejniczak i Krzysztof Jabłoński.

Miałem z tym do czynienia od dzieciństwa. Już w roku 1955 wraz z częścią publiczności mądrzyłem się, że fenomenalny chiński pianista Fou Ts'ong powinien dostać pierwszą, a nie trzecią nagrodę. W liceum chodziłem na wagary, aby usłyszeć na próbie w Filharmonii Śląskiej mojego ulubieńca Maurizio Polliniego, zwycięzcę roku 1960. Usłyszawszy po raz pierwszy Marthę Argerich sądziłem, że Chopina nie można zagrać ciekawiej i piękniej. Tak było do czasu, gdy pojawił się Krystian Zimerman. Nie tylko dlatego, że w młodości wyglądał jak mleczny prawnuk Chopina. Jego pianistyka od roku 1975 do dziś jest fascynującym potwierdzeniem fortepianowego geniuszu, sposób kontynuowania kariery dowodzi niezwykłej odwagi, hartu ducha i godnej szacunku bezkompromisowości, a osobowość przechodzi nieustannie twórcze przemiany, pełne różnorodności, życiowych pasji. Szkoda, że od lat nie znajduje czasu, aby – jak dawniej – trochę się pokolegować.

Niezmiennie chowam w sercu wielkich odtrąconych: Michela Blocka, któremu Artur Rubinstein ufundował specjalną nagrodę, a Warszawa trzęsła się od plotek, że to nieślubny syn Mistrza, do którego zresztą był fizycznie podobny. I oczywiście Ivo Pogorelića, z powodu którego Martha Argerich opuściła jury i demonstracyjnie wyjechała. Teraz też jej nie było na koncercie laureatów (!?).


Wreszcie w tegorocznym Konkursie to dziwne zjawisko: Zhi Chao Julian Jia, piękny, wysoki Chińczyk z włosami opadającymi do pasa, grający czarująco, ale tylko do II etapu. Odrzucony, udzielił wypowiedzi w telewizji, że idzie zwiedzać Warszawę. W pięknej garsonce, toczku na głowie i z gustowną torebką pod pachą. Mówił dźwięcznym barytonem, kontrastującym z ubiorem, gestykulacją i nieodpartym, wcale nie typowo chińskim urokiem.

Konkursowe wywiady przeprowadzał – również nienaganna angielszczyzną – Mateusz Grzesiński, młody dziennikarz rosnący na przyszłą gwiazdę telewizyjnej publicystyki.

Wysokiemu, bodaj najwyższemu w historii konkursów poziomowi chopinowskich interpretacji towarzyszyła sprawna obsługa medialna, liczne komentarze i wypowiedzi autorytetów. Przestrzegałbym przed zbyt częstym dopuszczaniem do głosu zawodowych pianistów, a zwłaszcza pedagogów. Ich uwagi bowiem mijają się niekiedy z zainteresowaniami i zrozumieniem szerokich mas melomanów, a jest ich obecnie już ponoć wiele milionów, oczarowanych muzyką Chopina. Jednak ciągle brak osobowości i telewizyjnej charyzmy Bogusława Kaczyńskiego (wracaj czym prędzej do zdrowia!!!), którego wypowiedzi i analizy pamiętało się równie długo, jak analizowane wykonania.

To był wielki Konkurs. Chciałbym mieć zawsze w domu fonograficzne nagrania wszystkich jego uczestników. Tym razem byliśmy świadkami wyrównanego, ciągle wznoszącego się poziomu od pierwszego do ostatniego przesłuchania na wszystkich etapach. Przyłączam się do tych, którzy jakość gry zarówno uczestników, jak i laureatów uważają na najwyższy w historii Konkursów.

Zwycięzca Koreańczyk Seong-Jin Cho to nie tylko 21-letni „złoty chłopak”. Jest artystą, który otworzył przed sobą wielką karierę. Zrobi ją, oby z pomocą dobrych ludzi, jako że Bóg takim jak on nie odmawia. Kariera czeka również wszystkich finalistów, z nonszalanckim i intrygującym Łotyszem Georgijsem Osokinsem na czele.

Dla nas najważniejsze jest, że dzięki Chopinowi i młodej międzynarodowej pianistyce świat znów mówi o Polsce z podziwem, powagą i szczerą sympatią.

                                                                                  Sławomir Pietras